Tajski epizod z dreszczykiem. Rozdział 13: Wyjście Smoka. Część 5. KONIEC.

in #polish7 years ago

Mieszkanie wysprzątane, telewizor zreperowany, okna wymienione. Życie wraca do normy, a my całkiem po tajsku postanowiliśmy nie wracać do tematu. Jedyne, co chciałem wiedzieć, to sprawa tych cholernych zastrzyków. Piam nie przyznaje się. Twierdzi, że musiałem źle zrozumieć jej matkę, bo ona żadnych zastrzyków jej nie robiła. Jasne.

Link do poprzedniego wpisu: Tajski epizod z dreszczykiem. Rozdział 13: Wyjście Smoka. Część 4.

Chociaż bardzo chciałbym, żeby wszystko było jak dawniej, jak za starych dobrych czasów, to jednak po prostu nie daję rady. Za każdym razem, gdy Piam wstaje w nocy z łóżka, ja się budzę i czuwam. Idzie do kuchni, pije wodę i wraca. Zatrzymuje się na chwilę w progu i obserwuje mnie przez kilka minut, nie wiedząc, że nie śpię. Nie śpię, bo się boję. Boję się, że jednym sprawnym ruchem odetnie mi jaja albo wbije nóż prosto w serce. Wierzę, że może to zrobić. Nie jest normalna. Dostaje jakieś zastrzyki. Udaje, że nie ma problemu. W mediach za dużo jest podobnych historii, bym mógł sobie pozwolić na chwilę nieuwagi. Straciłem zaufanie. Całkowicie. Postanawiam, że musimy się rozstać. Tylko jak, skoro spokojna rozmowa na ten temat nie wchodzi w grę?
1280x960.jpg

To miał być wtorek jak każdy inny. Zapamiętam go jednak do końca życia. Rano Piam odwozi Apple do szkoły i wraca z bazaru ze śniadaniem. Po śniadaniu biorę samochód i jadę na miasto załatwić kilka spraw.
— Kochanie, nie dam rady odebrać Apple ze szkoły. Przepraszam — mówię do słuchawki.
— A co się stało?
— Miasto jak zwykle stoi w korkach. Jestem na lotnisku. Zaraz mam ostatnie spotkanie. Odbierz ją, proszę, taksówką.
— Dobrze skarbie, nie ma problemu. O której będziesz w domu?
— Nie wiem. O 18, może o 19. A co?
— Koleżanka zaprasza mnie na kolację i parę drinków. Chcę zostawić Apple z rodzicami i jechać do centrum, OK?
— Jasne, jedź, baw się dobrze.
— Dzięki, wrócę późno. Nie czekaj na mnie.
— Nie ma sprawy.

To może być moja jedyna szansa. Teraz albo nigdy. Dzwonię do Piotra.

— Jestem na lotnisku. Brazylia?
— Co? Na jakim lotnisku? Jaka Brazylia?
— Spadam stąd. Brazylia?
— Dajesz.
— Daję. Pogadamy później.
Odkładam słuchawkę, porównuję oferty i kupuję bilet w jedną stronę do São Paulo — największego miasta Brazylii. Wracam do domu, pakuję najpotrzebniejsze rzeczy w mały plecak, a resztę zostawiam. Może i jestem skurwielem, ale zostawiam Piam trochę zaoszczędzonej gotówki, żeby mogła jakoś przetrwać pierwsze kilka tygodni beze mnie. Łapię taksówkę na lotnisko. Po drodze wysyłam jej esemesa, że też idę pić ze znajomymi i wrócę rano. Wyłączam telefon.

**
Samolot zatacza koło nad Zatoką Tajską. Spoglądam po raz ostatni na Bangkok rozżarzony milionem świateł. Czy kiedykolwiek tu wrócę? A jeśli tak, to w jakich okolicznościach? Czy spodoba mi się w Ameryce Południowej? Czy też niepowtarzalny zapach Orientu znów ściągnie mnie do Azji? Siedem godzin później ląduję w Doha, stolicy Kataru. Niewielkie lotnisko znam jak własną kieszeń. Przesiadałem się tutaj dwukrotnie — w drodze do Tajlandii w 2007 roku i do Iranu w 2009. Obmywam zmęczoną twarz w łazience. Łączę się z bezprzewodowym internetem i sprawdzam pocztę. W skrzynce czeka krótki mail od Piam:

Od: Piam
Do: Marek
Temat: Gdzie jesteś?
Kochanie, gdzie jesteś? Odsypiasz imprezę u znajomych? Dlaczego nie
odbierasz moich telefonów? Kocham Cię. Twoja
Piam

Odpisuję.

Od: Marek
Do: Piam
Temat: Re: Gdzie jesteś?
Droga Piam,
nasz związek nie ma sensu. Wyjeżdżam z Tajlandii. Przepraszam za
wszystko.
Żegnaj. Marek

Decyzję podjąłem świadomie i wiem, że jest ona najlepszym rozwiązaniem. Mimo to łzy cisną mi się do oczu, gdy kasuję konto pocztowe i dezaktywuję Facebooka. Nie chcę nigdy przeczytać jej odpowiedzi. Nie chcę mieć z nią żadnego kontaktu. Nie wytrzymam rozpaczliwych wiadomości.

Wsiadam na pokład samolotu lecącego do São Paulo. Piętnastogodzinny lot do Brazylii daje mi więcej czasu, niż potrzebuję, na rozmyślanie o wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich 18 miesięcy. Lecąc nad pustyniami Afryki i bezkresem Oceanu Atlantyckiego, powoli uświadamiam sobie skalę kolejnej rewolucji, jaka za chwilę znów dokona się w moim życiu. To już jest jednak temat na oddzielną historię...

K O N I E C

Sort:  

Kurczę, ale mi się smutno zrobiło...

Że to już koniec historii, że z Piam tak wyszło...

No tak wyszło... Potem jeszcze była Kolumbijka Karen i Wietnamka Rose pomiędzy dziesiątkami krótszych mniej lub bardzie udanych przygód. Teraz jest niewiasta ze stanu Szan w Birmie już dłuższy czas i wiele wskazuje na to, że tak już zostanie...

...wszak ja nie robię się coraz młodszy a jej znajomość języków obcych plus spora ekspozycja na zachodnią kulturę - w tym kilkumiesięczny pobyt w Europie wiele ułatwia.

Życz nam powodzenia ;-)

Oczywiście, trzymam kciuki za Was :)