BDSM – nauka w biblijnej historii stworzenia
Hej! Dziś zajmiemy się nieścisłościami w Księdze Rodzaju. I będziemy mówili o nieścisłościach względem wiedzy naukowej i historycznej. Możemy oczywiście powiedzieć – czemu się czepiasz, przecież wiemy, że to mity, historyjki. OK, z takim nastawieniem nie mam problemu. Problemem jest to, że te historyjki są używane, jako uzasadnienie podważania rzeczywistości, naukowych faktów i ogromna ilość ludzi żyje zgodnie z tym, co wskazuje im ta książka. Dlatego uważam, że jej krytyka jest jak najbardziej, nie tylko uzasadniona, ale bardzo potrzebna. Pomijać fakt, że większość tych, którzy się na nią powołują, jej nie czytali. W materiałach będę się posiłkował SAB, czyli the Skeptic’s Annotated Bible, która niestety nie została jeszcze przetłumaczona na język Polski. Więc przynajmniej część z jej zawartości Wam przybliżę, a polecam dociekliwym samodzielne odkrywanie tej tytanicznej pracy. Poza biblią na stronie jest sceptycznie skomentowany Koran i Księga Mormona. Lecimy!
Stworzenie świata
Od samego początku mamy konflikt z kolejnością zdarzeń. Porządek ewolucyjny znany z nauki jest odwrócony(Rdz 1:1-2:3). Ziemia powstaje zanim postanie słońce i gwiazdy, a mimo to istnieje światło i mijają kolejne dni. W jaki sposób może minąć dzień, skoro nie ma słońca? Słońce powstaje czwartego dnia. Dnia! Ponadto mamy pojęcia – ranek i wieczór, które powstają w wyniku wschodów i zachodów słońca, którego nie ma. (Rdz 1:3-5, 14-19). Gdy sięgniemy ponad głowy, to Bóg spędza cały drugi dzień na budowie firmamentu (Rdz 1: 6-8), który ma rozdzielić górne i dolne wody. Stephen King chyba szybciej wymyślił kopułę i ma bardziej sensowne wytłumaczenie dla niewidzialnej bariery. Rośliny powstają zanim istnieje słońce, które może pomóc im w fotosyntezie i Bóg pozwala ziemi samodzielnie wydać rośliny, zamiast stworzyć je samodzielnie, wprost (Rdz 1:11, 14-19). Trochę to przeczy kreacjonistycznemu widzeniu, jakie oglądamy, na co dzień wśród zwolenników inteligentnego projektu.
Ciekawym zjawiskiem jest to, że Bóg umieszcza gwiazdy, słońce i księżyc w „ich znakach” (Rdz 1:14). Stawia to pytanie – czy astrologia istniała przed czy po akcie stworzenia. Bo coś tutaj nie gra. I dlaczego dzisiejsi chrześcijanie odrzucają horoskopy, skoro to ich Bóg regulował te wszystkie koniunkcje.
Księżyc oczywiście jest samodzielnym źródłem światła w nocy (Rdz 1:16) i mimo tego, że napracował się tworząc przez cały dzień światło, a potem skinieniem rąk tworzy tryliardy gwiazd. To tak trochę jakby udawał, że ciężko pracuje i na akord kończy dzień zgodne z planem (co jest oznaką niedbałości), albo opisujący te akcje nie ma pojęcia, o czym mówi. Stawiam na to drugie, bo pierwsze nie ma żadnego uzasadnienia ani nie ma na to żadnych dowodów.
Bóg daje człowiekowi wszystkie rośliny, jako pokarm (Rdz 1:29). Biorąc pod uwagę ile roślin jest trujących, to jest lekkomyślna decyzja, bo nie pozwolicie chyba jeść dziecku każdą roślinę, jaką napotka w ogrodzie. Nie trzeba mieć dyplomu z botaniki, żeby to wiedzieć. No i oczywiście wszystkie zwierzęta były wege (Rdz 1:30) – nietoperze wampiry, komary, pluskwy, kleszcze, piranie i rekiny.
Trzeba ogromnego wysiłku i wolt znaczeniowych żeby uwierzyć, że to, co powstawało i nadal powstaje (nowe gwiazdy ciągle się tworzą) od ponad 13 miliardów lat, Bóg stworzył w 6 dni (Rdz 1:31). Pamiętajmy też, że człowiek dostał za zadanie nazwanie wszystkich zwierząt (Rdz 2:18-22). Biorąc pod uwagę ilość i fakt, że do dziś znajdujemy zwierzęta, których nazw nie znamy, nie zrobił tego dość dobrze i skutecznie.
