Zielona skrzyneczka Pana Henryka
Cześć Steemianie!
Witam Was serdecznie w tę sierpniową niedzielę. Dzisiejszego dnia chciałbym się podzielić z Wami opowiadaniem w nieco innym stylu, aby odpocząć od tematów fabrycznych.
Mamy niedzielę, a tak się składa, że jego bohater jest osobą religijną, choć gwoli prawdy całkowicie fikcyjną. Tekst jest z okolic roku 2005, więc ma swoje lata... Zapraszam do lektury i podzielenia się wrażeniami
Zielona skrzyneczka Pana Henryka
Pan Henryk z pewnością nie należał do typu ludzi spontanicznych. Lubił gdy wszystko jest na swoim miejscu i przebiega z góry przewidywalnym torem – praca, dom, spanie, jedzenie, w weekend trochę alkoholu. W sobotę spotkanie z nielicznymi przyjaciółmi w niedzielę kościół i rosół z kury na obiad, codziennie lektura naszego dziennika i „Rozmowy niedokończone” przy starym radioodbiorniku „Unitra”. Kojące głosy ojców prowadzących znów sprowadzały świat na znany i sprawdzony tor. Nie miał rodziny ani zbyt wielu bliskich sobie osób, które w większości albo umarły dawno temu, albo nie chciały mieć z nim nic wspólnego. Pan Henryk nie znosił, gdy rzeczywistość dookoła niego zmieniała się, stawiając go w nowej sytuacji, a czasem najmniejsze nawet niepowodzenie potrafiło wytrącić go z równowagi. Tracił wtedy cały swój rezon i czuł się rozżalony, trochę jak małe dziecko, które pod choinką zamiast wyśnionej elektrycznej kolejki znajduje parę skarpetek… Nawet tak niewielki incydent jak spóźniony autobus miejski, zbyt długa kolejka w sklepie, czy kartka papieru położona na biurku w niewłaściwym miejscu, potrafiły wyprowadzić go z równowagi. W takich chwilach najchętniej tupałby z nerwów nogą jak małe dziecko i płakał z żalu do Boga, że tak mu wszystko komplikuje… Najchętniej zakrzyknąłby wtedy jak mickiewiczowski bohater „Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest!” i wepchnąłby ten nieuporządkowany i chaotyczny świat Stwórcy prosto w gardło, aż ten się zadławi!
Na szczęście miał swoją Zieloną Skrzyneczkę. W takich chwilach zaciskał na niej kurczowo swoją lewą rękę, a prawą nerwowo szarpał swój sumiasty błyszczący wąs. Po kilku chwilach tych bojów z rzeczywistością wracał do normalności, poprawiał swój szary krawat i wracał do gry, jak zapaśnik wyrzucony przez przeciwnika poza ring , jak Andrzej Gołota w kolejnej walce o tytuł, choć oberwał już tyle razy od tych Murzynów…
W biurze wodociągów miejskich, gdzie pracował uchodził za samotnika i dziwaka, często słyszał za plecami stłumione śmiechy i pogardliwe komentarze, przyzwyczaił się już jednak do nich. Tylko czasami zaciskał mocniej swoją suchą dłoń na nieodłącznej Skrzyneczce i przez chwilę wodził dookoła błędnym wzrokiem. A Zielona Skrzyneczka Pana Henryka była już wręcz legendarna, nasz bohater nie ruszał się bowiem bez niej z domu nawet na krok, brał ją wszędzie: do pracy, do kościoła, do miejscowej pijalni piwa, a nawet do toalety.
- Panie Heniu, co pan tam w tej skrzyneczce chowa? – pytali często znajomi
- A takie tam… - odpowiadał zwykle takim, bądź podobnym komunikatem o zerowej wartości informacyjnej. Czasami po prostu wzruszał ramionami, jakby sam nie wiedział…
- Te dziadek, krzynka okej?! – pytała napotkana w parku młodzież w odzieży sportowej i dodawała parę przekleństw w rodzaju „kurwa”, „hej zjebie”, „wal się na ryj”, których w sumie lepiej byłoby nie przytaczać… Pan Henryk zaś, chował głowę pod siebie i przyspieszał kroku biorąc skrzynkę pod ramię. Raz zbulwersowany i przestraszony zadzwonił nawet na policję, ale radiowóz nie przyjechał, pozostało więc po powrocie do domu tylko radio „Unitra” i niezmordowani Ojcowie i Profesorowie, różańce, psalmy i pieśni religijne do akompaniamentu grającego na syntezatorze Ojca Karola.
Pewnego dnia, a był to czwartek, gdy pan Henryk, zdenerwowany opóźniającym się o minutę autobusem z centrum miasta ściskać zaczynał nerwowo swoją skrzynkę, zza rogu, czyli tak zwanego winkla, podeszła doń szybkim krokiem grupka młodzieży w obuwiu sportowym.
- Ooo, dziadek i krzyna! – wykrzyknął ogolony na zero prowodyr bez zęba na przedzie. Trzech młodych wyrostków, zdradzających oznaki nadużywania amfetaminy, chichotało za jego plecami. Pan Henryk cofnął się przerażony, gdyż dookoła nie było nikogo, kto mógłby mu pomóc. Ale było już za późno… Na oko 17- letni cwaniaczek wprawnym ruchem niczym Bruce Lee, wyrwał mu z rąk jego ulubiony magiczny przedmiot, ale jednak wypadł na chodnik, a zielony plastik pękł z trzaskiem. Zaciekawieni spojrzeli w dół. W Skrzyneczce była Brązowa Torba. Pan Henryk niespodziewanie zwinnym ruchem, jak u pantery, podniósł ją z ziemi, przycisnął do piersi i wskoczył do nadjeżdżającego autobusu.
Byłem przekonany, że w skrzyneczce nic nie ma, a tu niespodzianka...
Prawie zawsze jest kolejna wartstwa ;) Pozdrawiam.
Dobre. Czekam na sequel o Brązowej Torbie ;)
Niestety, nie jest w planach ;)
Zarąbiste ALE CO TAM BYŁO????
Zostaw Panu Henrykowi trochę prywatności...
Cichaczek
Congratulations @animal77! You have completed some achievement on Steemit and have been rewarded with new badge(s) :
You got your First payout
Click on any badge to view your own Board of Honor on SteemitBoard.
For more information about SteemitBoard, click here
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
Congratulations @animal77! You have received a personal award!
1 Year on Steemit
Click on the badge to view your Board of Honor.
Congratulations @animal77! You received a personal award!
You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!