Zmiany...
Ostatnio doszłam do wniosku, że znowu czas na zmiany. Nie tylko w życiu osobistym, ale i pracowym.
Pisałam kiedyś krótki post na temat mojej pracy, którą lubię, bądź lubiłam. Niestety od tamtego czasu dużo rzeczy uległo zmianie. Oprócz natłoku obowiązków atmosfera w pracy zrobiła się nie do zniesienia. Obcowanie i współpraca z ludźmi to ciężki kawałek chleba. Trafiają się różne charaktery i osobowości. Raz jest łatwiej raz trudniej, ale wszystko jest kwestią dotarcia się i dogadania. Tu jednak miarka się przebrała. Przestało chodzić o wywiązywanie się ze swoich służbowych obowiązków, a zaczęło chodzić o przyjaźń. Czasem tak jest, że ktoś nie potrafi zaakceptować relacji jednej osoby z drugą.
Przyjaźń moja z Anitą jest solą w oku dla wielu osób. Zaczęło się od rozdzielenia nas ze wspólnej pracy w niedzielę. Było to przed moim wyjazdem do siostry, więc był pretekst. Niedziela musiała być odpracowana, a z kim to nie miało większego znaczenia. I tak zostało. Po jakimś czasie zostały przeprowadzone z nami rozmowy, ze za dużo rozmawiamy ze sobą, że jedna drugiej pomaga, że to, że tamto, że siamto.
Myślę, że to wtedy zaczęło wszystko pękać. Zaczęto nam się przyglądać, obserwować nasze profile na fejsie. Zaczęto zarzucać nam wspólne spędzanie czasu. Pytam się, co to kogo do cholery obchodzi, co robię w swoich wolnych chwilach? Widocznie kogoś obchodziło. Stałyśmy się niewygodne jako tandem, jako team. Bolało, że się lubimy, dogadujemy. No bo jak to tak?! W pracy to trzeba się kłócić, dogryzać, nie szanować. Tak jest najlepiej. Wtedy jest ok. Wlk syty i owca cała. Kierownictwo szczęśliwe i przeciwna zmiana również.
Gwoździem do trumny była chęć rozdzielenia nas na różne zmiany. Przepraszam, ale nie tędy droga. Zabolało. Zabolało bardziej Anitę niż mnie. Samą mnie to zaskoczyło. Myślałam, że w natłoku zdarzeń i problemów, ten będzie kolejny. Na szczęście stało się inaczej. Tym razem to ja byłam osobą wspierającą, nie wspieraną.
Postanowiłyśmy zrobić coś, żeby zostać z twarzą i odejść z podniesioną głową.
Napisałyśmy CV i zaniosłyśmy do innego sklepu, który tematyką zupełnie odbiega od naszego miejsca pracy. Przede wszystkim jest ogromny.
Po rozmowie kwalifikacyjnej zostałyśmy przyjęte. SZOK! Takie dwie upośledzone wariatki jak my, które nie potrafią obyć się bez swojego towarzystwa. Znowu mamy okazję pracować razem! Mam nadzieję, że jest to szansa, aby można było udowodnić, co jesteśmy warte. Aby można było rozwijać się zawodowo i nie tylko.
Kierowniczka przyjęła naszą decyzję z ulgą. Baba z wozu koniom lżej. Pozbyła się problemu nie brudząc sobie rąk.
Ja sama jeszcze do wczoraj miałam obiekcje co do słuszności podjętej decyzji, jednak rozmowa z nią utwierdziła mnie w przekonaniu, ze nie ma tam już dla mnie miejsca. Zżyłam się z dziewczynami. Ten sklep to było nasze dziecko. Przy otwarciu pracowałyśmy po 15 h na dobę, okupując to brakiem sił, złym samopoczuciem i wieloma innymi czynnikami. Nigdy w życiu nie zapomnę, jak po 17 schodach wnosiliśmy ręcznie całe wózki zapakowane towarem. Pracodawca nie zdążył po prostu zamontować windy. Byliśmy trochę młodsi i niepoważni z wiara w lepsze jutro. Z tej wiary na ten moment zostało niewiele. Ludzie, którym ufałam i wierzyłam przez tyle lat, teraz pokazali jacy są na prawdę. Jest to jednak mało istotne w tej chwili. Zatraciło swój sens. Przez takie traktowanie przestałam wierzyć w ludzką dobroć. Ludzie są fałszywi, potrafią tylko wykorzystać i wyrzucić jak zepsutą zabawkę na śmieci. Mówią różne nieprawdziwe i kłamliwe rzeczy. Jak wiadomo slowo ma moc potężną. Albo pomoże, albo skrzywdzi. Częściej to drugie.
W głowie mi się to nie mieści, że dochodzi do takich rzeczy. Dla mnie to jest mobbing w czystej postaci. Przymuszenie kogoś wpływając na jego psychikę, żeby dobrowolnie odszedł z pracy. Cóż czas na zmiany. Mam nadzieję, że będzie tylko lepiej , a nie gorzej. Słowo się rzekło.
Jestem pełna obaw. Moje strachy wychodzą z szafy i patrzą na mnie wielkimi oczami. Walczę z nimi codziennie. Są jak te kudłate stwory, które robią wrażenie swoją wielką posturą. Mój bezpieczny świat się skończył. Czas zostawić swój kokon i wychynąć na światło dzienne. Z poczwary zmienić się w motyla. Zostawić obawy i troski komuś innemu i zacząć myśleć pozytywnie. Uśmiechnąć się od czasu do czasu na myśl o nowych rzeczach, które nadchodzą. Najwyższa pora pozamykać stare sprawy i otworzyć nowe. Dużo za mną, a jeszcze więcej przede mną. Powtarzamy sobie nawzajem, że nasza decyzja i powtarzają to także bliskie nam osoby, które w nas wierzą. Wspierają nas myślą, słowem i czynami. Byli, są i będą.
Wiem, że będzie mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Wiele osób będzie pytać dlaczego? O tym wiedzieć będziemy tylko my obie...
BRAWO! ❤
no i gitara :) - odważne z Was Panie. Pozdrawiam.
I elegancko Papużki
ja powiem w ten sposób.
Krok do przodu poczyniony i zabrałaś ze swojego dawnego życia tylko to co okazało się PRAWDZIWE , SZCZERE I ODDANE mimo różnych przeszkód.
Stary rozdział zamknięty więc czas na nowy LEPSIEJSZY ;)
Dacie radę !!!!
Oczywiście że damy radę! Kto jak nie my? Patrząc na to co się dzieje w firmie była to słuszna decyzja