I kwestia żebra. Jeśli nadal wierzycie w to, że kobieta powstała z zebra mężczyzny (Rdz 2:19), to macie problem, bo od 1543 roku (odkrycie Wesaliusza) wiemy, że liczba żeber jest identyczna u kobiet i mężczyzn, i jest to oczywisty fałsz.
Dominum człowieka
Porozmawiajmy o fragmencie, który ma dość szczególne znaczenie, bo zdefiniował na wiele setek lat stosunek człowieka od otaczającego go środowiska. Chodzi o miejsce, gdzie Bóg oddaje ziemię pod władanie człowieka (Rdz 1:26, 28). Taka postawa, następnie wspierana przez religie, kościoły i instytucje religijno-polityczne, są wprost przyczyną rabunkowej gospodarki zasobami naturalnymi. Musieliśmy dostać nieźle od natury po zadufanych tyłkach, żebyśmy sobie zdali sprawę, że biblia i religie się mylą i jesteśmy częścią ekosystemu, nie jego panami i właścicielami. Oczywiście to nie jedyny czynnik, który wytworzył takie podejście człowieka do środowiska, ale miał ogromny na to wpływ i często jest ignorowany przez działaczy. Religie przez całe tysiąclecia moralnie usprawiedliwiały rabunkową gospodarkę zasobami. Dopiero potem przyszła chciwość. Zwróćcie też uwagę na niewolnictwo. Wystarczyło umieścić jakiś lud, rasę lub plemię w dominum zwierząt i można było rządzić, wyzyskiwać i posiadać drugiego człowieka. Ta postawa moralna względem innych ludzi była i nadal, w niektórych miejscach jest obecna. I nie jest homogeniczna tylko dla judeo-chrześcijaństwa. Wyrosły na tej tradycji islam, robi dokładnie to samo. Umieszczając kobietę poniżej zwierząt hodowlanych, a jeszcze niżej niewiernych.
Będziemy kontynuowali tę podróż przez Biblię w kolejnych odcinkach. Jeśli macie jakieś konkretne zagadnienia – zadawajcie pytania w komentarzach. Chętnie na wszystkie pytania odpowiem i dorzucę swój komentarz.
W kolejnym odcinku BDSM pogadamy o tym, jak to jest z tą Trójca Świętą, o co pytaliście pod postem o przykazaniach. Potem wrócimy do absurdów naukowych w Biblii. Chyba, ze zapytacie o coś innego.
Księga rodzaju jest pełna dziur, nieścisłości (przykładem tu może być dwa opisy stworzenia ziemi i człowieka) itp. Co do żebra to według mnie nasuwa się pytanie czy jeżeli Ewa została stworzona z żebra (które zostało ukradzione przez boga, bo ani o nie nie poprosił ani nie zażądał bo z koro ludzie już w tedy mieli wolną wole to cóż....) to nie powinna być jego siostrą?
Kazirodztwo w Biblii występuje wielokrotnie, więc trochę z drugiej strony głupio, że jest zakazane.
według wielu to nie było kazirodztwo bo nie było wtedy praw (mam na myśli księgę rodzaju) które by to regulowały bo owe prawa zostały wprowadzone puźniej
Ale to nie było kazirodztwo bo nie było prawa tego zakazującego? Idąc tym tokiem myślenia to można by powiedzieć, że nie ma morderstwa jeśli nie ma prawa go zakazującego?
Ładnie napisane :)
Bardzo przepraszam, ale takie podejście jest absurdalne. W jaki sposób człowiek żyjący kilka tysięcy lat temu miałby w szczegółowy, naukowy sposób opisywać stworzenie świata? Nie taki jest cel i przesłanie Biblii.
To tak jakbyśmy wyrzucali na śmietnik Arystotelesa, bo również opowiadał bajki na temat kosmologii, co więcej, jego prace rzeczywiście miały charakter naukowy.
Czym innym są dzieła antycznych filozofów, którzy rozważali sens i kształt wszechświata, naukowców antycznego świata, którzy sobie dostępnymi narzędziami próbowali ten świat opisać, a czym innym jest księga religijna, mówiącą - tak jest, bo tak mówi nasz Bóg. Zarówno filozofia, jak i każda dziedzina nauki dopuszcza, wręcz ze swojej natury, szuka błędów, żeby się rozwijać, otwierać kolejne drzwi niewiedzy. Dogmatyzm (charakterystyczny dla religijnych systemów)nie dopuszcza błędu i dlatego często, religie ewoluują dość opornie i potrzebują znacznie więcej czasu, żeby zaadaptować się do zmieniającego się coraz szybciej świata. Dlatego porównanie religijnego tekstu stworzenia świata, do prac wczesnych naukowców i filozofów, którzy stawiali podwaliny współczesnej nauki i metody naukowej, uważam za niezbyt trafne.
