Opowiadanie William(fragment)/ Story: William (Fragment) Inspirowowane światem Lovecrafta/Inspired by the world of Lovecraft
Dziś postanowiłem poprosić o podwyżkę przez 20 lat pracy w fabryce wełny należy mi się kilka dolarów więcej. Kiedy wybiła 17 odszedłem od stanowiska i udałem się do kierownika. Moja fabryka była na swój sposób nowoczesna nowe maszyny, dużo pracowników i wielki popyt na wełnę. Kierownictwo znajdowało się na górze. Stare drewniane schody prowadziły mnie do upragnionej prośby o wyższą pensje. Zapukałem.
Czego?Otworzyłem drzwi.
Pokój kierownika był mały wszędzie waliły się kartki z zapiskami oraz faktury. Szef miał biuro blisko okna by jak sam twierdził Od czasu do czasu muszę dać trochę świeżego powietrza w tej zatrutej pracy. Na biurku było zdjęcie w ramce żony Jima bo tak miał na imię kierownik a na ziemi b ył mały kosz który od dawna, aż prosił się o wyrzucenie
To ja szefie William Donovan
Czego chcesz? Nie widzisz, że jestem zajęty?
Przepraszam szefie zajmę tylko sekundę
Dobrze wejdź
Panie kierowniku jestem dobrym pracownikiem fizycznym dużo pracuje w firmie i wie szef, że nigdy, nie opuściłem żadnego dnia więc chciałbym małą podwyżkę
Kierownik mały gruby w okularach i lekko ciasnej marynarce spojrzał na mnie. Wyjął z szuflady cygaro odciął koniuszek i zapalił
No więc przychodzisz prosić o podwyżkę?
Tak
Hmm. Niech pomyśle, masz 47 lat pracujesz u mnie już 20 lat i chcesz podwyżki?
Tak
Nie ma mowy, jesteś zwolniony
Ale jak to szefie? Przecież jestem najlepszy
Może i najlepszy, ale na twoje miejsce mogę wyszkolić dwóch takich za taką samą pensje beż podwyżek
Mój świat się załamał nagle poczerniało mi przed oczami, serce zaczęło mocno uderzać a ja poczułem się, że zaraz zemdleje. Jednak jak na mężczyznę przystało opamiętałem się w ostatniej chwili i złapałem głęboki oddech mimo mroczków przed oczami starałem się nie przewrócić. Wszystko przepadło 20 lat nagle znika mi między palcami, przez jedno moje słowo
Zabierz swoje rzeczy i podejdź do kasy zostanie Ci wypłacone należne za ten miesiąc i nie pojawiaj się więcej w mojej pracy
Przepraszam szefie. Ja potrzebuje pracy
To mnie już nie interesuje, masz tu kwi i żegnam. Dał mi kwit Wskazał mi drzwi w jego oczach widziałem radość.
Wyszedłem z pokoju cały trzęsący się nie potrafiłem zrozumieć dlaczego właśnie ja i dlaczego właśnie teraz. Zeszłem po schodach i udałem się do „kasy” czyli małego pokoju na dole za sprzętami gdzie Kate wydawała tygodniówkę każdemu zapracowanemu pracownikowi.
Witaj Kate. Próbowałem się uśmichnać przy przywitaniu, jednak byłem w rozsypce
O cześć William co Cie tu sprowadza dziś dopiero środa
Zostałem...Zostałem... Zostałem zwolniony
Kate wysoka ciemnowłosa kobieta w podobnym wieku co ja z małymi okularami zdziwiła się
Co? przecież jesteś najlepszym pracownikiem
Byłem dziś u Jima i mnie wywalił bo chciałem podwyżkę
Niewiarygodne
Spoglądam na nią i daje jej kwit, zerka na kwit coś zapisuje w zeszycie i otrzymuje 200$
Mam nadzieje, że jakoś znajdziesz szybko coś
pewnie tak, do zobaczenia Kate
żegnaj Williamie
