Ciąża i poród w Holandii vol. 3
Witajcie!
W poprzednich postach (Vol. 1 i Vol. 2) starałem się opisać wszystko co się wydarzyło DO przyjazdu do szpitala.
Teraz czas opisać najważniejsze wydarzenie z mojego życia.
Gdy zajechaliśmy do szpitala to od razu przy wejściu posadziłem Ewelinę na wózek. Podszedłem do okienka rejestracji. Podałem imię i nazwisko. Pani wykonała telefon i 3 minuty później już jechaliśmy w asyście pielęgniarki do naszej sali. Pamiętam, że pani pielęgniarka po drodze zagadywała - skąd jesteśmy? jak długo w Holandii? itp itd. żeby nas odstresować trochę.
Nie wiem jak wyglądają porodówki w Polsce. Podejrzewam, że są te lepsze i te gorsze. Ale standard sal porodowych na Oddziale Położniczym w Hadze po prostu wbił mnie w kanapę. I to dosłownie bo obok Eweliny łóżka stała kanapa dla taty :). Pokój składał się z łóżka Eweliny z całą aparaturą, mojej kanapy, szafek w których były ubranka dla dziecka w różnych rozmiarach (gdybyśmy nie przywieźli swoich), i prywatnej łazienki. Oczywiście pokoje były jednoosobowe tzn. nie było opcji wspólnego rodzenia z jakąś babą chuj wie skąd, która drze mordę wniebogłosy.
Pełna prywatność.
Obok łóżka Ewelina nawet miała ekran dotykowy na którym mogła sobie wybrać menu na następny posiłek
Ale jakoś nie była głodna..
Wracając do porodu. Przyjechaliśmy do szpitala około godziny 18:30. Około 19:00 Ewelina była już pod morfiną, która swoją drogą niewiele jej pomogła. Po rozmowie z położną zdecydowała się ona na zlecenie znieczulenia zewnątrz-oponowego w kręgosłup. Przyszła pani anestezjolog i wspólnie (ja trzymałem Ewelinę za rękę) wykonaliśmy wkłucie.
Od razu pomogło. Ewelina mogła się w końcu położyć spać, choć na chwilę. Pani położna powiedziała, że musimy obydwoje odpocząć, bo potrzebujemy siły. Położyliśmy się spać.
Spaliśmy około 2-2.5 godziny. Około godziny 23:00-23:30 przyszła pani położna. Zbadała Ewelinę i stwierdziła, że rozwarcie jest na 8 cm i że trzeba powoli odłączać znieczulenie. Jako, że robili to bardzo delikatnie i powoli to Ewelina została odłączona od znieczulenia dopiero po godzinie pierwszej w nocy...
I niedługo potem zaczęła się akcja... Ciężko to wszystko opisać. Z jednej strony czuję jakby to trwało wieki... Z drugiej wszystko działo się tak szybko... Trzymanie za rękę... Przyj!!! Przyj!!! ... Przerwa.... Oddychaj... Spokojnie oddychaj... jeszcze nie teraz... TERAZ!!! Przyj!!! Przyj!!!... Emocje sięgają zenitu... Patrzę raz na Ewelinę.., Raz na położną i jej dwie asystentki... W pewnym momencie dostrzegam panikę na ich twarzach... jedna bierze do ręki nożyczki.... Przyj!!! Przyj!!! Przyj!!! Przecież nie mogę jej teraz nic powiedzieć.. Oddychaj spokojnie...Poczekaj... jeszcze chwila... Zobaczyłem tylko jak wyszła główka - pani położna złapała za pępowinę obwiniętą dookoła szyi Daniela, a asystentka wykonała szybki ruch i obcięła pępowinę... ulga na ich twarzach dodała mi skrzydeł!!! Przyj!!! Przyj!!! Już niedaleko... Gdy Daniel już był na zewnątrz usiadłem na kanapie, bo chyba bym zemdlał...
Ale na to nie było czasu. Panie asystentki położyły Daniela na piersi Eweliny...i kazały dać telefon. Dzięki temu mam to zdjęcie, którym chciałem się tutaj podzielić.
Najszczęśliwszy TATA na świecie
Mały Daniel urodził się o godzinie 3:15 rano 10 października 2015 roku.
Poleżał z Eweliną około godziny. Potem przyszły panie asystentki. Przycięły pępowinę do odpowiedniej długości (poprzednia była obcięta na długość jakichś 20-30cm długości przez to, że się zawinęła wokół szyi) Ubrały go. I wsadziły pod lampy, żeby mama się mogła przespać. Gdy Ewelina poszła spać, mały leżał bezpiecznie w ciepełku, tata poszedł na zasłużonego papierosa i wykonać telefony do dziadków i znajomych.
Chciałbym tutaj skorzystać z okazji i skomentować ostatnie wydarzenia, gdzie rodzice "porwali" swoje dziecko ze szpitala... Mój mały nie był kąpany w szpitalu. Był ułożony na piesi Eweliny, żeby jego system immunologiczny nauczył się jej bakterii. Nie był też kłuty, gdyż nie było takiej potrzeby. Żadnych witamin, szczepionek...Został przebadany. I tyle. Albo aż tyle...
Położyłem się spać, a jak wstaliśmy to o godzinie 8:00 Ewelina czuła się już na siłach, by wrócić do domu.
Tak. Po 5 godzinach od urodzenia dziecka jechaliśmy do domu. Jedyny warunek jaki kobieta musi spełnić, by ją wypuścili do domu to zrobienie siku. Po 5 godzinach od urodzenia dziecka i 26 godzinach od odejścia wód moja dzielna Misia sama weszła na drugie piętro. A to wszystko dzięki temu, że poród odbywał się naturalnie. Nie było, żadnych dziwnych środków przyśpieszających, wywołujących poród. Nie mnie decydować, bo nigdy rodzić nie będę, ale niech panie zdecydują co jest lepsze? Przemęczyć się 24-26 godzin i wyjść ze szpitala o własnych siłach? Czy urodzić w 2 godziny i potem leżeć przez 2 tygodnie?
A na koniec dla wytrwałych zdjęcie mojego szczęścia zaraz po ubraniu go przez panie asystentki:
Świetnie napisane Grzegorz :) Z tą kanapą to mnie rozbroiłes :D
Dzięki! W tego posta na serio włożyłem serce
Ten skarb został odkryty dzięki OCD Team! Odpisz na ten komentarz jeśli zezwalasz na podzielenie się nim z innymi! Akceptując to masz szanse na otrzymanie dodatkowej nagrody i jedno z twoich zdjęć z artykułu może zostać wykorzystane w naszej kompilacji postów! Możesz śledzić @ocd - i dowiedzieć się więcej na temat projektu i zobaczyć inne skarby! Dążymy do przejrzystości.
Zgadzam sie ;)
Gratulacje Grzegorz
Dziękuje!
Gratulacje. Fajnie to wszystko opisałeś. Tak to już jest raz wychodzisz ze szpitala (ośrodka ) zły np. na lekarza a innym razem wychodzisz najszczęśliwszy na świecie.
Tak właśnie jest!
good post bro
Thanks man ;)