Ponadto - albo dyskutujemy z tekstem, albo dyskutujemy z jego interpretacjami. To, o czym piszesz - cel i przesłanie, to są interpretacje, nie sam tekst. Ja dyskutuję z tekstem. Czytam i komentuję. Zderzam z rzeczywistością, którą obserwuję, wiedzą, którą posiadam lub której szukam i subiektywnie komentuję. Nie roszczę sobie pretensji do bezwzględnej akceptacji mojej subiektywnej interpretacji tekstu. Każdy może wyciągnąć wnioski z lektury jakie chce i nikt nie ma monopolu na jedną właściwą wykładnię jakiegokolwiek tekstu. Z naciskiem na NIKT.
Co to znaczy "dyskutujemy z tekstem"? Czy biorąc jakiekolwiek dzieło literacki szuka Pan argumentów za jego sprzecznością z teoriami naukowymi? Nie ma książki, której nie można by zinterpretować na różne sposoby, więc każda analiza tekstu jest jakąś interpretacją. Co wcale NIE oznacz, że tylko jedna jego interpretacja jest słuszna.
Biblię jako tekst naukowy traktuje co najwyżej jakaś mała grupka protestantów. Ja jestem katolikiem, więc argumenty tutaj przytoczone to kule w płot.
Dogmaty są koniecznością jeśli chcemy cokolwiek rozważać. Nauka również oparta jest na pewnych założeniach, co do których możemy stwierdzić, że są prawdziwe jedynie z pewnym prawdopodobieństwem (patrz -> korroboracja).
Co do mnie, to aby odwieść mnie od wiary, to ktoś musiałby mi dowieść, że Chrystus nie zmartwychwstał. Zmartwychwstanie jest kluczowym elementem katolicyzmu.
Poza tym polecam poczytać coś więcej niż tylko Biblię, bo tak się składa, że to właśnie z czytania Biblii brały się wszystkie herezje. Polecam np. "Wyznania" św. Augustyna, który sam był naukowcem i dobrze pisze o powiązaniu nauki z wiarą.
Jedna uwaga. Nigdy nie dowodzi się tez negatywnych. Jeżeli uważasz, że Jezus zmartwychwstał, to na Tobie jest ciężar dowodu. Ja mogę powiedzieć, że w to nie wierzę i to nie przesuwa na mnie konieczności dowodzenia. On nadal jest po Twojej stronie.
Piszesz o tym żeby nie dyskutować z tekstem i przytaczasz Augustyna, który właśnie to zrobił. Zawsze dyskutujemy z tekstem, chyba, że chcemy narzucić komuś konkretną interpretację.
Każdy tekst literacki można interpretować dowolnie. Nawet jeśli wezmę bajki dla dzieci i skonfrontuje je z wiedzą naukową, to jest to moje podejście, moja interpretacja i jest ona tak samo uprawniona jak analiza antropologiczna czy psychologiczna. Może nie mieć wartości naukowej, ale interpretacyjną ma zawsze. Zatem mówienie, że nie wolno mi w ramach dyskusji z tekstem czegoś robić, jest próbą narzucenia konkretnej interpretacji, co w moim odczuciu jest podejrzane, bo rodzi podejrzenia chęci ukrycia czegoś lub troski o nie zaburzenie zbudowanego na takich wykładniach systemu.
Nauka nie opiera się na dogmatach. I dogmaty nie są konieczne do rozważań. Bo czym innym są zaakceptowane założenia czy aksjomaty albo potwierdzone już prawa lub teorie naukowe, a czym innym arbitralnie narzucone dogmaty, które nie podlegają ani modyfikacji ani dyskusji. Dogmaty nie wymagają dowodów, nie wymagają faktologicznego potwierdzenia.
A wracając do zmartwychwstania... Jakie są pozabiblijne dowody na to zdarzenie? Zostawmy historyczność postaci Jezusa. Ciekawy jestem co poza Biblią dowodzi zmartwychwstania.
"Jeżeli uważasz, że Jezus zmartwychwstał, to na Tobie jest ciężar dowodu. "
No cóż, są ludzie, którzy nie wierzą w historyczność Karola Wielkiego czy Mieszka I. Dla mnie wystarczająco przekonujące jest świadectwo apostołów, chociaż ich istnienie też można podważać, ale na to już nic nie poradzę
"Piszesz o tym żeby nie dyskutować z tekstem i przytaczasz Augustyna, który właśnie to zrobił. "
Nie napisałem żeby nie dyskutować z tekstem, zapytałem tylko jak tę dyskusję rozumieć? Można podważać naukowo ballady Mickiewicza, ale jaki ma to sens?
