Porozmawiajmy o śmierci

in #pl-emocjonalnie6 years ago (edited)

"Podobno ptaki przestały śpiewać, a temperatura gwałtownie spadła, zupełnie jakby samemu Bogu zabrakło tchu. Nikt nie odważył się mówić o swoim wstydzie, bądź smutku. Wykopywali ciała jedno po drugim. Oczy zmarłych dzieci były zamknięte, jakby czekały na pozwolenie, żeby je otworzyć. Czy dalej marzyły o lodach i placach zabaw, a może o torcie urodzinowym i beztroskiej przyszłości? Może razem z życiem odebrano im niewinność i pogrzebano w zimnej ziemi? Zdawałoby się, że nawet Bóg nie pozwoliłby na taki los. A może te skrzywdzone młode dusze odradzają się na nowo, gdy świat nie patrzy? Bardzo chcę wierzyć, że istnieje prawda tak głęboko ukryta, że tylko najbardziej wrażliwe oczy są w stanie ją dostrzec.

Niekończąca się procesja dusz- Coś, czego nikomu nie uda się zniszczyć. Chcę wierzyć, że boska kara i nagroda wymykają się naszemu pojmowaniu, że nie potrafimy dostrzec jego prawdy. Że to, co rodzi się i żyje nie może być pogrzebane w ziemi. Czeka jedynie na znak od Boga, by odrodzić się na nowo. By w pradawnym świetle gwiazd znaleźć ukojenie."
~Fox Mulder

Nie oszukujmy się kochani, prawda jest taka, że rodzimy się by żyć, żyjemy żeby umrzeć. Jednak jakież jest nasze nastawienie do tej nieodwracalnej części naszej drogi? W myśl uniknięcia skrajności i faktu, iż ludzie mają różne zdanie na temat religii, miałem pierwotnie nie poruszać tego tematu, lecz takie umywanie rąk byłoby bardzo niesprawiedliwie w stosunku do tych z was, którzy to przeczytają. Niektórzy wierzą, że śmierć to ewangelia, przejście drogi z tego łez padołu do nowego wymiaru, lepszego życia, gdzie nie ma bólu, śmierci, wojen. Coś na kształt wiecznej sielanki, beztroskiego drugiego życia, pozbawionego absolutnie zmartwień, stresu, czy niepokoju spowodowanego naszymi decyzjami, a także konsekwencjami z nich wynikających. Dla mnie jako ateisty wizja tego, że pewnego dnia będę martwy, jest czymś w rodzaju mechanizmu, dzięki któremu mogę umacniać się podejmując dobre decyzje tu- na ziemi. Nie czekam aż spadnie mi się z rowerka, jestem gotowy przebaczać, pomagać, integrować się z innymi, zwłaszcza z osobami o poglądach innych niż moje. Paradoksalnie dla mnie lepiej jest mając taki pogląd na cały temat, jeśli dajmy na to z kimś się pokłócę, zawinię, zrobię coś złego, to nie muszę czekać na sąd boży, myślenie o tym, że Boga po prostu nie ma pozwala mi otworzyć oczy, przeprosić daną osobę, utrzymywać z nią przyjacielskie relacje, a to dzięki właśnie dążeniu do jak najlepszego przeżycia tego, co jest tutaj, a nie tego co domniemanie może być gdzieś na górze, kiedy ktoś zdefiniuje naszą bytność tu i teraz, na podstawie czego zadecyduje o nagrodzie w niebie, lub potępieniu w piekle. Niemniej jednak nie nakłaniam nikogo, do zmiany swoich przekonań, a jedynie na zapoznanie się z tematem. Nie można na 100% udowodnić, że Bóg istnieje, tak jak i nie można na 100% udowodnić, że on nie istnieje. Szanujmy się, to moje subiektywne poglądy, nie naśmiewam się z osób wierzących, gdyż jeżeli czegoś nie da się być pewny na 100% to byłoby to przedwczesne nazywanie ich idiotami. Wcale tak nie myślę. Można żyć z ludźmi, w doborowym towarzystwie, natomiast umieranie zawsze jest samotne. Bardzo staram się kiedy mogę jak najwięcej skorzystać z dnia, nie odkładać pewnych rzeczy na potem, mając z tyłu głowy to, że i tak umrę, bliżej mi jest docenienia tego, czego już mam. Wielu ludzi chciałoby wszystko, za nic. Zero wkładu swojego w dążenie do poprawy, zero absolutnie jakiego wysiłku i wręcz wegetacja, przekonanie, że im się należy. Nic bardziej mylnego. Sama śmierć, jest dla mnie jednym, o ile nie najważniejszym narzędziem mojego życia, która nigdy nie pozwala oderwać mi uwagi od moich obowiązków, emitując przy tym dziesiątki różnych możliwości zagospodarowania mojego czasu, przez który bardzo wielu ludzi zwyczajnie leżałaby w łóżku marnując potencjał na zrobienie czegokolwiek twórczego. Nie mówię tutaj broń Boże (gdyby istniał) o trudzeniu się dzień w dzień, by wbrew naszej własnej woli robić jak najwięcej, bo potrzeba czasami każdemu od tego życia odpocząć, pozwalając sobie na hobby, nutkę przyjemności itp. Jak kiedyś mówiłem, powinniśmy żyć tak, jak czujemy się szczęśliwi, zaś ciągłe leżenie przed telewizorem, jest po prostu próżne. Nie jest to oczywiście tak szkodliwe jak szeroko rozumiany ogół zachowań podchodzący pod patologię społeczną, niemniej jednak mamy ambicję, by jak najlepiej skorzystać z naszego czasu, po prostu z największego daru jaki dostaliśmy, którym jest życie. W obliczu śmierci wszyscy jesteśmy równi. Stracimy też tak istotne rzeczy jak rodzinę, czy przyjaciół, dlatego też właśnie chciałbym poruszyć temat traktowania przez nas ludzi, na których nam zależy. Bardzo kochałem swojego dziadka, grałem z nim w szachy, rozmawiałem często, szanowałem go nie tylko przez wzgląd na to, że mało czasu już mu zostało, ale tym bardziej poświęcałem mu czas z powodu tego, jakim był człowiekiem. Jednak gdy spadło mu się z rowerka, bardzo mocno się zdenerwowałem. Dlaczego? Nie tylko przez sam fakt jego śmierci, ale przez przesadnie emocjonalną reakcje innych jego bliskich. Niekiedy się z nim kłócili, rzadko kiedy przyjeżdżali go odwiedzić, brakowało nawet prostego telefonu i zapytania się jak się czuje, czy cokolwiek w ten deseń... Natomiast jak umarł? Płacz, wspomnienia, wywody typu "Już nigdy go nie zobaczę, nigdy z nim nie zagram, nigdy z nim nie zapalę, nie wypiję kieliszka." Czyż nie jest to hipokryzja? Rozumiem, rozumiem. Wszyscy jesteśmy hipokrytami tak naprawdę, ale jest różnica pomiędzy zmienieniem swojego zdania po latach, a bezczelnym wręcz wybielaniem się i okazywaniem swojej miłości do zmarłej osoby, gdy jest już za późno i powinno się ją docenić za życia! Są cztery etapy umierania:

-Szok
-Bunt
-Depresja
-Akceptacja

A także... pięć etapów żałoby.

-Szok
-Bunt
-Depresja
-Dezorganizacja
-Akceptacja

Mając światopogląd taki, jaki mam obecnie, nie miałem większych problemów, żeby szybciej niż inni przejść od razu do akceptacji. Sprawa ma się zgoła inaczej, gdy mówimy o etapach umierania. Kogoś bliskiego, czy... Nas samych. Nie potrafię opisać słowami jakbym się czuł, gdybym dowiedział się teraz, że pozostał mi miesiąc życia. Potrafiłbym się z tym pogodzić, niemniej emocjonalny rozpierdol spowodowany informacją o rychłej śmierci, a także uświadomienie sobie, jak mało tak naprawdę w życiu zdążyłem zrobić, ile rzeczy mogłem zrobić lepiej, ilu ludzi uszczęśliwić dzięki chociażby samej swojej egzystencji? Jeżeli ktoś nie chce żyć dla siebie, to powinien chociaż dla innych. Nawet nie chcę dopuszczać do swojej świadomości wystąpienia tak niefortunnego scenariusza, mimo, iż jest on jak najbardziej realny i to w życiu każdego z nas. Jak byście się czuli wiedząc, że osoba za którą bylibyście gotowi oddać życie, niedługo umrze i zostanie pochowana w zimnej ziemi. Jaka byłaby wasza reakcja na to? Każdy z nas pragnie nigdy nie znaleźć się w takiej sytuacji, niestety najczęściej jest to nieuniknione. Umiejętność godzenia się ze stratą najbliższych, pomoże nam samym przetrwać nie tylko tą, ale i praktycznie każdą następną próbę, na którą wystawi nas życie. Zdaję sobie jednak sprawę, że jesteśmy tylko ludźmi, każdy z nas ma inne wady, oraz inne zalety. Najważniejsze jednak jest po prostu bycie dobrym człowiekiem.

Sort:  

Cześć!
Witaj na tagu #pl-emocjonalnie. Cieszę się, że dołączasz do emocjonalnej strony Steema. Mam nadzieję, że zostaniesz tu na dłużej.


Autorzy postów na naszym emocjonalnym tagu są nagradzani głosem noisy, mmmmkkkk311, diosbot oraz planter.
@nieidealna.mama

Congratulations @sethrollins1995! You have completed the following achievement on the Steem blockchain and have been rewarded with new badge(s) :

You published more than 10 posts. Your next target is to reach 20 posts.

Click here to view your Board
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

To support your work, I also upvoted your post!

Do not miss the last post from @steemitboard:

Valentine challenge - Love is in the air!

Support SteemitBoard's project! Vote for its witness and get one more award!