Słowo o Creditsach - Koksy na ból dupy #1
Witam moich czytelników. Do Przygód Jebkiego wrócę bo jedyne czego mi we łbie brakuje to jakieś śmiechowe scenki do następnego posta przez co nie jestem w stanie go skończyć. Więc w tej serii postów będę pluł jadem, znaczy się zwracał uwagę na patologie tego świata.
Zacznijmy dzisiaj od pytania: Czy chwalicie kasjerkę z Biedry za całą pracę pań poprawiających na ośmiogodzinnej zmianie kubki na taśmie w fabryce danonków? Jednocześnie włączając w to górników nawalających kilofem w surowiec na jakiś aspartam w kopalni? Mówicie że nie?
Zawsze jak chwalą jakiś film czy inne skubi du, to mówią "O jaki zajebisty reżyser" "Jak ci aktorzy zajebiście grali" i na tym sie to kuźwa kończy. Kuźwa zawsze. Nikt nie zwraca uwagi że film bez muzyki jest martwy praktycznie. A bez scenariusza nie ma co nawet jakiejkolwiek pracy zaczynać. Te zdurniałe dziennikarzyny myślą chyba że jakieś ufoki przysyłają to na jakichś stateczkach zasilanych koksami na ból dupy. Nie wspominam o całej chmarze innych pachołków którzy jednak też są potrzebni. Bo rozumiem że nikomu nie chce sie zapamiętywać tego randoma który stoi z tym włochatym mopem przed kamerą. Weźcie im kuźwa okażcie szacunek i zerknijcie na te kreditsy albo przynajmniej pamiętajcie o nich. Ale wróćmy do tego kompozytora i scenarzysty.
Nie gnoje tu nikogo, tylko stwierdzam że te dwie role przy produkcji są w mediach olewane tak samo jak chociażby ten pachołek z mopem. Nie mówie tu że "Wszyscy pamiętajcie kto co albo wpierdol" bo jak mówie te telewizory robią wode z mózgu jak bajki dla przedziału wiekowego poniżej jakichś siedmiu lat ale o tym zrobie raczej inny wpis.
Jeśli chodzi o gry to tutaj mamy jeszcze większy meksyk. Tutaj telewizory nic nie trąbią, przynajmniej nie słyszałem żeby były jakieś oskary rozdawane czy inne bogusławy. Więc prawie zawsze znamy tylko nazwe studia albo wiemy że muzyke zrobił Jeremy Soule. No chyba że jeden koleś wszystko ogarnął i o grze jest głośno jak w przypadku zajebistego Undertala którego sława już zachodzi zapewne przez solidny napierdol fanowskiego wszystkiego. Więc w sumie wszystkie grupowe twory kultury mają z dupy wziętą faworyzację. W sumie zazwyczaj tak jest że tego kto zaczął prace nakurwiając godzinami kilofem większość olewa a ten kto se machnął pędzelkiem na zakończenie jest najbardziej chwalony
Oczywiście pominę kwestię olewania czyjegoś wysiłku hujowym złodziejstwem którego nie polecam ponieważ smutni panowie nagrywają nasze cyfrowe poczynania bez przerwy. Więc mówie do tego kolesiostwa z recenzji czy innych takich telewizorów żeby nie chwalili sklepikarza za pracę rolnika
No widzisz, ja ignoruje wszystkich jednakowo. Co by nikt nie czuł się pokrzywdzony.