"Każdy tekst literacki można interpretować dowolnie. Nawet jeśli wezmę bajki dla dzieci i skonfrontuje je z wiedzą naukową, to jest to moje podejście, moja interpretacja i jest ona tak samo uprawniona jak analiza antropologiczna czy psychologiczna."
Otóż nie. Niektóre interpretacje mogą być słuszne, a inne nie. Wyciąganie z bajki dla dzieci wniosków naukowych jest niesłuszne.
" Bo czym innym są zaakceptowane założenia czy aksjomaty albo potwierdzone już prawa lub teorie naukowe"
Problem w tym, że żadna teoria naukowa nie może być potwierdzona w 100%. Dlatego człowiek potrzebuje pewne założenia w życiu przyjąć na wiarę.
"A wracając do zmartwychwstania... Jakie są pozabiblijne dowody na to zdarzenie? "
Oczywiście możemy uznać ewangelie za wymysł, jednak takie twierdzenie nie ma żadnych silnych podstaw. Tak jak już pisałem o historyczności innych postaci. Jeśli tylu ludzi poszło na śmierć w obronie prawdy o zmartwychwstaniu, to nie widzę powodów żeby uważać ich za kłamców.
Ok, to od początku.
Dla ciebie tak, dla innych jest to anegdota, opowieść bez dowodów.
Można wyciągnąć z bajki wnioski na temat psychologii zachowań lub wskazówki antropologiczne. To jest nauka.
Nie istnieje coś takiego jak "niesłuszna interpretacja", to jest demagogia i próba narzucenia właściwej interpretacji.
Zgoda co do nauki, ale brak pewności nie implikuje akceptacji niczego. Wystarczy powiedzieć "nie wiem". Przyjęcie czegoś na wiarę jest konformizmem i nie jest konieczne, tylko wygodne.
Jeśli tylu ludzi poszło na śmierć w obronie nazizmu/komunizmu/islamu, nie mamy podstaw by mówić, że kłamali lub nie mieli racji.
Widzisz absurdalność tego argumentu? Ludzie ginęli i oddawali życie w obronie wielu rzeczy, które w konsekwencji okazywały się nieprawdziwe lub nieetyczne. Taki arguemnt nie mażandej wagi.
Co do ewangelii - żadna nie jest zapisem naocznych świadków. Ewangelie synoptyczne powstały długo (najwcześniejsza, Ewangelia Jana jest datowana na 125 r n.e.) po rzekomej śmierci Jezusa i nie znajdujemy żadnego potwierdzenia tych wydarzeń wśród około 150 historyków działających w tamtym okresie, na tamtym terytorium. Jeżeli jakakolwiek książka mówi o wydarzeniach historycznych, to nie jest ich potwierdzeniem. Potwierdza się te wydarzenia zewnętrznymi dowodami. Biblia nie jest potwierdzeniem siebie samej. Jeśli mamy zrobić wyjątek dla niej, to jakie jest tego uzasadnienie. Inaczej to błąd rzeczowy - special pleading.
Osoba bez odpowiedniego wykształcenia nigdy nie zrozumie właściwie np. teorii względności i może z niej wysnuć całkowicie błędne wnioski. Tak więc niesłuszna interpretacja jak najbardziej istnieje (dobrym przykładem jest też interpretacja Murów Kaczmarskiego jako wezwania do buntu).
Dla innych anegdotą bez dowodów jest istnienie Sokratesa, czy Mieszka.
Z tym datowaniem ewangelii to już ociera się o tzw. "szurię" - wybiera Pan tylko badania pasujące do Pana teorii. Oczywiście możemy negować wszystko, ale wtedy popadniemy w całkowity nihilizm. Trudno mi sobie wyobrazić, aby osoba mająca bodaj największy wpływ na historię świata była wymysłem grupy biedaków.
No i jest różnica pomiędzy umieraniem za wymyśloną ideologię, a umieraniem w obronie faktów, których samemu się doświadczyło.
Zupełnie nie zrozumiałeś co chcę przekazać. To, że interpretacja nie ma wartości dla nauki czy faktów, nie czyni jej bezwartościowej. Czasem laik zobaczy coś, czego ktoś z głowa pełną wiedzy nie dojrzy, bo wiedza może też zamykać pewną percepcję. W tym sensie, każda interpretacja niesie potencjalny wkład w rozwój idei czy odbioru tekstu.
Mieszko i Sokrates to postacie anegdotyczne? Nie do końca, bo ich istnienie potwierdza więcej niż jedno źródło historyczne.
Datowanie ewangelii to "szuria". Na tym skończymy tę dyskusję, skoro fakty naukowe są sprzeczne z Twoimi poglądami, to trzeba je zdyskredytować w taki sposób. Akurat rękopisy ewangelii są jednymi z niewielu zachowanych i mają dość dokładnie zbadaną genezę. Żadna z ewangelii synoptycznych nie powstała w okresie rzekomego życia Jezusa. Są spisanymi opowieściami z "trzeciej" ręki.
