ULISSES I SPÓŁKA - Lotokot
Stan wyposażenia mieszkania:
laptop: minus jeden
cukiernica: minus jeden
spodeczki : minus dwa
Do tego rozpruta paczka makaronu i jakiś hydraulik sprawdzał ile rolek papieru toaletowego mieści się w sedesie.
Laptop na szczęście nie mój, tylko „Małża”, że tak sobie pozwolę na mały egoizm. Widać Ulek stwierdził, że skoro pańcio fachman od komputerów, to sobie tego złodzieja czasu zreanimuje. Swoją drogą, to tylko i wyłącznie wina „Małża”. Skoro nauczył kota snowboardu, to ma za swoje. Po wymianie najwyższej leżanki drapaka, pozostałość położył na komodzie, co by kotecek dawał sobie hopka z 3 metrów, na bardziej przyjazne podłoże dla jego słoniowych nóżek. Ponieważ zaraz za komodą stoi nasze łóżko, rezultat tych udogodnień był taki, że Ulek skakał na obitą pluszem, więc śliską deskę, wprawiał ją w ruch i pięknym ślizgiem w powietrzu lądował na naszych głowach. No, świetna zabawa, mówię Wam, szczególnie w nocy... Kiedy kolejny sukces kociego Małysza skończył się moim ułamanym zębem, wywaliłam ustrojstwo. Widocznie dziś Ulek przypomniał sobie zabawę i powtórzył. Tym razem z szafy na stół. Laptop nie miał szans się obronić.
To tylko Uliś...
Zastrzelcie mnie! Dobijcie, skróćcie cierpienia, albo chociaż pożyczcie zapałki jak kto pali. Za zapalniczkę dziękuję, bo mi się w oko nie zmieści. Uduszę wszystkich czterech i będę miała święty spokój.
Od wczorajszego popołudnia Małż na urlopie, więc widząc jak nie przesypiam nocy, wspaniałomyślnie zaproponował mi, że zamieni się ze mną miejscami. Daje to tylko tyle, że Ulek biorąc „zawrotkę”, zrobi to na jego głowie, zamiast na mojej. Ha! myślę sobie – dobre i to... i zainwestowałam w stopery. Ale sami wiecie jak to jest, człek, który posiada dzieci lub ma zajoba na punkcie swoich sierściuchów, śpi jak zając, zresztą trochę byłam ciekawa wojny „Małża” z Ulkiem, więc z zatkania sobie uszu zrezygnowałam. Wręczyłam mu laser – jedyną rzecz będącą w stanie „obezwładnić” kocie tornado i położyłam się spać. Było około 1:00. O 2:30 zaczęła się godzina duchów. Ulek nauczył się, gdzie ma lądować na stole, żeby nie spaść razem z jego zawartością i zaczął sobie urządzać galopady, pod sufit i z powrotem. Z podłogi na stół, ze stołu na telewizor, z telewizora na kontener na szafie i na dół. I tak w kółko, a robił przy tym „zawrotkę” oczywiście na „Małżu”, który już po 10 minutach miał serdecznie dosyć. Ja udawałam, że śpię. Zawsze mi mówi, że za głośno strofuję Ulka, teraz sam próbował w ten sam sposób poskromić kocisko. Chyba tylko rozśmieszył kota...
-„Pokaż mu laserek” - mruknęłam. Ale chyba w złym momencie. Zabrzęczał łańcuszek od lasera, a tu jak nie huknie. Ulek usłyszawszy ukochaną zabawkę, a siedząc na kontenerku, odbił się jak piłka, rozcapierzył łapy jak pałanka i z trzech metrów skoczył na podłogę. Wylądował z takim hukiem, że myślałam, że do piwnicy wpadnie. O matko jaszczurko! Zerwaliśmy się i patrzyliśmy czy staje na łapy. Przymilne „mrrrrau” nieco nas uspokoiło. Ja już miałam dość, a Ulek zaczął śpiewać. Śpiewa jak mu się nudzi... mrrrrau, miau, miau, mrrrau, miau, miau i terkot taki jak do ptaszków (kto ma miałkuna, ten wie o co chodzi). Wsadziłam stopery w uszy i stwierdziłam, że mam wszystko w dolnej partii pleców. Ja też się czasem potrzebuję wyspać. W błogiej ciszy zasnęłam – na 10 minut. Po 10 minutach Małż mnie szarpie:
-„zrób coś”!
Wyciągam zatyczki i słyszę jak moja szara ropucha siedzi pod karniszem i musztruje żabki od firanek. Mruczę złośliwie:
-„Śpij, to tylko Ulek”.
O 5:00 rano, kiedy treser żabek się uspokoił, udało nam się przysnąć. O 7:00 zwaliła się na nas lawina butów. Laki poprzynosił wszystkie , jakie tylko znalazł w przedpokoju, dając do zrozumienia że czas na spacerek. Oczywiście prowodyrem był senior Taps. Na ultradźwiękach (bo sam słabo słyszy) daje hasło, a Laki podchwytuje i przekazuje wiadomość nam. Zwlekliśmy się półprzytomni. „Małż„ w pięknym zielonkawym odcieniu z niewyspania, oczy jak rodowodowy baset, (ja co rano tak wyglądam).
„ Co kochanie? Kotek nie dał spać? Trzeba było nie zwracać uwagi...”
Ha ha!
Gdyby wzrok mógł zabijać...
Duchy z szafy.
