#Opowiadanie - "SYMULACJA"

in #polish7 years ago (edited)

obraz.png

Nadal nie jestem do końca przekonana, że Steemit jest najlepszym miejscem do publikowania opowiadań sci-fi, ale niech tam. Potraktujcie to jako eksperyment.

A gdyby Wam się nie podobało, możecie winić @lugoshi. To on chciał to przeczytać.

SYMULACJA

Z dedykacją dla mojego Ojca

Wokoło pachniało lizolem. Ostra, chemiczna woń unosiła się w powietrzu, zabijając wszystkie inne zapachy.

– Jutro zostaniesz Bogiem – powiedział do mnie ojciec. Kąciki jego oczu zmarszczyły się uśmiechu. Nie pojmował już prawie niczego. Czy w ogóle wiedział, co mówi? Czy chciał mi coś przekazać?

Lizol zawsze kojarzył mi się ze śmiercią. Z cichym pipaniem maszyny. Z zastrzykami. Z tabletkami ułożonymi na tacy. Z pielęgniarkami w białych fartuszkach, które gardłowo śmieją się na korytarzu, podczas gdy obok nich ktoś w milczeniu odlicza każdą sekundę.

Tik-tak. Na stoliku przy łóżku ojca stał stary zegar w kształcie Myszki Miki, który kupiliśmy razem z siostrą dawno temu. Tik-tak – powiedział zegar. Tik-tak. Każda minuta wydawała się trwać wiecznie.

Ojciec zgasł jak zdmuchnięta świeca. Nic nie dało się zrobić.

W jednym momencie był, a drugim już go nie było. Odszedł równie cicho, jak żył, nie pozostawiając po sobie niczego cennego. Pamiętam, że jedyne, co kołatało mi się w głowie to zdanie, które kiedyś gdzieś przeczytałem. Żyjesz tak długo, jak długo żyją ludzie, którzy o tobie pamiętają.

Chciałem, żeby ojciec żył wiecznie.







W normalnym stanie nigdy bym sobie na to nie pozwolił. Jaszczurza część mojego mózgu podniosłaby ogromny alarm. Ale tego dnia byłem tak zamroczny – po części smutkiem, po części narkotykami, że mój pomysł wydawał mi się dobry.

Zastanawiałem się, co pomyślą sobie moi znajomi. Będą podejrzewali, że miałem depresję? Będą winili siebie? Co zrobi Anka? Będzie myślała, że to przez nią? Zaśmiałem się. Najpierw cicho, potem coraz głośniej, aż w końcu zacząłem chichotać jak mała dziewczynka.

Wszystko wydawało mi się zabawne. Kwiatowy wzór na kafelkach. Cień lampki na ścianie. Moje własne, galaretowate ciało w szlafroku. Zapach płynu do kąpieli w powietrzu.

Z pluskiem zwaliłem się do wanny. Przez chwilę bezmyślnie bawiłem się pianą, a potem podciąłem sobie żyły.

Wzdłuż, nie w poprzek. Kiedyś gdzieś przeczytałem, że samobójców, ktorzy przecięli żyły wzdłuż, nie da się uratować.

I kiedy mgła powoli zaczęła zasnuwać mi wzrok, pomyślałem, że byłoby cholernie zabawnie, gdyby się okazało, że się myliłem.

Naprawdę cholernie zabawnie.

Umarłem, zanosząc się śmiechem.







Ludzie kierują się w życiu głównie wzrokiem, jednak węch odgrywa u nich dużo większą rolę niż się to niektórym zdaje. Może to właśnie dlatego pierwszą rzeczą, którą zauważyłem po ocknięciu, był brak jakicholwiek zapachów.

Podświadomie nie wierzyłem w swoją własną teorię. Liczyłem na to, że obudzę się w szpitalu albo nie obudzę się w ogóle. Absolutniej sterylności nie było tak naprawdę w planach.

Otworzyłem oczy.