Z tym "największy wpływ na historię świata" to lekka nadinterpretacja. Wpływ na historię miał większą kościół, który działał z samoczynnie nadanym sobie mandatem Jezusa. Jeśli ten pośredni wpływ uznać jako wpływ rzeczywisty, to mimo pewnego naciągania rzeczywistości, można od biedy się zgodzić. Tylko kościół robił i robi wiele rzeczy, na które biblijny Jezus by nie pozwolił i których by nie pochwalał. Więc jego postać jest wykorzystywana jako narzędzie, nie jako natchnienie.
I nadal ponad połowa ludzkości nie wierzy i nie czci Jezusa w jakiejkolwiek formie, więc to gruba przesada. To znaczy, że oni się mylą, ich historia nie miała miejsca, jest nieistotna? Czy po prostu urodzili się tam, gdzie te mity nie są propagowane? Na to pytanie każdy powinien sobie sam odpowiedzieć.
Możesz umierać za co chcesz. To nie oznacza, że to, za co umierasz ma wartość dla kogokolwiek poza Tobą. Osobiste doświadczenie ma wartość tylko dla tego, kto tego doświadczył.
Umieranie za ideologię jest tak samo absurdalne, jak umieranie za religię.
Przyznaje nie dysponuję ogromem czasu, by w każdej dyskusji zabrać zdanie. Ale tak na szybko. Drugi akapit tego artykułu o astrologii... Księga rodzaju 1:14 "A potem Bóg rzekł: «Niechaj powstaną ciała niebieskie, świecące na sklepieniu nieba, aby oddzielały dzień od nocy, aby wyznaczały pory roku, dni i lata" Według mojej interpretacji to oznacza tylko tyle - że na podstawie ruchu ciał niebieskich można przewidywać porę roku. Nic ponadto. Jeśli chodzi astrologię - to kolebką tego była antyczna Grecja - o ile się nie mylę. Ale mogę tu wrzucić coś lepszego - mianowicie gwiazda która prowadzi w nowym testamencie do Jezusa? - A później do Heroda? No więc pytanie - kto porusza gwiazdą?
I do ostatniego czyli rodzaju 1:26... Bóg daje człowiekowi Ziemię w kontrolę. Mamy prawo sadzić, zbierać, zabijać zwierzęta, rozmnażać zwierzęta (trzoda itp.) - możemy zarybiać, łowić ryby. No o to tutaj chodzi. Natomiast to co piszesz to agresywna ekspansja człowieka. Chciwość i wyzysk - ślepy i bez zasad.
Do pierwszych wersetów księgi rodzaju nie czepiałbym się - oprócz tej niejasności z księżycem gdzie jest opisany jak źródło światła - a to raczej wg. dzisiejszej nauki nieprawda. Więc pytanie jak z tym tłumaczeniem. Pisałem już wcześniej że mogą być tutaj poważne błędy.
Aha... i ostatnia sprawa - te teksty tyczą się świata przed potopem - nie wiem na ile świat mógł ulec przeobrażeniom po potopie - jakie gatunki wyginęły - jakie zostały. Tutaj równie dobrze można włożyć historię pakowania kilkunastu gatunków do arki w celu ich ratowania. To też jest nielogiczne - biorąc pod uwagę że rodzajów żuków mogą być 1000. Może dotyczyło to więc ograniczonej ilości. ... Może.. Nic nie jest pewne. Tak tylko chciałem to zaznaczyć.
To w jaki sposób wcześniej miały miejsce dzień i noc, skoro dopiero w tym momencie zostają rozdzielone? To jest coś, na co zwracam uwagę.
Jeśli chodzi o oddanie ziemi pod władanie - to kwestia interpretacji i wiemy o tym, że wiele grup na przestrzeni wieków odbierało biblie jako przyzwolenie na rabunkową gospodarkę zasobami naturalnymi i inne rzeczy, które były pochodnymi chciwości. Dlatego pisze o tym, że to był jeden z czynników, biblia w pewnych interpretacjach legitymizowała takie zachowania.
Co do potopu, do niego tez dojdę, ale zapowiem - nie ma żadnych dowodów na to, że takie zjawisko globalne miało miejsce w biblijnej linii czasu. Są za to dowody, że ten mit jest powszechny wśród wielu kultur i jest częściowym plagiatem.
Wiele z historii opisanych w Biblii jest też opisanych w innych księgach religijnych. Np. to o urodzeniu mesjasza z dziewicy.