Wyszedłem z pracy z 200$ i z brakiem możliwości powrotu. Deszcz zaczął kapać coraz mocniej z nieba. Mieszkać w Providence bywa okrutne. Deszcz pojawia się zawsze kiedy najmniej się tego spodziewasz. Wsiadłem do trolley caru kupiłem bilet. Mało ludzi jeździ tramwajem o tej porze. Miałem czas by zebrać myśli , jednak myśli były coraz gorsze. Wysiadłem Fulton Street i udałem się do mojego małego mieszkania. Była już godzina przed 20 kiedy otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Przywitał mnie mój kompan kot, który łasił się do moich spodni. Poszedłem do kuchni nalałem sobie wody do szklanki i usiadłem przy stole. Co teraz? Zapytałem sam siebie. Lecz odpowiedź nie nadeszła. Postanowiłem się napić. Potrzebowałem czegoś mocnego. Przebrałem się i wyszedłem z domu. Bar był blisko ulice ode mnie na Westmister Street. Deszcz powoli przestawał. Przed moimi oczami ujrzałem szyld z wybrakowanych napisów pomalowanych na jaskrawy błekit bar „Pod zdechłym oposem” Pili tutaj rożni ludzie, bogaci i biedni podobno alkohol łączy wszystkich i coś w tym musi być. Wszedłem do środka. Panowała przyjazna atmosfera. Barman wycierał brudną ścierką szklankę. Kilka osób siedziało przy stolikach ze swoimi pannami inni rozgrywali partie pokera innymi słowy bar tętnił życiem. W oddali ujrzałem mężczyznę siedzącego samotnie przy stoliku. Początkowo nie zwracałem zbyt dużej uwagi na tego jegomościa. I zamówiłem piwo u barmana. Kiedy barman skończył nalewać piwo. Wziąłem i rozejrzałem się po barze. Stoliki były zajęte. Tylko mężczyzna co samotnie pił miał jedno wolne miejsce obok siebie. Postanowiłem podejść i zapytać czy mogę się dosiąść i dotrzymać mu towarzystwa
Dobry wieczór. Spojrzałem na mężczyznę ogolony z długą twarzą ostrzyżony z ciemnymi włosami wydał mi się na pierwszy rzut oka sympatyczny być może jakiś bankier
Witaj, kim jesteś? Zapytał
Jestem William Donovan, widzę, że siedzi pan sam a bary są od tego by mieć jakieś towarzystwo. Nie wiem skąd u mnie tyle entuzjazmu, jeszcze nie dawno byłem w rozsypce.
No więc usiądź Williamie, co pijesz?
Piwo, panie?
Mów mi Howard
Mogę usiąść?
Jasne
Miło pana poznać, co pana sprowadza do takiego baru jakim jest” pod zdechłym oposem”?
Jestem tutaj przejazdem jutro zapewne już mnie tutaj nie będzie
Jeśli mogę spytać czym właściwie się pan zajmuje?
Jestem pisarzem i podróżnikiem
Na pewno widział Pan wiele wspaniałych krain
Tak, ale proszę już nie mówmy sobie na „ Pan”
Dobrze jest napić się z kimś, ja dziś straciłem pracę i zostałem z 200$.
Przykro mi
Mi też- Wypijam duży łyk piwa i spoglądam na rozmówce widac, że jest czymś zmartwiony. Ledwo ruszył swój kufel piwa
Coś Ciebie trapi Howard?
I tak i Nie bo odkryłem wiele miejsc przebyłem wiele wód, odkryłem wiele skarbów jednak boje się
Czego?
Boję się, że to nadchodzi?
Co właściwie masz na myśli
W tej chwili pomyślałem, że mój rozmówca jest niespełna rozumu. Zrobił coś co mnie nagle zaskoczyło wypił dwoma łykami swój kufel i już poprosił następny. Barman Przyniósł kolejny kufel piwa a Howard nagle rozjaśnił się
A co tam co ma być to będzie ważne, że dzisiejszy wieczór spędzę w dobrym towarzystwie Williamie
Cieszy mnie to, może opowiesz mi o jakieś jednej przygodzie?
Niech będzie. Będąc w Nowym Amsterdamie. Wypłynąłem wraz z dużą załogą w nieznane morza. Mijały dni a ja zapisywałem cała podróż. Powiem Ci Williamie ta wyprawa była od początku przeklęta
Czemu przeklęta?
Kiedy płynęliśmy fale nie pozwalały utrzymywać kursu dwa sztormy przeżyliśmy więc mieliśmy też odrobinę szczęścia. Czwartego dnia dopłynęliśmy
Gdzie?
Tej wyspy nie ma na żadnych mapach sam stworzyłem mapę i spisałem jak tam dopłynąć, schowałem mapę do mojej teczki, ale nie o tym. Wysiedliśmy ze statku. Piękna wyspa jak na czerwiec. Szliśmy i odkrywałem nowe gatunki zwierząt i roślin byłem w wniebowzięty . Jednak wszystko co piękne kiedyś dobiega końca i piątego dnia coś dziwnego zaczęło się dziać
Co masz na myśli?
