Badania wstępne... eh...

in #polish7 years ago

Cz.I - Psychotesty.
psychotesty.jpg

Dawno nie było wkurwa, co?? Tak, wiem, nieco zawiodłem, ale no cóż. Mógłbym ściemniać, że coś aktywnie robiłem, ale i tak wszyscy wiedzą, że zalewałem się w trupa i wydawałem ostatnie pieniądze na dziwki. Aha, nie żebym reklamowa, ale chyba przejdę do PLUSa. 22,50 za numer? A niektóre szmaty za loda gdakają 3 dychy, no zdzierstwo... Ale wracajmy do sedna.

Jako, że hajs się kończy, a bzykać się chce, to postanowiłem poszukać pracy. Jednak co bardziej rozsądny pracodawca, przed dopuszczeniem do pracy wysyła na badania. Najczęściej to jakiś budynek na wypiździewie, gdzie w każdym pokoju obca baba zagląda w różne otwory w ciele, pyta o pierdoły i takie tam różne. A same cycków nie pokazują, egoistki. Jednak zacznijmy od początku...

Na początku był chaos. Nie, to nie cytat z durnej książki dla niedojebanych umysłowo. Zadzwonił budzik, kota wszędzie pełno, wyjebany kwiatek, rozsypana karma. Ruja nie chciałem oglądać, a poza tym jak zawsze ok. 7:00 rano miałem koszmary. A tym razem padło na zombiaki tańczące "Numa numa ej". No, ale jak człowiek jebnięty, to i sny popierdolone, trzeba przywyknąć.

Czasu nie było na nic. Już nie raz byłem w takiej sytuacji, więc doświadczenie mam. Zdziwiło mnie, że nie dało się odpalić fajki od kranu, ale to przez to, że byłem zaspany i odkręciłem zimną wodę. Z ciepłą by pewnie wypaliło (odpaliło). Zaletą małej łazienki jest to, że siedząc na kiblu można jednocześnie umyć ręce i takie tam. Jednak nie próbujcie tego w domu, bo jak się siedzi bokiem, to z racji owalnej dziury można się tyłkiem wpierdolić do kibla i wtedy się dziwnie wygląda.

Na szczęście podróż na miejsce przeglądu była spokojna. Jednak godzina była taka, że stado uczniaków też musiała jechać. Zwykle nie zwracam uwagi na małolaty, ale ta wataha przykuła mój wzrok. Nie, że jakieś ładne, czy coś, bo po co się ślinić do kogoś, kto by nie wiedział co ze mną robić. W bierki grać, chińczyka?? Nieważne. Zwykle gówno mnie obchodzi ten temat, ale jakieś te dziewczyny biedne. Niby smartfony o przekątnej jak plazma, ale ciuchy?? Podarte, abo jakieś takie obcisłe, jak po młodszej siostrze. Ale na pysku, to szpachli tyle, że jakbym tak ryjem o ścianę potarł, to bym miał gładź zrobioną w całej łazience. Ale jest coś, co mnie zafascynowało. O czymś tam gadali i nagle hasło "Wrzucę Ci na fejsa". No pewnie, spierdol transfer, zajeb komuś tablicę, zamiast puścić filmik na swoim telefonie i pokazać, żeby się wszyscy pośmiali, WTF?? A powiadomienia z FB w 5.1 z każdego miejsca na przystanku.

Oczywiście budynek rozpoznałem. Wieki wyczyn to raczej nie był. Ale teraz szukaj "Klatki C". Okazało się że wejście w ogóle gdzieś w pizdu z tyłu. Jednak trafiłem. 2 osoby przede mną, więc luzik, szybko poszło. Nie to, że mam fobię, ale nie lubię, jak mi obca baba wbija igły w ciało. Nie boję się, nie panikuję, przecież sam sobie miesiąc wstrzykiwałem heparynę, ale no jakoś nie patrzę nigdy. Tak jakby swojej nie miała, to się uwzięła i ssie moją... Z sumie mam inne rzeczy, które mógłbym dać do possania.... Ojć, chyba się zagalopowałem.