Dokładnie. Tylko uważaj na Horusa, bo to sprawnie podstawiona pułapka ;)
Z tym rozdzieleniem światłości z 3 wersetu - no to mogę dodać tylko tyle - że świeczka, latarka, ogień - to też światło - energia, jasność. Słońce to nie jedyne źródło światła - tak więc może chodzić zupełnie o inny rodzaj energii przy stwarzaniu. Nie czepiajmy się naprawdę tylko słów. Bo dojedziemy zaraz do tego że dwa razy w księdze rodzaju jest stwarzany człowiek - bo tak z tego wynika.
Co do potopu - owszem sumeryjskie biblioteki miały historię Gilgamesza jak się nie mylę. Ale nie wiadomo czy i Gilgamesz nie był zaciągnięty. Co nie zmienia faktu - że potop mógł być w historii autentyczny.
Tylko, że nie mamy wtedy dnia i nocy. Chyba, że zmienimy ich definicję w trakcie opowieści...
Potop jeśli miałby miejsce, globalnie, w biblijnej linii czasu, zostawiłby po sobie ślady. Takie kataklizmy nie znikają...
Chodzi o ten wieczór i poranek i dzień pierwszy... ja to rozumiem tak, że ktoś kto to spisywał - opisywał przeszłość. Z perspektywy tej - kiedy znany już jest dzień i noc i wieczór i poranek - zostały użyte te sowa.
" Ziemia powstaje zanim postanie słońce i gwiazdy, a mimo to istnieje światło i mijają kolejne dni." Nie rozumiem, wyraźnie jest napisane, że najpierw powstaje ziemia która błąka się w ciemnościach a już w wersecie 3 Bóg stwarza światłość. Dlaczego piszesz iż światło mimo to wcześniej istnieje?
Gwiazdy, słońce i ciała niebieskie zostały stworzone jako znaki do oddzielania pór dni nocy i lat. Astrologia to dzieło szatana, człowieka z której ludzie czerpią korzyści. Napawają swoje ego za pomocą wróżb o ich samych. To są 2 całkowicie różne kwestie, warto o tym pamiętać i tego nie mylić.
Co do kwestii żebra, w Biblii piszę: A z żebra, które wyjął z człowieka, ukształtował Pan Bóg kobietę i przyprowadził ją do człowieka. (Rdz. 2:22)
Skąd pomysł, że facet ma mieć teraz mniej żeber od kobiety? Może kobieta została stworzona na wzór adama po odjęciu tego żebra? Zwykła nadinterpretacja tekstu.
Niewolnictwo w tamtych czasach nie ma nic wspólnego z dzisiejszym powszechnie znanym niewolnictwem. Wtedy polegało to na pomocy najbiedniejszym w postaci otrzymania pracy, dachu nad głową i jedzenia przez określony czas, po którym niewolnik był wypuszczany.
Widzę tu wiele błędnych spojrzeń na poszczególne tematy które z czegoś wynikają i jest to dla mnie zupełnie zrozumiałe.. Nikt niczego nie rozumie w 100%. Biblia piszę o tak wielu rzeczach, że to się studentom filologi angielskiej nawet nie śniło. Wszystko jest w Biblii, nawet to co było przed stworzeniem świata, to jak wygląda całe uniwersum świata. Nie wiem czy wolno bo to mój 1 komentarz ale podlinkuje film który może otworzyć oczy na sposób stworzenia świata na podstawie Biblii ( głębokie studium 1h po ang bardzo polecam )
Dni to zdarzenia solarne. W jaki sposób zachodzą, skoro nie ma słońca? Więc albo po drodze zmieniamy definicję dnia, albo to po prostu błąd rzeczowy.
Pogląd o tym, że kobieta została stworzone z żebra i dlatego mężczyźni mają jedno żebro mniej były powszechne do momentu powstania pierwszych podręczników i badań anatomicznych, nauki anatomii, której kościół długo się sprzeciwiał.
Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla niewolnictwa. To co proponujesz to akceptacja zniewolenia drugiego człowieka ze względów ekonomicznych. To jest ok? I w biblii istnieją kruczki, które pozwolą ci nie uwalniać niewolnika. Niebawem o tym napiszę. Niezależnie od wolt znaczeniowych i innych zabiegów retorycznych - nie ma żadnego usprawiedliwienia dla traktowania człowieka jako własności.
Ja dyskutuje z tekstem. Czytam, konfrontuję z faktami i swoją wiedzą. Ktoś posiada monopol na jedyną prawdziwą wykładnię tego tekstu? Istnieje prawidłowa interpretacja? Która to? Który z odłamów judaizmu czy chrześcijaństwa ma rację? A może to co w kontekście biblii proponuje Islam albo Mormoni jest prawidłowe? Nie dyskutujmy nad tym, bo to jest płynne a tekst biblii jest pełen niejasności i sprzeczności. Wszystko można udowodnić przy pomocy tak elastycznego(w swoim braku spójności) tekstowi.
