Reguła św. Benedykta

Św. Benedykt napisał swoją regułę w 540 roku, a więc 11 lat po założeniu opactwa na Monte Cassino. Oprócz więc Pisma Świętego, pism ojców Kościoła i dorobku monastycyzmu wschodniego, zawarł w niej swoje doświadczenia z życia z mnichami. Owoc jego pracy okazał się wielkim sukcesem: kolejne klasztory, oparte o jego regułę wyrastały jak grzyby po deszczu i w ciągu kolejnych sześciu dekad duchowość benedyktyńska zrodziła własnego papieża – Grzegorza Wielkiego. Ich sukces wziął się stąd, że Benedykt stworzył system dla średniaków, który nie wymagał takiego heroizmu, jakiego wymagało się od mnichów na wschodzie, ale który skutecznie podciągał w górę wszystkich moralnych i duchowych słabeuszy. To unormowanie ich życia w ramach „szkoły służby Bożej", jak to ładnie ujął Benedykt i nakierowanie ich na pracę intelektualną zaowocowało poważnym wkładem zakonu w budowanie cywilizacji łacińskiej. Niezwykle godnym uwagi jest fakt, że najważniejszym pojęciem tej reguły, obok pokory i milczenia, jest… czytanie. Tak, czytanie to część ascezy, ponieważ samo to słowo tj. anagnosis zawiera w sobie przedrostek „ana", który oznacza pewien wysiłek, czy wchodzenie w górę. Inaczej wtedy liczono godziny, więc szczegółowe instrukcje mogą być dla dzisiejszego czytelnika niezrozumiałe, ale nie skłamię, jak powiem, że w zimę benedyktyni czytali połowę dnia, w trakcie Wielkiego Postu 3/4 dnia oraz że w każdą niedzielę czytali cały dzień! Jak ktoś nie był w stanie, to mu zlecali jakieś prace, żeby nie przeszkadzał, ale czytanie było najważniejsze. Dodać do tego przepisywanie ksiąg (jakieś 6 stron na godzinę, czyli wypadało jakieś 40 książek na życie jednego mnicha, a nie jedna księga, jak czasem się twierdzi) i mamy potężną instytucję intelektualną, która była w stanie realnie przemienić świat. Musimy to sobie uświadomić: bez benedyktynów by nas nie było. Stąd zachęcam do zapoznania się z tym jednym z najważniejszych tekstów europejskich.

_[4744]_480[1].jpg

W tym wydaniu, jak i w wielu innych, na końcu znajdują się dialogi św. Grzegorza Wielkiego, które mają stanowić biografię św. Benedykta. Je raczej można sobie darować. Wszystkie są napisane na jedno kopyto, opowiadają w kółko te same historie, tylko różniące się szczegółami. Św. Benedykt jako osoba doskonale złączona z Chrystusem jest jego reprezentantem i obrazem na ziemi i w związku z tym może wszystko, toteż czyni sam wszystkie możliwe cuda, jakie były w Starym i w Nowym Testamencie: wykrywa trucizny, rozkazuje umarłym, wskrzesza ich, ale również cofa entropię przedmiotów nieożywionych; widzi co się dzieje daleko od niego, rozpoznaje kłamstwa, czyta w myślach, materializuje dobra, widzi demony, umożliwia innym widzieć demony, przegania demony, neutralizuje iluzje. Wszystkie te historie mają podkreślać istotność pobożności i niestety nic więcej z nich nie wynika.

Samą regułę oceniam 7/10 pod względem dostarczonej mi rozrywki i stymulacji intelektualnej.

Sort:  

Książki nie przeczytałem, a jako że nie należy oceniać nieprzeczytanej książki ani książki po jej recenzji, odniosę się do mistycyzmu, które owa pozycja bez wątpienia dotyczy.
Czym jest mistycyzm? Mistycyzm opiera się na akceptacji twierdzenia/twierdzeń bez dowodu lub dowodów na nie, akceptacji pomimo lub też wprost wbrew dowodom zmysłów i rozumu człowieka. Mistycyzm twierdzi, iż istnieją jakieś pozazmysłowe, pozarozumowe, niedefiniowalne i nieidentyfikowalne drogi zdobywania wiedzy.

Oho, myśliciele jednej książki znowu w natarciu. Mistyka to w języku rosyjskim odpowiednik naszego "hokus-pokus". To, co można wybaczyć niedouczonej, doświadczonej przez los Rosjance, nazywającej w ten pogardliwy sposób wszystko, co jej się kojarzyło z religią, nie można już wybaczyć osobie mieszkającej w Polsce. Mistycyzm nie jest żadną akceptacją twierdzeń ani twierdzeniem, mistycyzm jest doświadczeniem. Polecam poczytać cokolwiek.