Wyspa postanowiła się nas pozbyć hahahahha naiwne to nie sądzisz?- Dopił całe piwo kolejny raz w dwóch łykach i zamówił kolejne
Jak to możliwe?- zapytałem
to trudne do wyjaśnienia jednak udało się nam uwolnić z tej przeklętej wyspy i wypłynęliśmy na morze. Płynęliśmy kilka dni i napotkaliśmy kolejną wyspę tym razem zimową. Było na niej tyle śniegu. Jakby sam diabeł zamroził swoje piekło na ziemi. Ubraliśmy się ciepło i wyszliśmy na powierzchnie. Była to malownicza wyspa z wielkimi górami i kilkoma zwierzętami nazywanymi niedźwiedzie polarne. Nasza wędrówka przebiegała wspaniale mieliśmy zapasy jak i pełny odpoczynek ekipy więc szło nam iście bardzo dobrze. Do czasu kiedy ujrzeliśmy wielką górę która nazwałem Ulhuhtc a w niej znajduje się największy skarb, jednak nie byłem godzien wziaśc go ze sobą i jestem tutaj opowiadając Tobie tą historie.
Czemu nie byłeś godzien?
Nie każdy może wziaść tak wspaniały skarb
O jakich skarbie mówisz?
O największym jakie ludzkie oko widziało kiedykolwiek Jedynie zrobiłem mapę dokładnie opisałem trasę a jutro wyruszam w kolejną podróż
W tym momencie przeszyły mnie milion myśli jak znajduje ten skarb i jestem bogaty.
To daj mnie tą mapę spróbuje dotrzeć do tego miejsca i być godzien tego skarbu
Howard spojrzał na mnie widziałem, że trzy piwa w tak krótkim czasie wyrobiły w nim nikłe myśli, być może tą opowieśc zmyślił a być może właśnie dzięki tym piwom zdradził, że ma mapę tylko dlaczego nic nie wziął z tego skarbu co go zatrzymało?
Williamie uwierz mi, nie chciałbyś tam płynąć i widzieć to co moje oczy ujrzały i zobaczyć skarb jaki ja ujrzałem
Ja chce, nic mnie tutaj nie trzyma
A statek ? Ekipa? Prowiant?
Poproszę mojego przyjaciela ma własny statek i załogę, wypłynie ze mną
Jeśli nawet dam Ci ta mape to nie wiesz na co się szykujesz ta wyprawa była jest i będzie przeklęta bo to miejsce jest złe
Czemu tak gadasz?
Zobaczyłem, że mój rozmówca zaczyna denerwować się jakby chciał coś ukryć przede mną.
twoi ludzie muszą być przygotowani na ostre mrozy i nie tylko
Willfred ma najlepsza załogę jaka może pływać po tych wodach
Powiedzmy, że mnie przekonałeś, czy zdajesz sobie sprawę, że ten skarb jest wyjątkowy?
Tak
Więc dobrze podaruje tobie mapę niech na tobie spocznie odnalezienie tego czego szukasz . Mam nadzieje, że wiesz co robisz. Nie wzbudzam w tobie lęku lecz tylko chce potwierdzić przed sobą, że jesteś godny znalezienia tego co od dawna czeka...P rzyjdź jutro o 8 rano do mojego hotelu „Mindheaven” a otrzymasz mapę dziś już czuje powoli słabość umysłu po tych kilku piwach a i też sen by mi się przydał. Jutro koło 10 wyjadę stąd więc pamiętaj 8 rano.