Zgadzam się natomiast nie zgadzam się z twierdzeniem, że tekst biblii jest pełen niejasności i sprzeczności. Moim zdaniem niejasności i sprzeczności wynikają z naszej ignorancji lub braku dostatecznej wiedzy na dany temat. Mądrość świata jest głupotą w oczach Boga :)
Tak czy inaczej, niebawem sam zacznę swą przygodę z wpisami na temat proroctw z Biblii i ich adaptacji do naszej szarej rzeczywistości, zachęcam do śledzenia!
Piszesz, że niejasności i sprzeczności wynikają z ignorancji lub braku wiedzy. To błąd formalny - argumentum ad ignorantiam, a odwołania do konieczności posiadania specjalnej wiedzy, to kolejny błąd logiczny - special pleading.
Jeśli w tym samym tekście czytam dwa odmienne zdania na temat jednego wydarzenia, to jest to sprzeczność. Interpretacje mogą być formą wyjaśniania takich zdarzeń, ale nie niwelują braku spójności w tekście.
Oczywiście będę śledził i możesz się spodziewać dyskusji i konstruktywnej oraz rzeczowej krytyki z mojej strony. Nie zapominaj oczywiście o dodawaniu tagu #pl-religia, wtedy będzie łatwiej znaleźć Twoje teksty.
To teraz wiem, dlaczego w Bibli są instrukcje jak zakatować niewolnika na śmierć aby nie ponieść żadnych konsekwencji.
Wszystko fajnie, ale skoro piszesz, że jesteś świadom, że są to historie metaforyczne to fajnie gdybyś się pokusił o dodanie tego typu interpretacji. Bo to tak jakby próbować przekonywać wszystkich, że historia o potopie jest bez sensu bo nie ma śladu żadnego globalnego potopu w geologii. Tylko to już jest tak jasne i oczywiste, że szkoda palce strzępic na klawiaturze... Za to wiedza zawarta w metaforach biblijnych to już jest dużo ciekawszy temat.
Z tym dosłownym interpretowaniem Bilbii to (odnoszę takie wrażenie) jest głównie Amerykańska rzecz, no ale to jest bardzo specjalny naród, więc nic mnie nie zdziwi...
Niestety przenika to też do Polski. Patrz Chojecki i spółka.
Co do metaforyki - jeśli mam posługiwać się oficjalnymi wykładniami Biblii (na przykład pracami Tomasza z Akwinu), to mógłbym równie dobrze po prostu to wkleić. Chodzi o czytanie tekstu, nie o interpretację interpretacji. Bo już spotkałem się z zarzutem, że odrzucając, kwestionując interpretację ojców kościoła, źle ich zrozumiałem. To równia pochyła.
Poza tym to objęcie metaforą jest bardzo wybiórcze i apologetycy żonglują tym w zależności od tego co chcą udowodnić. Więc albo skupiamy się na tekście, albo możemy zakopać się w istniejących interpretacjach. Ja wybieram to pierwsze. I czytam tekst.
Tylko, że to jest trochę tak jakby chcieć zatańczyć architekturę. Taka jest chyba natura religijnych dzieł, że próbują za pomocą słowa przekazać niewysłowione. Wydaje mi się, że jest to tekst na tyle uniwersalny, że każdy może znaleźć swoje interpretacje, a co o nich sądzi kościół (ten czy inny) to już mało istotna sprawa. Zresztą przez te 2tys lat z górką wszystkie te instytucje tak bardzo przegniły, że nie ufałbym w ani jedno słowo z ich interpretacji...
W mim odczuciu, najpierw powinniśmy zderzać teksty z rzeczywistością. Dopiero kolejnym krokiem, jeśli chcemy, jest próba odnalezienia metaforycznego odniesienia. Gdy zrobimy odwrotnie, to możemy od razy wymyślić co sobie chcemy i tekst wraz z interpretacją traci swoją siłę. Bo metafory możemy użyć tam, gdzie rzeczywistość, fakty, nie pasują. Ja tak czytam teksty. Nie szukam metafory, gdy słowa opisują fakty. Ale żeby to zrobić, muszę najpierw zrobić faktologiczne odczytanie.
