Wspomnienia kucharza #1 Czy jest tu jakiś kucharz?
Zanim jeszcze wybrałem szkołę kierunkową, postanowiłem, że najpierw podejmę się wakacyjnej pracy w restauracji i wtedy odpowiem sobie na fundamentalne pytanie:
Czy zawód kucharza jest właśnie dla mnie?
Zatrudniłem się więc w małej, aczkolwiek dość ruchliwej restauracyjce, położonej na przedmieściach, usytuowanej blisko niewielkiego szlaku turystycznego.
W mojej głowie przewijały się obrazy z zagranicznych programów kulinarnych i dokumentów o gotowaniu (przede wszystkim energiczni, schludni kucharze z wymalowaną na twarzach pasją i zaangażowaniem), w sercu natomiast odczuwałem wielki niepokój i strach przed moją pierwszą pracą.
Byłem niesłychanie ciekaw tego co mnie czeka, a dodatkowo potrzebowałem trochę gotówki na swoje własne wydatki, miałem wtedy w sobie mnóstwo energii i motywacji do działania.
Pamiętam dobrze, jak bardzo byłem podekscytowany na myśl o tym, że poznam niesamowitych kucharzy, moich mistrzów i autorytety..
No cóż, pierwszy dzień w pracy szybko skorygował jakże bardzo wyidealizowane na tamten czas myślenie..
Kuchnia nie wyglądała tak jak w TV - nie była jakaś zła czy brudna, była po prostu prawdziwa i nieprzekoloryzowana.
W końcu stała się ona dla mnie materialna i rzeczywista, szara i pozbawiona tego magicznego szlifu kablówki.
Pamiętam, że pierwszą fazą szoku z którą się zmierzyłem było to, że na kuchni pracowały jakieś „typy” w ufajdanych i przepoconych podkoszulkach, wyglądali bardzo niechlujnie, wręcz nieestetycznie.
Była to bardziej ekipa Januszy, niż personel restauracji, poziom ich prezencji był szokująco niski, w mojej głowie powstało pytanie - czy jest tu jakiś kucharz?
W wyrazach ich twarzy można było dostrzec mnóstwo mieszanych emocji, lecz bardzo ciężko było wśród nich, odnaleźć pasję i oddanie temu, co robią.
Gdyby przedstawić je wszystkie w postaci opisu dania z wyszukanej karty menu, wyglądałby on następująco:
„Niezadowolenie i gorycz zawodowa w akompaniamencie ewidentnej ignorancji, podlane złością i wkur***niem".
Zupełnie jakby byli tam za karę, skazani na shawshank..!
Każdy nowo pojawiający się bloczek, przypinany szpilką do tablicy korkowej sprawiał im ogromny zawód i ból (można by pomyśleć, że tablica korkowa była w jakiś sposób zespolona z ich układami nerwowymi).
To była istna walka z wiatrakami, na miejsce każdego wydanego zamówienia z automatu pojawiały się dwa nowe, przynoszone przez równie mocno poirytowanych kelnerów.
Kiedy tylko taki kelner pojawiał się na kuchni, w jego kierunku odpalana była pierwsza salwa standardowych wulgaryzmów, kiedy natomiast przybijał już bloczek, wtedy odpalany zostawał system rakietowy z automatycznym namierzaniem, gdy natomiast coś mu się pomyliło (lub klient chciał wymienić jakiś składnik w daniu, ewentualnie zmienić złożone wcześniej zamówienie), wtedy na kuchni rodził się istny grzyb atomowy złożony z wyzwisk, gróźb i rzutów przedmiotami różnych gabarytów.
Tak właśnie wyglądał kunsztowny proces tworzenia dań w tym lokalu, jak później się okazało, byli to kucharze z bardzo dobrych hoteli, którzy chodzili do tego lokalu na fuchy, aby trochę podreperować swoje domowe budżety.
Pośród tego całego chaosu wyróżniał się jedyny w swoim rodzaju Pan Krzysio, ostatnia opanowana i spokojna osoba w tej ekipie - zapewne dlatego, że wiecznie był on znieczulony i lekko różowy na twarzy.
Był to bardzo miły mężczyzna w wieku około 50 lat, z wąsem na Adama Małysza, zawsze ubrany w ten sam sweterek, jeansy i zawadiackie, choć nieco wydłużone już mokasyny.
Kim był Pan Krzysio?
Był złotą rączką zakładu, człowiekiem orkiestrą i ostatnią deską ratunku w niejednej, podbramkowej sytuacji! Robił wszystko; mył i naprawiał samochód właściciela, kosił trawę, naprawiał sprzęty, sprzątał, zmywał naczynia, jeździł po towar i bardzo aktywnie udzielał się na kuchni (sałatka selerowa).
Niestety podobnie jak reszta Januszy nie przejmował się takimi błahostkami jak mycie rąk, niedrapanie się po miejscach intymnych, czy ogólne zasady BHP - liczyło się jedynie jak najszybsze uporanie z hordami nadciągających (jak zwykli mawiać) „nienajedzonych skur***nów".
Ważne było jedynie ekspresowe uwinięcie się z wydawaniem zamówień, bez względu na wszystko inne - nikt ani przez moment nie był pod wpływem twórczego zapomnienia, nie było tam ducha i pasji do gotowania.