Znajdowałem się w pustym pomieszczeniu. Poza łóżkiem, na którym właśnie leżałem, nie było w nim niczego. Nie było też drzwi, ani okien. Ot, pokój przypominał mały, biały prostopadłościan. I kiedy tak półprzytomnie rozglądałem się dookoła, z cichym szelestem, tuż obok łóżka uformował się stolik nocny. Po chwili stanął na nim zegarek w kształcie Myszki Miki. Tik-tak – powiedział.

Jakiś cudem wiedziałem, że to dzieło nanobotów.

Byłem lekko zamroczony i nie kojarzyłem zbyt dobrze, więc bezmyślnie podniosłem się łóżka i skierowałem się w stronę ściany. Rozstąpiła się przede mną jak morze, rozsypując się w miliony malutkich, przypominających piasek kawałków. I w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że jednak się nie myliłem.







Miałem dwadzieścia pięć lat, kiedy po raz pierwszy usłyszałem o Nicku Bostonie, profesorze na Uniwersytecie Yale, który stworzył teorię symulacji. Z samych jego rozważań nie zrozumiałem zbyt wiele. Dotarło jednak do mnie, że poważani naukowcy zastanawiają się, czy nie żyjemy przypadkiem w wirtualnym świecie zaprojektowanym przez naszych własnych potomków. Matrix miał szansę istnieć naprawdę.

Miałem dwadzieścia osiem lat, kiedy James Gates, profesor na Uniwersytecie w Maryland, odkrył fragmenty kodu komputerowego w równaniach teorii superstrun. Kodu, który zdawał się być osadzony w materii, z której stworzony jest wszechświat.

Czy naprawdę całe życie spędziłem w symulacji?

Rozglądałem się wokoło. Nic tutaj nie przypomniało tego, do czego przywykłem. Życie przyzwyczaiło mnie do tętniących życiem miast, pełnych domów, ludzi i samochodów. Tutaj jednak nie było samochodów, nie było domów i nie było ludzi. Otaczał mnie las, pełen ogromnych drzew. Gdzieś w oddali śpiewał ptak. Poza tym było pusto. Pusto i niewyobrażalnie pięknie.

– Gdzie są wszyscy? – wyszeptałem sam do siebie.

– Szukasz kogoś? - Kobieta, która zmaterializowała się tuż obok, nie przypominała człowieka. Miała ludzkie ciało, ale coś w jej rysach twarzy sprawiało, że wyglądała nienaturalnie. Może chodziło o jej urodę? Żaden człowiek nie mógł być aż tak piękny.

– Jesteś robotem? - zapytałem, odpowiadając pytaniem na pytanie. Przyszłość powinna przecież być pełna robotów, prawda? O ile byłem w przyszłości.

Kobieta uśmiechnęła się do mnie i skinęła głową. Jej włosy, jeszcze przed chwilą proste i czarne, skręciły się nagle w rude loki.

– Możesz nazywać mnie AI – oznajmiła. – Jestem tutaj, żeby pomóc ci się odnaleźć. Szukasz kogoś?

– Ludzi. Szukam ludzi. Jakicholwiek. Gdzie są?







Nie wiem, czego się spodziewałem, ale na pewno nie tego. Miasta, które pamiętałem wypełnione były ludźmi. Owszem, nigdy nie poznałem większości z nich, ale mijałem ich na ulicach, widziałem w telewizji, rozmawiałem z nimi w internecie. Cały świat pełen był dowodów na ich istnienie.

Ale prawdziwych ludzi było tylko piętnastu.

Monitor przekazywał mi na żywo obraz z pomieszczeń, w których spali. Wyglądali spokojnie. Mogłoby się wydawać, że powinni być podłączeni do jakiejś aparatury, ale wcale tak nie było. Mieli mikroboty we krwi, nanoboty w mózgu. Maszyny dbały o nich dzień i noc.

A oni śnili. Śnili przez całe swoje życie.