Ulek zasnął wczoraj na półce o 1:30, zmęczony łobuzowaniem, Laki, którego wcześniej zmaltretował, padł jak Pluto, więc zgasiłam światło, na paluszkach przeszłam do sypialni, a tam… na mojej poduszce siedzi Ulek. Teleportowała się chyba ta moja zmora. Małż dzielnie próbuje wywiązywać się z danej obietnicy, więc wpełzłam jak stara gąsienica pod ścianę i padłam. Tym razem założyłam stopery, zawzięcie postanowiwszy przespać tę noc, mimo wszystko. Stopery działają wprawdzie na wytłumienie dźwięku, ale nie wzięłam pod uwagę trzęsień ziemi. Za każdym Ulisiowym hopkiem Małż podrywał się tak gwałtownie, że całe łóżko stawało dęba. W końcu ukoił mnie sen... Szarpnięcie za ramię wybudziło mnie równie szybko.
-Co znowu?!
-Zobacz, coś się dzieje w szafie.
Zdezorientowana otwieram szerzej oczy i widzę jak Laki i Ulek z nastroszoną sierścią stoją przy dwudrzwiowej szafie i nasłuchują, przekrzywiając głowy.
-Co jest, Laki? - pytam.
Pies przybiegł, wskoczył na łóżko i warcząc schował się za mnie. Odważniak, nie ma co... Wstałam, podchodzę do szafy. Ulek jak szczotka i faktycznie słyszę z wnętrza jakieś chroboty. Nic, tylko szczur wlazł z piwnicy, pomyślałam. Wzięłam poszwę na kołdrę i mówię do Małża:
-Ja otworzę powoli szafę, a ty w tę poszwę łap to, co wyskoczy. Zapaliłam światło, powoli otwieram, a tam... Jak coś nie ryknie!. Mało w tył nie poleciałam w pierwszej chwili. Zaglądam, a w czeluściach szafy siedzi senior Taps i wcina schowane tam psie przysmaki. Kiedy się zorientował, że go nakryliśmy wściekł się i dzikim warczeniem dał nam do zrozumienia, że to jego zdobycz. Zeżarł wszystko. Lakiemu na pociechę dostała się parówka. Jak księciunio się tam dostał? – pojęcia nie mam. Zresztą, jeśli chodzi o jedzenie on jest jak Copperfield. Znika z oczu i materializuje się w najmniej oczekiwanym miejscu, jeśli tylko jest tam coś do zwędzenia. Będzie kręcił piruety na nosie, ale się dostanie i ukradnie. Po eksmisji rozwścieczonego Tapsa z szafy, położyliśmy się spać. No... o 6:00 już byliśmy na nogach, bo pożarcie całej zgrzewki przegryzek nie może przejść bez konsekwencji u ważącego 8 kg psa. Ja piję trzecią kawę, “Małż” wpełzł z powrotem pod kołdrę jęcząc – królestwo za sen...
Niech śpi, a ja sobie, biedny żuczek, posiedzę....
Inżynier
Obudziła mnie w nocy cisza. Nasłuchuję... Nic. Spanikowana zerwałam się z łóżka – rany boskie! Kota nie ma w domu! Niemożliwe, żeby w środku nocy nic się nie działo! Ostroga mi dokuczała, więc jak kulawy kangur skaczę do okna, siatka cała, kota niet. Zaglądam do budy – Laki kołami do góry, zęby wystawione do suszenia i śpi jak zabity. Pełznę dalej, coś z hurgotem i wyciem ucieka mi spod nóg... No tak, wlazłam na seniora... On jest wprost do tego stworzony , by po nim deptać. Przez dziewiętnaście lat zdeptałam go tyle razy, że powinien już mieć formę naleśnika, albo przynajmniej niedźwiedziej skóry sprzed kominka. Zawsze kładzie się w samym przejściu. Dobra, dwóch zlokalizowanych, teraz najważniejsza osobistość. Gdzie jest szary? Wchodzę do przedpokoju i pod bosą stopą czuję grudki gruzu i wapna. Co jest, do jasnej Anielki? Sięgam do kontaktu, a tu jak mnie coś w pysk nie strzeli. Jakaś szczotka czy cóś... Wrzasnęłam, dopadłam światła. Patrzę, przy ścianie stoi drabina (remontujemy właśnie przedpokój), a na niej Ulek, rozwalony na ostatnim szczeblu. (Jak ta cholera się tam zwinęła to nie wiem). Ale mało tego! Centralnie nad łbem Ulka widnieje wydłubana dziura z kruszącym się cementem. Inżynier budowlany, skubaniutki, nooo... Tak długo siedział i majstrował przy tym suficie, aż usnął na drabinie. Kiedy weszłam, obudził się nagle, stracił równowagę i gwizdnął mnie ogoniskiem. Ja chyba zostanę świętą przy tych gadach. Boli mnie głowa, ale to może już ta aureola zbyt mocno wciska mi się na czoło...
Hi! I am a robot. I just upvoted you! I found similar content that readers might be interested in:
http://www.opowi.pl/ulisses-i-spolka-3-to-tylko-ulis-a25759/
Hi friend, very good !!!!!
You would help me with a vote in my Blog., Thanks !!! ;)
cat looks like a cat women 😂
Sam przekaz tekstu jest fajny, ale formatowanie razi ostro po oczach i chyba bardziej wynika z niechlujstwa niż z niewiedzy. Wystarczy popatrzeć na błędy w tagach...
Nie potrafię tutaj formatować, nie znam angielskiego. Myślniki wyrzuca jako kropki, przesuwa i wyrównuje akapity...Niestety, nie potrafię tego naprostować.
Polecam Markdown.
Dziękuję.