Czy one wiedzą, czy czują, że to będzie ich ostatni dzień?
Byliście ze swoim psem, kotem w momencie jego usypiania? Trzymaliście za łapkę, głaskaliście i drapaliście za uszkiem?
To dobrze, bo nie wolno zostawić ich samych w obcej, zimnej lecznicy w obecności obcych ludzi (weterynarzy).
A potem odebrać zwłoki czy zostawić do utylizacji.
Jesteśmy, bo piszę też w swoim imieniu, ich rodziną, całym światem, osobami, którym ufają najbardziej.
Nasze koty, psy wiedzą, czują, że to będzie ich ostatni dzień, że z lecznicy nie wyjdą, że choroba jest silniejsza i zmusza do przerwania cierpienia i uśpienia.
Widzieliście nie raz i nie dwa te oczy proszące, błagające wręcz: boli, ja już nie mogę, nie chcę, nie ciągnij tego, pozwól mi odejść.
I wtedy trzeba pozwolić im odejść, zabrać do lecznicy, być razem do końca.
Eutanazja nie jest straszna.
Pies/kot dostaje dożylnie leki uspokajające z znacznie przekroczonych dawkach, albo lek do narkozy. Dopiero gdy będzie nieprzytomny, prawie jedną łapą TAM, podaje się lek właściwy do eutanazji. Dożylnie.
To jest ten moment, kiedy możecie się pożegnać, powiedzieć mu na ucho jaki był kochany, że będziecie zawsze pamiętać, kochać i tęsknić. Głaskać go za uchem, trzymać za łapkę... i
RYCZEĆ tak, wolno wam płakać ile chcecie
U nas zawsze leżały chusteczki higieniczne, dyskretnie podsunięte opiekunowi.
Można też zostać ze zwierzątkiem ile chcecie.
To wasz czas i wasze pożegnanie.
Taki przypadek z mojej praktyki.
Wchodzi dwóch mężczyzn, jeden z psem, przerażony, drugi w celu podtrzymania pierwszego na duchu.
Z powodów ważnych trzeba uśpić psa, stareńkiego, niedołężnego, robiącego pod siebie...
Biorę się za przygotowanie psa, golę łapkę, tylną, bo przy głowie zwykle jest opiekun, zakładam wenflon, podaję lek do narkozy najpierw. Kiedy pies "odpływa" mówię opiekunowi, że jest czas na pożegnanie, że teraz podam dożylnie zasadniczy lek, Morbital, pies weźmie dwa oddechy i odejdzie.
I faktycznie tak było.
Jeszcze nalepiłam plasterek na otwór po wkłuciu, żeby nie krwawiło.
Bo jak on stanie przed Panem Bogiem z taką łapką? odpowiedziałam patrząc na wytrzeszczone oczy i otwarte usta opiekuna.
Tylko opiekun zadał dziwne pytanie: a kiedy będzie pani walić w serce?
Teraz czas na drugiego mężczyznę i jego wsparcie na duchu pierwszego.
Otóż ten drugi usypiał swojego psa w innej lecznicy, przeżył horror. Pies nie dostał leków uspokajających tylko od razu morbital w serce. Pies wył, poszedł po ścianach, zanim umarł długo cierpiał, męczarnie po prostu.
Ale ten drugi myślał, że tak powinno być, że tak to się robi. W każdej lecznicy.
Dlatego przyszedł jako wsparcie.
I był bardzo zaskoczony, to nie tak wygląda.
To, co powiedział o tamtym lekarzu zachowam dla siebie. Nie były to komplementy.
Czy zwierzęta "czują", że nie wrócą do domu, że zginą na spacerze z opiekunem, albo na polowaniu?
Opowiem drugą historię.
Klient myśliwy, jagdterier pacjent.
Znałam obu, psisko uwielbiało wyjazdy na polowania z panem, na samą "myśl" o polowaniu niemal strzelbę w zębach przynosił, i do samochodu leciał cały w skowronkach.
Ale nie tamtego dnia.
Nie chciał jechać z panem, chował się pod łóżko, nie reagował na prośby pana, nie chciał do samochodu.
Ale pan go wziął, wsadził do samochodu, pojechali....
Kiedy opiekun strzelił do dzika, tym samym strzałem zabił na miejscu stojącego za dzikiem psa. Swojego psa.