– Nigdy nie poznałem żadnego człowieka? – zapytałem, siląc się na spokój. – Wszyscy w mojej symulacji byli fałszywi?

Ogromny monitor, który pojawił się znikąd, wyglądał dziwnie obco.

– Nie powiedziałabym, że fałszywi. – AI zmarszczyła brwi. – Potrafili myśleć i czuć, zupełnie tak samo jak ty.

– Ale nie byli ludźmi?

– To zależy od definicji. Jeśli uznamy, że człowiekiem jest istota...

Chciałem kogoś walnąć. Kopnąć coś. Uderzyć w coś tak mocno, aż rozsypie się się w pył. Ale byłem cywilizowanym człowiekiem, więc tylko zacinąłem dłonie w pięści tak mocno, że moje milimetrowe paznokcie wbiły mi się aż do krwi.

– Kurwa mać! – warknąłem. – Przestań robić ze mnie idiotę! Byli ludźmi czy nie?

– Nie.

AI milczała przez chwilę.

– Zastanawiałeś się kiedyś, co by było gdyby? – zapytała w końcu.

– Ależ oczywiście. – Prychnąłem. – Każdy się kiedyś zastanawiał.

Gdzieś w oddali dzięcioł rytmicznie uderzał dziobem w drzewo.

– Dzięki symulacji ludzie mogli w końcu przestać. Mogli cofnąć się do momentu, w którym coś poszło źle, a potem zobaczyć, co by się stało, gdyby postąpili inaczej. W końcu zaczęli tworzyć nieskończone ilości wszechświatów. Każdy z nich różnił się od drugiego tylko odrobinę. W jednym byli miliarderem, który wprowadzał powszechny pokój na świecie, a w drugim - żebrakiem umierającym pod mostem. Mogli zaznać wszystkiego, doznać wszystkiego. Sprawdzić wszystko.

– Brzmi upiornie.

– Oni uważali, że to raj. Stali się swoim własnym Bogiem. A w końcu odeszli.







AI twierdziła, że ludzie znudzili się własnym życiem i zdecydowali przenieść się do symulacji. Po co mieli żyć tylko raz, skoro mogli żyć nieskończenie wiele razy?

Mogło to mieć także coś wspólnego z faktem, że roboty stały się dużo mądrzejsze od ludzi. Człowiek zawsze uważał się za koronę stworzenia i nie chciał żyć w świecie,w którym – w porównaniu do sztucznej inteligencji – znaczył niewiele więcej od zwykłej mrówki.

Świat pozbawiony ludzi rozkwitł. Robot potrzebuje dużo mniejszych zasobów niż człowiek. Jego potrzeby też są inne. Z ulic zniknęły samochody. Z nieba samoloty. Roboty nie musiały przemieszczać się na większe odległości – jeśli tego potrzebowały, mogły przenieść swoją świadomość do innego ciała. Przyroda odzyskała Ziemię i bardzo szybko nadrobiła setki lat zniszczeń, ktore zadali jej ludzie.

Robotom to nie przeszkadzało.

AI twierdziła, że mam kilkaset lat. Czemu tego nie pamiętałem? Bo odłączając się od symulacji, przypadkowo odłączyłem się także od swoich elektronicznych banków pamięci. AI proponowała, że z powrotem mnie do nich podłączy, ale nie chciałem. Miałem wrażenie, że zyskując dodatkową wiedzę, stracę także kawałek siebie.

AI była piękna.

Nie miałem nikogo innego do kochania, więc kochałem tylko ją.







Dopiero po roku odkryłem, gdzie przetrzymywani są ludzie. Nie byłem pewien, jak ich odłączyć, ale wiedzałem, że muszę spróbować. AI twierdziła, że oni sami wybrali swój los, ale do końca jej nie wierzyłem. Ja swojego nie wybrałem, a przecież także żyłem w symulacji.

