Pociągiem przez Kazachstan! [PL]
Zawsze lubiłem podróżować koleją. Właściwie to jeżdżę regularnie od wielu lat. Najpierw przemierzyłem pociągami Polskę na wyjazdach wakacyjnych, a później dojeżdżałem codziennie na studia i teraz do pracy. Kiedyś podliczyłem ile czasu spędziłem siedząc w pociągu, to wyszło mi cięgiem prawie 10 miesięcy.. Kolej ma swój specyficzny klimat, więc jeżdżąc po świecie staram się włączyć ten element do programu. Dziś opiszę jak wyglądała moja podróż pociągiem w Kazachstanie.
W świecie postsowieckim pociągi są niezwykle ciekawe, zarówno te dalekobieżne jak i podmiejskie "elektryczki". Osoby, które zaznały już Rosji lub Ukrainy nie będą zaskoczone warunkami kazachskimi, jednak w 2017 roku Kazachstan zniósł obowiązek wizowy dla kilkudziesięciu państw świata, w tym Polski, więc wielu Europejczyków udało się w te strony po raz pierwszy ze względu na walory przyrodniczo-turystyczne tego kraju lub na wystawę Expo 2017 w Astanie.
Poniżej przedstawiam mapę połączeń kazachskiej kolei, zwanej lokalnie Temir Żoły.
Generalnie postsowiecki system kolei działa bardzo sprawnie - przestarzałe pociągi zawsze docierają na czas, nawet w najgorszych warunkach klimatycznych i pogodowych. Kilkanaście lub kilkadziesiąt godzin jazdy bardzo integruje z innymi pasażerami, a zasoby wagonu barowego zaspokoją nawet największy apetyt, kiedy nam zabranie smakołyków..
Oczywiście funkcjonują też pociągi nowoczesne i luksusowe, ale przecież nie po to jeździmy na Wschód. Dlatego z premedytacją zamówiliśmy najtańsze bilety na plackarty i o 5:00 zameldowaliśmy się na astańskim wokzale.
Nie, stołeczny dworzec nie robi wrażenia. Ciekawostką tego zdjęcia jest punkt kontroli bagażu, obecny na każdej stacji kolejowej w Kazachstanie, jak również punkt turystyczny i przereklamowanie wystawy Expo. To tutaj zaczęliśmy naszą podróż w kierunku Karagandy, a stamtąd do Ałmaty, czyli, jak mawiają Kazachowie, do ichniego Big Apple City.
Jak wspomniałem, wschodnie pociągi są bardzo odmienne od europejskich. Symbolika na przedzie dobitnie to podkreśla, tak aby nikomu się nie zapomniało. Do każdego wagonu przydzieleni są osobni konduktorzy, którzy dbają o "swoich" pasażerów. Po sprawdzeniu biletów przed wejściem, można u nich zamówić herbatę, kawę oraz pościel. W dalekobieżnych pociągach jeździ się na miejscach leżących, czyli tzw. plackartach, które jednak zapewniają dość groteskowy poziom prywatności, jeśli ktoś potrzebuje. Ale tam nikt o to nie dba.
W Karagandzie wysiedliśmy na 5 godzin. Musiałem dość szybko skaptować dla nas szofera, który nas przewiezie do muzeum łagru w Dolince i zdąży odwieźć na następny pociąg. Szoferów ze swoimi maszynami pod dworcem znalazło się aż nadto, pozostała jedynie kwestia wytargowania dobrej ceny (w Kazachstanie targujcie się zawsze i o wszystko). Sama Karaganda jest siermiężnym radzieckim blokowiskiem, z ładnym parkiem, kompleksem wypoczynkowym i - co nie wszędzie tam jest spotykane - z operą. Nasz dumny szofer zapewniał, że "nawet Rosjanie" przyjeżdżają tu na wywczasy. Droga od miasta wiodła poprzez otwarty step, na którym miejscami występowały stada bydła lub stare sowieckie blokowiska dla górników pobliskich kopalń. Wszystkie z nich posiadają status miasteczka osadniczego, a w nazwie mają "-szachtyńsk".