Po wyjściu, oczywiście uszkodzony, z dziurą w ręce, zobaczyłem znajomego, którego w sumie poznałem na rozmowie o pracę i dzięki jego uprzejmości dane mi było bezpiecznie wrócić do miasta. Znając mnie ze 3 dni bym się błąkał po Jarostach, Woli Bykowskiej i pewnie doszedł bym do Łodzi a nie do Piotrkowa. Jednak wolałem sobie zająć miejsce w kolejce na psychotesty i jeszcze wciągnąłem szluga. Znów okazało się, że z tym samym znajomym mam wypełniać te papiery, więc super, zawsze jakoś raźniej, podpowiadać można... W końcu facet prowadzący rozdał te papierki, ankiety i inne duperele. Spoko imię i nazwisko pamiętam, ale dla pewności zerknąłem w dowód. Jednak z racji zaspania musiałem jebnąć byka w dacie urodzenia. Dzień i miesiąc OK, ale rok - 2017 - z rozpędu. No epicko kurwa... No i standardowo na koniec zaznaczyć / potwierdzić, że w przeciągu 2 dni nie piło się alko i nie było pod wpływem środków odurzających... No pewnie, że nie. Ja w weekend tyko 16 piw jebłem. Nawet jak z autobusu wychodziłem, to mnie zawiało i mało nie wjebałem się w krzaki... No i dotarło do mnie, że moje zdolności mogą być nieco ograniczone. Ale chuj tam, jakoś będzie. Kolejna karta to jakiś wywiad środowiskowy. "Czy reagujesz jak zwierzęciu dzieje się krzywda", "Czy postępujesz wg swojego uznania, czy ogólnie przyjętych zasad", tego typu pojebaństwo. Jednak wrócę do tego....

A potem facet podał nam książeczki, wystraszyłem się. Na szczęście nie było tam literek tylko obrazki, więc kamień z serca. Jakieś ciągi logiczne, etc. Pikuś... Szkoda tylko, że te wszystkie kropki ganiały się po tej kartce i ni chuja nie dało rady odczytać jaki to logiczny ciąg. Nie, no dobra, wszystko było OK, budowałem w Was niepewność kosztem postrzegania mojej osoby, niah, niah....

Ale po przerobieniu książki (szczęście, że nie trzeba było pisać charakterystyki bohaterów i omawiać treści), gość pokazał tablicę z liczbami. No i coś tam objaśniał, ale kiedyś robiłem te testy i wolałem oglądać muchę na ścianie i nawet robić zakłady w którą stronę popierdoli, a może odleci. Resetem była komenda: "Czas start". Szybko skończyłem, a facet mi gada, że to bya rozgrzewka i "czy aby na pewno zrozumieliśmy o co chodzi". Nosz kurwa, jak do debili, to nie gimnazjum. O dziwo się wszystko zgadzało. A potem zadanie główne i tablica o wiele większa, więcej liczb. Co to kurwa jest?? Replay?? To zadanie było jednak trudniejsze i łatwo się było rypnąć, ale w sumie wyniki pod koniec.

Teraz czas reakcji, czyli wciskanie pedała (pedału?) na sygnał dźwiękowy i świetlny. Nawet fajna zabawa, ale na dłuższą metę monotonna, wolałbym jakąś strzelankę jak Far Cry, czy coś, ale no cóż, widać uboga placówka.

Sądziłem, ze teraz będą te suwaki i ocenianie odległości, jak to na wózki. Ale facet mi mówi, że czas na ciemnię. Osz chuj... Zamknął mnie w takim ToyToyu i coś tam pierdoli , że mam wypatrywać kółka, kwadratu, trójkąta i krzyżyka. Pomyślałem sobie, że super, dostanę pada do PS3 i w sumie w Uncharted był mógł pograć. Ale nie. Siedzę i siedzę, bo niby mam się przyzwyczaić do ciemności, ale tam nie było ani wirującego pierścienia, ani pada... Nic kurwa, ciemno jak w dupie. Jednak nalegał, by wypatrzać. Po jakimś czasie jednak zauważyłem te znaczki... A ten ciul kazał patrzeć dalej i JEB mi halogenem po oczach. Nosz, ty chuju, poczekaj, aż mnie wypuścisz. A potem ciemność. Wtedy pomyślałem, ze może to jakaś dziwna średniowieczna metoda nieinwazyjna. Najpierw mnie oślepi, a potem wydyma z zaskoczenia. Szczęście, że zawsze mam przy sobie nóż... Ale jakoś udało się bez zrywania gwintu w dupie.

Jednak zdziwiło mnie, że po wyjściu z tej komórki, kolega został wyproszony i wtedy poczułem niepokój. Zostałem z gościem sam na sam, kolega wyszedł i znów niepokój, bez świadków... Ale chodziło o wyniki testu i wyszło mu, że jestem aspołeczny. Śmiechłem. Zaczął gadać jakieś psychologiczne farmazony. Ja skupiałem się na jego łapach, czy aby nie trzyma jakiegoś chloroformu.

Okazało się jednak, że wszystko ze mną ok, a ocena moich zdolności psychomotorycznych jest BDB. No to cała przyjemnośc po moim trupie, złamasie. Dał mi wyniki, a ja się ulotniłem. Później miałem wyrzuty sumienia, że zostawiłem kumpla samego, ale wyglądał na gościa, który by dał sobie radę...