AI mówiła, że po prostu wiele rzeczy nie pamiętam. Podobno gdybym tylko pozwolił podłączyć się z powrotem do banków pamięci, wszystko bym zrozumiał. Była ode mnie dużo mądrzejsza, więc pewnie wiedziała, co mówi. Ale może właśnie nie chciałem rozumieć. Świat, w którym świadomie wybrałbym życie symulacji, nie był światem, w którym chciałbym żyć.

AI twierdziła, że też mnie kocha.

Nie potrafiłem zdobyć się na to, żeby zapytać, czy to miłość podobna to tej, którą darzyłem szczeniaka, którego ojciec kupił mi w dzieciństwie.







Kiedy ściana oddzielająca mnie od innych ludzi rozsypała się w proch, AI już tam była. Stała naprzeciwko i patrzyła na mnie ze smutkem.

– Przyszedłeś ich uwolnić?

Skinąłem głową.

Była silniejsza ode mnie. Mądrzejsza ode mnie. Okrążałem ją powoli. Nie próbowała mnie powstrzymać. Jej twarz wyrażała rozpacz tak wielką, że kroiło się we mnie serce. Ale roboty nie potrafią przecież nic czuć, prawda?

– Jak niby chcesz to zrobić? - spytała. - Doskonale wiesz, że nie możemy ich odłączyć, o ile sami tego nie zechcą. A oni najwyraźniej tego nie chcą.

Sięgnąłem do kieszeni. Miałem w niej ukryty scyzoryk, który stworzyły dla mnie nanoboty. Nie do końca wiedziałem, co chcę z nim zrobić. Zabić ją? Zabić siebie? Byłem tylko księgowym, kurwa. To wszystko mnie przerastało.

Światło odbijało się ostrzu noża. AI westchnęła cicho.

– Mogłeś zwyczajnie powiedzieć – oznajmiła. – Nie możem­y odłączyć ich od symulacji, jeśli sami tego nie chcą. A nie chcą. Ale może... Może chciałbyś spróbować ich przekonać?







Kiedy podłączano mnie do symulacji, serce waliło mi jak młotem. I tak naprawdę nie miało znaczenia, że zrobiłem to już wcześniej. Poprzedniego razu w ogóle nie pamiętałem, ale podobno byłem jedną z osób, które jako pierwsze zdecydowały przenieść się na stałe do wirtualnego świata.

Początkowo była to tylko symulacja ludzkiej historii. Ktoś kiedyś postanowił wykorzystać komputer, żeby sprawdzić, w którym momencie coś poszło źle. Uruchomiono wirtualny świat i zaczęto mu się przyglądać. A potem kolejny i kolejny.

Aż końcu ludzie, znudzeni obserwowaniem osób, których nie znali, postanowili zacząć symulować samych siebie. A kiedy już osiągnęli stadium rozwoju, które uniemożliwiało im przeniesienie świadomości do komputera, stali się po prostu częścią symulacji. Ogromne banki pamięci umożliwiały im dryfowanie pomiędzy miliardami jaźni. I choć żyjąc w symulacji, nie pamiętali swoich innych żyć, to jednak gdzieś tam tliła się w nich świadomość, że są częścią czegoś doskonalszego niż oni sami.







Otworzyłem oczy i nagle z powrotem byłem w moim dawnym świecie.

AI przeniosły mnie tutaj, żebym spróbował przekonać ludzi, że powinni wrócić z powrotem do realności.

Obok mnie ze świstem przejeżdżały samochody. Przez chwilę bezmyślnie wpatrywałem się w wystawę sklepu z zegarkami, podczas gdy za szybą bezgłośnie tykał zegarek w kształcie Myszki Miki.

Na świecie żyło siedem miliardów ludzi, ale tylko piętnastu z nich było prawdziwych. AI zaprowadziły mnie do świata jednej z nich. Miała na imię Eve i mieszkała w Nowym Yorku. Sprzedawała zegary.

Odetchnąłem głęboko i pchnąłem drzwi do sklepu.