Nie będę opisywać rozpaczy, łez, wycia z bólu. Chciał nawet drugim strzałem zakończyć własne życie.
Przyszedł do lecznicy i opowiedział to wszystko.
Wniosek, który wyciągnął z tamtego zdarzenia był taki, że jeśli pies nie chce jechać to znaczy, że zostajemy w domu.
Potem kupił drugiego jagdteriera, z którym jeździł na polowania, ale słuchał bardzo uważnie co pies ma powiedzenia.
Czy zwierzęta tęsknią i przeżywają śmierć tego, które odeszło? Bardzo.
To zdjęcie poniżej przedstawia klacz i osła, które zostały same po, zawsze niespodziewanej, śmierci drugiego konia, z którym biegały po podwórku i po pastwisku.
Artur, właściciel Agentsa, tego konia, który zmarł, zamieścił wzruszające zdjęcie z podpisem: Nie tak się umawialiśmy, mam żal, że mnie zostawiłeś.
Czy doświadczyliście kiedyś takich przypadków?
Takiej dołującej tęsknoty pozostałych zwierząt za tym, które odeszło?
Albo takich, które przeczuły swoją śmierć?
Podzielcie się w komentarzach swoimi przemyśleniami.
Zdjęcia Artura Runowskiego za jego zgodą.
Już kiedyś linkowałem ale wrzucę jeszcze raz.
Te oczy mówią wszystko.
A co ze zwierzętami hodowlanymi, które idą na rzeź? Pytanie pozostawiam do przemyślenia, bo tego mi w artykule zabrakło.
W tym poście skupiłam się głównie na domowych zwierzętach, psach, kotach i innych biegających po podwórku, jak te na zdjęciach. O tych hodowlanych idących na rzeź napiszę w osobnym poście.
Wiem że zwierzęta czują że umrą, bo miałem taki przypadek z moim psem, przed śmiercią gdy już ciężko oddychał, podszedł do mojego drugiego psa którego nie lubił (pewnie coś mu powiedział), potem do kur, a później poszedł pod drzewo i się położył by umrzeć w spokoju.
Psy też wyczuwają śmierć opiekuna. Pies mojego wujka zaczął szczekać, niepokojące to było, bo wujek podszedł, kucnął przy nim, "co piesku, co się stało"? Azor lizał go po twarzy kilka minut. Wujek wstał, był widziany na podwórku przez synową z ulicy, zanim doszła do domu wujek zmarł. Miał 53 lata, zdrowy jak byk.
Całą sytuację z psem widział sąsiad, pies pożegnał się z panem.
Smutna historia, nie spodziewał się że umrze. A pies już to wiedział. Z drugiej strony mój pies często po twarzy mnie liże ale jest radosny. Więc chyba jeszcze pożyje.
Brudną masz gębę i tyle :)
To wszystko takie prawdziwe, popłakałam się. Chciałabym, żeby każdy człowiek zrozumiał właśnie, że zwierzęta czują, odczuwają, cierpią, kochają i tęsknią.
To nie są przeze mnie wymyślone sytuacje, ja przy tym byłam, może z wyjątkiem tego co na zdjęciach, bo chciałam jakoś zilustrować post.
Ja też się popłakałam pisząc. Dziękuję za komentarz.
Moj pies podczas ostatniej wizyty u weterynarza nagle ozdrowial. Serio, jak nie mogla chodzic i nie chciala jesc tak nagle ozyla. Wszystko opowiadala mi mama, no i oczywiscie z zabiegu nici i wrocila z 18letnim psem, ktory byl slepy, gluchy, miala guzy i inne choroby do domu. Byla bardzo szczesliwa psinka jak i moja mama, ktora jej obiecala, ze juz nie zabierze do weterynarza i kilka dni pozniej odeszla na swoim poslaniu w swoim domu.
Nieprawdopodobne. Pies powinien odejść wśród bliskich osób, jeśli w lecznicy to też bądźcie razem z nim.
Byłem z moją kotką do samego końca, nawet przez myśl mi nie przeszło, żebym miał ją zostawić samą.
https://steemit.com/polish/@dariklon/20180120t000006767z-post
Trzymałeś za łapkę i głaskałeś?
Moje koteńki pozostały w moim sercu na zawsze <3
Trzymałem na rękach i głaskałem.
Piękny wpis.
Dziękuję bardzo.
To ja dziękuję za miłe słowa.
...
Dzięki za komentarz.