Była to dla nich zwykła robota!
Smutny przykład postkomunistycznego myślenia w kuchni i braku szacunku do swojego zawodu.
Długo musiałem walczyć z dysonansem którego tam doświadczyłem, a były to obserwacje zaledwie z kilku pierwszych dni pracy w tym miejscu..
Reszta zależy już od Was..
Z uwagi na to, że materiału jest mnóstwo (czasem opisanie jednej osoby, wystarczyłoby na soczystego posta) musicie wybrać, na czym mam się skupić w następnym wpisie.
Poniekąd będą to interaktywne wspomnienia, sterowane za pomocą waszych komentarzy.
Następne tematy wpisów:
- ZOSTAJEMY: Przybliżenie sylwetek personelu, krótki opis relacji pomiędzy nimi i anegdoty w tym rozstanie z Panem Krzysztofem.
- IDZIEMY DALEJ: Wstęp do gastronomika i praktyk zawodowych - jądro ciemności.
Dobrze to opisałeś, znam ten ból. Miałem okazję pracować na kilku kuchniach w Polsce i zagranicą. Z mojej perspektywy patologia była wszędzie, w każdym aspekcie kuchennej pracy - począwszy od prawie nienormowanego czasu pracy(zdarzało się pracować po 16 godzin na dobę, do tego nocki) aż po zachowanie współpracowników. Wrzaski, agresja, wulgaryzmy, nadużywanie substancji odurzających były na porządku dziennym. Alkoholizm wśród kucharzy to zupełnie osobna historia. Kradzieże akcesoriów kuchennych oraz przemoc fizyczna również nie były niczym szokującym, ot kuchenna rzeczywistość.
Powyższe doświadczenia spowodowały, że już nigdy nie postawiłem swojej nogi w kuchni i jednocześnie zmotywowałby mnie do zmiany. Pomimo negatywnych doświadczeń jestem przekonany, że istnieją jeszcze kuchnie, gdzie panuje przyjazna atmosfera, a pracujący tam ludzie zaliczają się do normalnych; obawiam się jednak, że takie miejsca są w zdecydowanej mniejszości w branży gastro.
Kiedyś było ciężko, dziś jest dużo lepiej. 👍
Zmieniła się mentalność, a dawny beton gastronomii ustąpił młodym chłopakom - z ambicjami i odpowiednim podejściem do zawodu.
Fajnie, że napisałeś coś od siebie, łącze się w bólu i gratuluję decyzji.
Ja zostałem i jestem zadowolony, stałem się dzięki temu silniejszy i nauczyłem się czego nie robić, jak nie pracować..
Do usłyszenia😉
oczywiscie, że ZOSTAJEMY!!!
niczego nie omijaj :)
człowieku, jak Ty piszesz!!
czuć zapach spalenizny, potu podkoszulka :I
i ból gwałconych ideałów młodego chłopaka,
który nie utracił jeszcze zdolności dostrzegania i wyczulenia na dysonans
PS:
jak, no jak ? ..jak takie posiłki, przyprawione wnerwem mają smakować?!?!
chyba ze to specyficzny, dworcowy smak umami,
podlany tłuszczem wystraszonych zwierząt..
Prawie zadławiłem się ze śmiechu, pijąc sok, gdy przeczytałem: ...i ból gwałconych ideałów młodego chłopaka. :)) @rozku, you made my day! Racja, @rado21ste ma talent w opisywaniu trudów młodego kucharza. Czekamy na więcej!
:)))
Dzięki, dzięki! 😉Domyślam się że kolega po fachu?
Nie, nie... chociaż miałem epizod wakacyjnego robienia hot-dogów :)
Zawsze coś! 😃
No to super, że tyle wiesz o kuchni i że tak mocno Cię to kręci..
Czapki z głów.🤠
Cały czas pływam w oceanie niekompetencji ;)
ocean niekompetencji!,
co za piękne, trafne i pojemne określenie :D
(bywam, znam, brodzę z chlupotem :)
Dziękuję rozku, usłyszeć coś takiego to niesamowita przyjemność, zwłaszcza od kogoś kto naprawdę dobrze pisze! 😊
W zasadzie to ostatni temat o Coenie, był świetny, dający dużo refleksji - mocno chwycił mnie za serducho..
Kiedyś ludzie byli dużo mniej świadomi i praktycznie zjadali wszystko co pojawiło się na ich talerzach. Na szczęście to się zmieniło 🙂
bardzo dziękuję za to dobre słówko o moim tekście,
cieszy mnie ogromnie, że skłaniał do refleksji,
mnie tez bardzo ujęła ta historia, gdy pierwszy raz o niej przeczytałam..
Ok 👌 Zostajemy, będą ludzie i ludziska..
Yupiii!!!
Bez względu na temat kolejnego wpisu zapewne będzie super :)
Tak trzymaj!
Dziękuję za doping. 😊
Po to tworzymy tutaj społeczność żeby się wzajemnie wspierać :) Twój tekst jest na prawdę fajny i interesujący :) , myślę że spokojnie możesz tagować #pl-kuchnia, to jest miejsce nie tylko na przepisy ;) (takie było moje wyobrażenie o tagu jak postanowiłam go zainicjować).
Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam :)
Super! Dopisuje tag😊.