Muzeum urządzono w budynku administracji łagru, jednak wejście na teren obozu pracy było niemożliwe, ponieważ... obóz wciąż jest czynny. Niemniej muzeum robi na prawdę dobre wrażenie i jeśli ktoś z Was przypadkiem będzie przejeżdżał przez step pod Karagandą to szczerze polecam poświęcić godzinkę!
Po powrocie na karagandzki dworzec usłyszeliśmy dwujęzyczną zapowiedź naszego pociągu w kierunku Ałmaty. Pociąg podjechał, zebraliśmy bagaże i po krótkiej odprawie weszliśmy do wagonu szukać naszego przedziału. Przedział jednak był zajęty, więc wracamy do konduktora z zapytaniem "wie pan o co chodzi?". "Tak, wiem. Macie bilet na inny dzień, wypad z pociągu!" Faktycznie. Zdarza się. Po krótkim koncercie szewskiej polszczyzny zrobiliśmy co powiedział. Jednak nie ma rzeczy, której nie da się tam załatwić, zwłaszcza mając w kieszeni trochę dolarów. Do odjazdu pociągu zostaliśmy zatem w czwórkę upchnięci do małej kanciapy dla dwóch konduktorów, a oni przez ten czas znaleźli nam cztery wolne miejsca w różnych przedziałach. Nasze bilety mogliśmy zwrócić, więc wszyscy byli zadowoleni. Poza Temir Żołami. Dalsza podróż upłynęła bez przeszkód, choć z jedną przygodą i poradą zarazem - aby na postojach nie oddalać się zbytnio od wagonu, bo pociąg zaczyna odjeżdżać bez zapowiedzi i trzeba dobiec do schodków.
Widoki za oknem były na prawdę piękne!
Przy oknie też
Tym pociągiem jechaliśmy do Ałmaty 16 godzin. Można było w nim znaleźć wstawionych konduktorów, walające się arbuzy i melony, palarnie pomiędzy wagonami oraz pełny koloryt kazachskiej ludności. Zachowując się chyba przyzwoicie i tak przyciągaliśmy spojrzenia, zwłaszcza zdziwionych dzieci oraz poznaliśmy kilka osób, m.in. radzieckiego żołnierza, który za PRL stacjonował w Legnicy oraz rówieśnika, który studiował w Łodzi i częstował nas mlecznymi wyrobami swojego dziadka (kazachska kuchnia oparta jest głównie na mięsie i mleku).
Po całym dniu i nocy podróży koleją dotarliśmy wreszcie rankiem do Ałmaty. Miasta, które wciąż uchodzi za najważniejsze centrum kulturowe Kazachów, ponieważ najdłużej było stolicą kraju (dawna nazwa Ałma-Ata, wciąż liczebniejsza od drugiej Astany). I jak wcześniej napisałem - jest to "kazachskie Big Apple City" - region uprawy różnorodnych gatunków jabłek.
Pod dworcem stoi pomnik Abylaj-chana, który wskazuje na szczyty gór Tien-szan. Był on jednym z władców Chanatu Kazachskiego, który w XVIII wieku wsławił się osobistą odwagą w zwalczaniu corocznych najazdów Dżungurów i Uzbeków oraz prowadził skuteczną dyplomację - zapewniając sobie protektorat Rosji z jednoczesnymi umowami handlowymi z Chinami.
No i pod dworcem stał też taki facet, który mnie spytał dlaczego Polacy rozwalili Związek Radziecki :) "Ten Gomułka, to był ktoś! Albo Jaruzelski.." A co mu powiedziałem, to mu powiedziałem.
Teraz się mówi wczasy pracownicze (według internetu) :P Niestety nie słyszałem takiego wyrazu chyba nigdy
Natomiast tekst bardzo dobry, 3+ :>
Jestem historykiem i stosuję archaizmy :)) Dzięki wielkie i pozdrawiam!