Co do przekazania niewysłowionego. Są teksty i szkoły religijne, które nie dotykają rzeczywistości, świata materialnego. Do takich tekstów ta reguła ma zastosowanie, bo rzeczywiście są to próby ujęcia idei, natury czegoś nadnaturalnego. Natomiast jeśli tekst próbuje wyjaśniać rzeczywistość, a następnie, w zderzeniu z faktami i dowodami wycofuje swoje pretensje do świata metafor, to ja kwestionuje zasadność i motywacje takiego systemu, tekstu. I z niego drwię i go krytykuję. Bo jest próbą zawłaszczenia rzeczywistości, autorytarnego zapędu do monopolu na prawdę. A wiemy (chyba), że większość obecnych systemów religijnych takie prawa sobie uzurpuje. Powoli się wycofują z domeny, którą tłumaczy nauka, jednak silnie trzymają się monopoli etycznych i metafizycznych.
Mówisz o uniwersalności tekstu...jeśli coś jest uniwersalne, to nie powinno być takich rozbieżności w jego odczytaniach...to słaby w swojej wewnętrznej spójności tekst. Arbitralnie ułożony, żeby spełniać funkcję w określonych okolicznościach i na tyle "otwarty" (czytaj - pełen dziur), że można nim tłumaczyć wszystko przy pomocy żonglerki znaczeniowej. To nie jest uniwersalizm, przynajmniej nie dla mnie. Dla mnie tekst uniwersalny byłby odczytywany tak samo przez wszystkich. Nie byłby podatny na interpretacje zmieniające jego sens, znaczenie czy wartość...
Jak zwykle świetny tekst. Ale mam 2 małe uwagi:
tutaj zabrakło Ci jednej literki, bo raczej chodziło o chyba niż chyb
No i podobnie w tym zdaniu. Bo chrześcijanie odrzucają horoskopy zgodnie z dekalogiem a nie je dorzucają.
Czekam na ten tekst o Trójcy Świętej bo to chyba o mnie chodzi z tym pytaniem w poprzednim tekście.
Już poprawiłem. Dzięki.
No i kolejny bardzo fajny post.
Ja bez żadnego trybu, tylko pytanie kontrolne. Jestem pod wrażeniem SABu - bardzo potrzebne wydanie na rynku - aż dziwne, że nie powstało coś takiego sto lat temu. Czy mógłby mi ktoś odpowiedzieć w kwestii Biblii - kto jest autorem, kto autoryzował przypisy do pisma świętego. W internecie można natknąć się na Biblię Tysiąclecia z przypisami. Jak wiadomo katolicy nie mają prawa samodzielnie interpretować znaczenia Biblii - z tego co naucza kościół. Jak rozumie przypisy te powinny być wydane przez Kościół Katolicki nie koniecznie ten w polskim wydaniu, ale na przykład watykańskim. Czy ktoś wie jakie ciało redaguje i zatwierdza przypisy do Biblii?
Ciekawy i kontrowersyjny (dla mocno wierzących) artykuł. Wcale mnie nie dziwi, że tyle komentarzy jest poniżej artykułu. Co prawda jestem osobą, która dosyć na luzie i z dystansem do takich spraw. Szkoda mi zdrowia na religię i politykę. Z chęcią poczytam ale nie wchodzę w dyskusję.
Co do tego i przyszłych artykułów to mam tylko jedną prośbę, jeżeli piszesz na jakieś zagadnienie z biblii lub z innego źródła to zamieść również cytat do którego się odwołujesz. Bo o wiele jaśniej się wtedy odnieść do konkretnego problemu. Czytelnik, który czyta tylko Twoją wypowiedź bez źródła które jest kwestionowane, musi ślepo wierzyć, że rzeczywiście jest jak piszesz, nie ma punktu odniesienia do poparcia lub zakwestionowania. A nie o to chyba chodzi w tych artykułach ;)
Rozumiem, ale daję księgę, rozdział i werset. Myślę, że nie trzeba dużo wysiłku, żeby to zaznaczyć, wrzucić w dowolną wyszukiwarkę i znaleźć konkretny cytat. Nie zawsze jest miejsce na cytowanie oryginalnych wersetów i źródeł. To trochę tak jakbyś wymagał od każdego artykułu w sieci, który odnosi się od zewnętrznych treści, żeby cytował je w całości. Wyobrażasz to sobie? Bo ja nie.
Uważam, że wartość samodzielnie znalezionego źródła jest dużo większa niż coś podanego na tacy - jak coś jest dane, to nie ma takiej wartości jak coś w co włożyliśmy nawet minimalną pracę (ctrl+c,ctrl+v, enter). Nikt nie musi mi wierzyć na słowo. To są treści, które są ogólnie dostępne, powszechne.
Jeśli natomiast odnoszę się do konkretnej wypowiedzi spoza źródła ogólnie dostępnego(na przykład spoza biblii), to będę cytował te wypowiedzi. Nikogo nie będę skazywał na przekopywanie się przez zagadnienia Summy Teologicznej Tomasza z Akwinu :)
Mam nadzieję, że takie rozwiązanie Cię satysfakcjonuje.