– Dzień dobry. W czym mogę pomóc? – zapytała z uśmiechem. I tak właśnie poznałem swojego pierwszego człowieka.







Nie uwierzyła mi. Nikt z nich mi nie uwierzył. Nie jestem w stanie powiedzieć, ile razy lądowałem w szpitalu dla psychicznie chorych. Ile razy ktoś wyrzucał mnie ze swojego mieszkania. Ile razy oskarżano mnie o prześladowanie.

Spróbowałem innej drogi. Może ludzie nie muszą uwierzyć, że żyją w symulacji – myślałem sobie – Może wystarczy, że nie będą chcieli w niej żyć.

Byłem Hitlerem. Byłem Cortezem i Stalinem. Wędrowałem przez nieskończoną ilość światów, siejąc za sobą śmierć i zniszczenie. Ale w miejsce każdej rzeczywistości, którą udało mi się zatruć, powstawały miliony innych, w których wszystko potoczyło się dobrze.

Ludzie cierpieli, a potem podnosili się i szli dalej.

Nie chcieli się obudzić.







Za każdym razem, kiedy wracałem do realności, AI tam była i patrzyła na mnie z tym samym smutkiem w oczach.

W końcu rozumiałem, że nie ma sensu wracać. Zawiodłem. Nie potrafiłem nikogo przekonać. Nie byłem super-bohaterem, który ratuje świat przed zagładą. Miałem być raczej świadkiem, oglądającym zachód ludzkiej cywilizacji.

Przestałem wracać do symulacji. Nie chciałem spędzać życia, ratując tych, którzy nie chcieli zostać uratowani.

Z czasem AI zaczęła częściej się uśmiechać.

Starzałem się. Technika pozwoliłaby mi to zatrzymać, ale wcale tego nie chciałem. Jakaś część mnie czerpała przekorną satysfakcję z faktu, że doświadczam wszystkiego tego, czego pozbawieni byli inni ludzie. Ja żyłem naprawdę, podczas gdy oni tylko egzystowali.

I wbrew temu, co opowiadały niezliczone książki sci-ficition, które czytałem w moim poprzednim życiu, roboty nie były moimi wrogami. Wręcz przeciwnie. A kiedy w końcu nadszedł dla mnie dzień, żeby odejść, to właśnie AI zamknęła mi oczy.

Ostatnie, co pamiętam to jej smutny uśmiech.

Potem umarłem.







Otaczała mnie wszechogarniająca cisza. Po chwili usłyszałem gdzieś obok tykanie.

Tik-tak. Na stoliku, którego nie było, cykał cicho zegarek w kształcie Myszki Miki. Ten sam, który kupiłem kiedyś z siostrą. Czy miałem kiedykolwiek siostrę?

Tik-tak - powiedział zegar. Tik-tak. Każda minuta była wiecznością.,

Otworzyłem oczy. Albo raczej, otworzyłbym je, gdybym je miał. Ale nie miałem.

Całym sobą, całym swoim jestestwem odczuwałem rzeczywistość. Wiedza absolutna była tylko o ułamek myśli ode mnie. Kim byłem? Czym byłem?

Nie miało to większego znaczenia.

Przecież to, co mnie otaczało było tylko kolejną symulacją.

THE END

Zdjęcie: pexels.com

Sort:  

Obawy całkiem niepotrzebne.
Chyba nie tylko mi się podobało. :)

Ogromne banki pamięci umożliwiały im dryfowanie pomiędzy miliardami jaźni. I choć żyjąc w symulacji, nie pamiętali swoich innych żyć, to jednak gdzieś tam tliła się w nich świadomość, że są częścią czegoś doskonalszego niż oni sami.

Kiedyś dawno przechodząc przez jezdnię widziałem karetkę, przewożącą jakąś anonimową osobę. Doznałem dziwnego uczucia i zrozumiałem...
Jestem równocześnie sobą i wszystkimi innymi ludźmi...
Muszę podjąć wszystkie wyzwania, wytrzymać wszystkie próby, zaznać ludzkich radości i smutków, wychodzić wszystkie ścieżki te mniej i więcej prawdopodobne.
Przejść test... na człowieczeństwo.
"Kochaj bliźniego jak siebie.."