Spojrzałem na mojego rozmówce coś ukrywał, jednak nie chciał zdradzić mi co. Mniejsza o to jutro otrzymam mapę i pojadę z nią do Willfreda na pewno mi pomorze. Wstał spojrzał na mnie jakby w jego oczy krzyczały nie przychodź. Przez chwile jego spojrzenie mnie przeraziło jednak zaraz potem uśmiechnął się założył kapelusz, marynarkę i wyszedł wcześniej płacąc za mnie i za siebie barmanowi. Siedziałem jeszcze chwile przy stoliku po czym też wstałem i ruszyłem w stronę domu. Mimo, że wypiłem tylko 3 piwa to zaszumiało mi w głowie. Udałem się do mieszkania mój kot gruby szarobury spojrzał na mnie jakby chciał powiedzieć. „ Nie ważne co dziś słyszałeś nic jutro nie rób” uśmiechnąłem się do kota i dałem mu miseczkę jedzenia a sam położyłem się do łóżka to był ciężki dzień. Cała noc dręczył mnie koszmar był na swój sposób dziwny. Śniło mi się, że wraz z cała załoga wyruszyliśmy do miejsca przeznaczenia które wskazywała mapa jednak zamiast skarbu o jakim słyszałem widziałem cała wyspę w ludzkich szczątkach. Mapa prowadziła w głąb więc podążyliśmy znaleźliśmy jaskinie a w niej wyryte „Nadchodzi” i zobaczyłem kontur czegoś dziwnego jakiegoś stwora po czym nagle obudziłem się. Zapaliłem świece i spojrzałem na zegar wybiła 1 nad ranem Byłem cały oblany potem nie mam pojęcia skąd tak dziwaczny sen, jednak na tyle mnie wystraszył, że nie potrafiłem już zmrużyć oka. Cała noc myślałem o tym czy Howard jutro mi da ta mapę. Myślałem też o stracie pracy jak byłem dobry w tym co robiłem a przez mój język straciłem wszystko. Poszedłem zrobić sobie herbatę siedząc w kuchni. Wstawiłem czajnik a sam zacząłem patrzeć przez okno. Ciemność kilka latarń lekko oświetlała ulice. Księżyc schowany za duża warstwą chmur nie dawał nawet złudnej nadziei na jasną noc. Jednak mimo ciemności dało się usłyszeć kilkoro osób wracających czy to z pobliskiego baru czy z pracy w fabryce metalu. Mój kot obudził się i przyszedł łasić się do mnie. Pogłaskałem go i zanurzyłem się w myślach jak to być bogatym. Czas biegł zbyt wolno nie mogłem zasnąć a dopiero 3 wybiła na zegarze jeszcze kilka godzin rozmyśleń. Koło 5 mój umysł zaczął plątać mi figle może to z niewyspania a może to z przejęcia, że straciłem prace. Lecz widziałem na własne oczy jak coś atakuję kobietę na ulicy. Już miałem pobiec kiedy owy stwór spojrzał na mnie. Latarnia słabo go oświetlała lecz ja dostrzegłem rybią twarz. Kiedy wybiegłem z mieszkania by sprawdzić z tą kobietą, poczułem smród zdechłych ryb. Kobieta siedziała oparta o latarnie na jej twarzy wyraźnie został tylko ostatni krzyk. Zawołałem o pomoc. I w tym momencie to był duży błąd bo nie wiedziałem co powiedzieć policji kiedy się zjawi. Przecież nie powiem, że widziałem stwora co wyglądał jak człowiek pełen łusek jak u ryby. Wyśmieją mnie i wezmą za wariata. Jednak kobieta która siedziała nie żyła nie wiem czy ze strachu czy ten stwór dokonał zniszczeń w jej ciele. Jedynie nie widzę krwi co mnie uspokaja i nie pokoi. Nie minął kwadrans kiedy podjechał samochód policyjny. Wyszedł z niego tęgawy policjant z małym notesem i ołówkiem
Witam jestem sierżant Thomas Evergold, to pan znalazł zwłoki?
Tak widziałem przez okno jak ktoś coś robi tej kobiecie, kiedy wybiegłem napastnika już nie było
Policjant spojrzał na ciało kobiety była ubrana na czerwono cęra jej była blada zaś włosy ciemne. Ciekawe co ta nieszczęsna kobieta wiedziała, że tak musiała skończyć stąd było ją dostrzec z mojego okna, Jednak najlepiej ujrzałem to coś co zabiło tą biedaczkę
Czemu pan nie powiadomił władz z domu lecz pofatygował się tutaj i zadzwonił?
Myślałem, że żyje, jednak kiedy podszedłem i spojrzałem na nią wiedziałem, że niestety się spóźniłem
Wygląda mi to na atak serca, zaraz zadzwonię po karetkę a pana proszę o jedno proszę wrócić do domu i porządnie się wyspać na pewno taki widok jaki pan dziś ujrzał może źle wpłynąć na psychikę
Dobrze panie władzo
Odszedłem kawałek od policjanta i spojrzałem raz jeszcze na niego coś pisał w notatniku następnie spojrzał na kobietę i na mnie w jego oczach było coś dziwnego coś jakby ukrywał być może to jakaś moja paranoja.
Wróciłem do domu zapaliłem świece i jeszcze raz przeanalizowałem to co ujrzałem tą nikczemną twarz która na mnie spojrzała a następnie zniknęła w mroku. Po tak dziwnym wydarzeniu moje powieki zaczęły zasypiać. Tym razem nic już nie śniło mi się i dobrze. Obudziłem się o 7 rano. Szybko się ubrałem i poszedłem do hotelu Mindheaven