Na kolejne badania na 13:00, więc mogę jechać do domu, pomarnować czas na bzdurne gry na FB....

Cz.II - Lekarze.
lekarz.jpg

Analizując skierowanie w sumie mi nieco ulżyło. Neurolog, okulista, laryngolog i na koniec medycyna pracy. Szczęście, że nie było proktologa i ginekologa...

W rejestracji, nawet fajna babeczka, wypytywała mnie o duperele, ale mnie bardziej interesował jej dekolt. Na bezczela. Dobrze, że miała ciśnieniomierz elektroniczny, bo jakby zaczęła pompować tym ręcznym, analogowym, to pewnie by się odegrała. No cóż, obrączki nie miała, więc można obczajać.

W poczekalni pojawiali się nowi ludzie w tym wspomniany wcześniej znajomy, więc odetchnąłem, że będzie można się do kogoś odezwać. No i tak gadaliśmy o pierdołach, nawet dołączył inny facet, który był przede mną i okazało się, że we trzech będziemy razem pracować. Super. Sławek, bo tak się przedstawił, sporo opowiedział o warunkach, atmosferze i różnych innych rzeczach w miejscu pracy...

Neurolog.

No cóż, laseczka nawet spoko. Obok leżanka, a typiara każe mi się rozbierać. Szkoda, że tyko buty i skarpety. Stań na palcach, na piętach, połóż się... Niby polecenia wyraźne i konkretne, ale i tak się czułem jak w studiu BDSM. Gdzie stoi wymalowana super dżaga w lateksie i strzelając z bata krzyczy "Na kolana psie i liż". A potem podpina odważniki do sutków i każe czekać pod stołem... Yyyyy, znaczy tak słyszałem, że są takie miejsca.... kolega mówił... Nieważne. No i po tych tańcach plemiennych puściła mnie wolno. W sumie do twarzy by jej było w skórze, ze szpicrutą... Eghm....

Okulista.

Widać było, że to stara rutyniara. Dosłownie, bo ona chyba pamięta Hołd Pruski z 1525 r. Coś tam zaczęła studiować w tej mojej karcie i każe przeczytać dony wers z wyświetlanego obrazu. Więc się rozglądam, a tam nic nie ma na ścianie. Jednak już od wejścia zarejestrowałem wszelaką elektronikę w pomieszczeniu. Więc odparłem spokojnie, że nie widzę dolnego wersu. To kazała przeczytać ten z góry. Moja reakcja podobna. Spojrzała na mnie i zaczyna pierdolić coś o okularach, że mnie nie puści, bo mam fatalny wzrok i się mi dziwi, że w ogóle nie mam pipsztoków korekcyjnych. Więc odparłem, że widzę doskonale jak żbik, tylko nie mogę odczytać, bo jej projektor zgasł, a tablicy nie ma powieszonej. Potem poszło gładko, ale coś tam było o siedzeniu przed komputerem (bo było na skierowaniu). Ale przecież ja przed kompem raptem 16h na dobę siedzę.... Nie wiem co miała na myśli. Grunt, że puściła.

Laryngolog.

Paskudne babsko i wredne, aroganckie... Nienawidzę laryngologów. Coś tam popisała i wyjęła zestaw małego odkrywcy w składzie: wziernik do nozdrzy, łopata, do grzebania w ryju i lejek by szukać miodu w dupie.... yyyy uszach. W ogóle to badanie było irytujące, strasznie mnie wkurwiało. A potem stanęła za mną i szeptała, a ja miałem powtarzać głośno. W sumie było by łatwiej, gdyby nie szarpała mnie za uszy. Pojebana jakaś. Noooo, ty kurwo ty, jakbym Ci ryknął po swojemu, to by Ci się mlekiem z porodówki odbiło. Mam nadzieję, że nie trafię na tą babę w przyszłości...

Medycyna Pracy.

Główny orzecznik. Spodziewałem się wywiadu o przebytych chorobach, szpitalach, złamaniach, etc. W gabinecie by z asystentką, no luz. Klasycznie prosze się rozebrać. No to pomyślałem, że luz, jak mamy dymać laskę we dwóch, to spoko. A ten ciul mnie tyko osłuchał i nara. Orzeczenie, stempel, podpis i chuj. Fajna robota...

I na tym skończyła się ta cała szopka. Pół dnia poszło w pizdu. I tak w sumie dobrze, bo bywały badania, które trwały kilka dni, bo każdy lekarz w innym miejscu. Jednak nadal mnie zastanawia moja ocena, że jestem aspołeczny. Skoro potrafię się dogadać z każdym, młodszym, starszym, bez znaczenia. I jakie to ma znaczenie, skoro ja tam idę do pracy, a na wieczór z poezją i rozmowy przy ciasteczku...

Silver.