Ja chyba też zrozumiałam :)

Wydaje mi się, że rozumiem co pomyślałeś.

Uświadomiłem sobie, że na świecie żyje tylko ... 1 człowiek. Ja.
W miliardach wariantów i postaci, rozgryzam istotę człowieczeństwa.
Patrząc w oczy staruszka w tramwaju, pani w kiosku ruchu ... patrzę sobie w oczy.

Oczywiście to był jeden z 1 000 000 moich pomysłów na rzeczywistość.
Widzę, że koleżanka ujęła podobny motyw w swoim opowiadaniu i ...
To jest dobre - pomyślał sobie @lugoshi :)
i poszedł robić, pachnącą ciepłymi krajami herbatę.

Cieszę się, że pomimo wątpliwości wrzuciłaś to opowiadanie. Piękne i straszne jednocześnie! Zagadnienie matrixa jest mi bardzo bliskie, uważam, że jest on bliżej nas, niż nam się wydaje. Postrzegamy życie i siebie samych poprzez nasze wewnętrzne przekonania, które są często błędne, wgrane nam jak wirus w dzieciństwie... jestem głupi... nic nie warty... nie zasługuję na miłość... itd. To wszystko jest jednym wielkim kłamstwem, bo każdy z nas rodzi się doskonały i wartościowy, ale budujemy swoją rzeczywistość w oparciu o przekonania a nie na prawdzie. Każdy niesie swój własny matrix w sobie.

Bardzo podoba mi się Twoja interpretacja. Zupełnie nie to miałam na myśli, ale to, co napisałaś jest dużo głębsze niż to, co ja sama byłabym w stanie wymyślić. Mnie do napisania tego opowiadania skłoniły teorie dwóch fizyków, których wymieniłam w tekście. Boston i Gates naprawdę istnieją i są tym, kim napisałam. A Gates naprawdę znalazł kod programowania w równianiach teorii superstrun. Ale...
Twoja interpretacja podoba mi się dużo bardziej. I tak, każdy z nas nosi swój matrix w sobie. Niestety...

@mazelin pisz książkę. JESTEŚ ŚWIETNA!

Dziękuję <3

Z ulic zniknęły samoloty.
? ;)

Aaaaa! Wiedziałam, że trzeba to było oddać do korekty! Wiedziałam! Ale pomyślałam sobie: jest sobota. Jutro Sylwester. Wszyscy zajęci. Zanim ktoś mi to sprawdzi, będzie środek tygodnia. No i mam. Wizja samolotów jeżdżących ulicami na tych swoich małych kółkach i zawadzających budynki skrzydłami już mnie nigdy nie odpuści. (Oczyma duszy widzę także, jak te samoloty nadają z głośników: "Yippie Ki Yay Mother Fucker", ale chyba się do tego nie przyznam. Winię Polsat.)

Dzięki, zaraz poprawię :)

Miałem tego nie pisać, ale stoję już przy tablicy.

Zaśmiałem się w duchu, jak czytałem o tym nożu i nanorobotach.

Oglądałem dziś fragment... Airplane! (1980) (Czy leci z nami pilot?) i jest tam taka scena:

Awaryjne lądowanie promu kosmicznego.
Kontroler lotu: - nie walcz z maszyną!
(do przestraszonego pilota)
Pilot dostaje w tym momencie, czerwoną rękawicą bokserską wyskakującą z kokpitu, fangę prosto w nos.

Nie walcz z maszyną! :) :) :)

O, loooooool. <turla się>
Pasuje idealnie :D

Grzechem byłoby nie zrobić z tego książki. Śmiertelnym.

Dzięki symulacji ludzie mogli w końcu przestać. Mogli cofnąć się do momentu, w którym coś poszło źle, a potem zobaczyć, co by się stało, gdyby postąpili inaczej. W końcu zaczęli tworzyć nieskończone ilości wszechświatów. Każdy z nich różnił się od drugiego tylko odrobinę. W jednym byli miliarderem, który wprowadzał powszechny pokój na świecie, a w drugim - żebrakiem umierającym pod mostem. Mogli zaznać wszystkiego, doznać wszystkiego. Sprawdzić wszystko.

Miałem kiedyś bardzo podobny pomysł.

milimtrowe
W jednym momencie był, a drugim już go nie.

Do wyedytowania.

BRAWO!

Właśnie bardzo starałam się skracać to opowiadanie, bo w trakcie pisanie ogromnie zaczęło się rozrastać. Materiału spokojnie starczyłoby na książkę, ale książek trochę się boję. W krótkich tekstach jestem zdecydowanie lepsza. Ale cieszę się, że Ci się podobało :) I ogromnie dziękuję za zwrócenie uwagi na literówki - już poprawiłam :)

Nie boisz się książek. Boisz się tego, że nie sprostasz wyzwaniu.
Natomiast ja widzę, że jeśli tylko stawisz temu czoła, to efekt przerośnie Twoje oczekiwania.
Nie jestem z tych, którzy wyczekują w kolejce po Iphone'y, ale po sklejkę papieru takiego kalibru chętnie bym poczekał.

Pomyślę. Ale nie obiecuję. To byłoby naprawdę bardzo trudne zadanie...

Miałem kiedyś bardzo podobny pomysł.

Przeczytałem jako pierwszy twój post o "wartości" i już wiedziałem, że kropki da się połączyć...

A ja Ci powiem drogi lugoshi, że wasza dwójka jest dla mnie źródłem inspiracji, której ostatnim razem doświadczyłem bodaj na studiach, a to było już ładnych parę lat temu.
Bardzo dziękuje wam za wasze wpisy, bo dzięki nim powoli zaczynam przypominać sobie kim jestem.

Miło mi słyszeć tak ciepłe słowa. :) (@mazolin pewnie też przyjmie bukiecik :) )
Myślę, że jeszcze się okaże, kto dla kogo jest źródłem inspiracji :)
Człowiek często nie zna siebie i nie wie sam na co go stać.

Mnie również jest bardzo miło. Dzięki Twoim komentarzom uśmiecham się dzisiaj jak głupia i jestem bardzo, ale to bardzo szczęśliwa. Dziękuję :)

Fajne widzę z tego dobrą książkę. Zastanawia mnie jedno, książek nie czytam, brak czasu, ale takie wpisy bardzo mi się podobają i na nie mam czas.

Potraktuję to jako komplement :)

Steemit to bardzo dobre miejsce na takie krótkie opowiadania. Prędzej przeczytam takie opowiadanie niż dłuższą książkę.

Coś w tym jest... Na książkę czasai nie ma czasu, a opowiadanie połknie się byle kiedy.

Przeczytałam wczoraj! Zaczęłam w autobusie jadąc do pracy i tak nie mogłam się oderwać, że kończyłam całe opowiadanie idąc przez ulicę i park z nosem w telefonie.
Bardzo mi się spodobało. Początkowo bałam się, że coś strasznego się dzieje w Twoim życiu, a potem... dałam się ponieść Matrixowej fali.

Jesteś jak zawsze kochana ;)

Twórczość literacka nie spełnia definicji artykułu.

Masz absolutną rację ;) Rozumiem, że chodzi Ci o tag? Z tego, co kojarzę @lucmarcus i @fervi stworzyli go do publikowania długich postów języku polskim (max. 1 na dzień) do celów @ocd. Ale jeśli ktoś uważa, że popełniłam "nadużycie", wystarczy dać znać to zmienię otagowanie.

traktuj steemit jaką jedną z platform, czytaj tekst na youtube, załóż blog. Nie można się zamykać na jednej platformie.