Wszystko jest wiedzą...

in #polish7 years ago


Patrząc na pierwszy temat z Tematów Tygodnia zastanawiałem się, jak dokładnie ugryźć problem wiedzy. O edukacji już się kilka razy wypowiadałem, więc po co powtarzać, o systemie szkolnym też... Z pomocą przyszedł mi jak zawsze przypadek, czyli wywiad w ramach programu Duży w Maluchu z panem Robertem Grynem, o którym kilkukrotnie wspominałem w swoich wpisach.
Mówił on, że w szkole był bardzo słaby, ledwo zdał maturę... a teraz jest właścicielem najszybciej rozwijającej się firmy w Europie i z wartością około 710 mln zł, w wieku 30. lat trafił na listę Forbesa jako najmłodszy w historii.
Nie ukrywam, ze Rob jest często dla mnie inspiracją. Co prawda, nie stosuje jego różnych technik typu zimny prysznic czy keto dieta, ale czasami wystarczą po prostu słowa mądrego człowieka. Dzisiaj akurat trafiłem na jego.


Problem wiedzy jest bardzo złożony. Za wiedzę możemy uznać przecież praktycznie wszystko. Ktoś ma wiedzę, jak mówić, pisać, trzymać sztućce, zachowywać się... W zasadzie wszystko jest wiedzą. Zadaję sobie teraz pytanie:
Jak młodzi ludzie patrzą na świat?
Sam jestem młody, ale nie będąc skromnym, wydaje mi się że doświadczenie życiowe mam o wiele większe niż wielu moich rówieśników. I to nie jest wywyższanie się - broń Boże, żeby ktoś to tak odebrał. Nie osiągnąłem w życiu praktycznie jeszcze nic, więc nie mam czym się wywyższać.


Jedni dorastają późno - chleją na umór, randkują, wydają bezsensownie pieniądze... Podczas studiowania widziałem to wszędzie. Nie będę ukrywał, że wyrzucili mnie ze studiów, a raczej powinienem powiedzieć bardziej dosadnie, że nawet wyr***ali, przez co mój szacunek do szkolnictwa wyższego spadł do poziomu dna. Ciężko opisać uczucie, kiedy wraca się ze szpitala, a w domu list, że skreślono pana z listy studentów. Problemem jest niestety system, w którym kładzie się aktualnie nacisk na jak najszybszy odstrzał... A że ktoś jest chory? Kogo to obchodzi, liczą się pieniądze. To jednak historia na inny wpis... Do czego dążę?

Że mając 19. lat, nie studiując, nie pracując (oprócz paru drobnych zajęć, jak sędziowanie), nie martwię się o pieniądze... Za to moi znajomi, którzy sobie siedzą na studiach, przepijają i przepalają pieniądze rodziców, bo "mieszkają sami" i udają, że studiują. I co się dzieje? Ja, powtarzam - nie mam pracy, nie studiuję, nie dostaję zasiłku, a Ci, którzy dostają co miesiąc przelewy od rodziców, pożyczają ode mnie pieniądze...
Nie mam tutaj nikomu tego za złe, gdyby ktoś z moich znajomych to czytał. Lubię pomagać i jeżeli mogę, to chętnie to czynię. Wierzę, że kiedyś zostanie mi to wynagrodzone. Po prostu nie pochwalam takiego bezsensownego wydawania pieniędzy. Uważam to za głupotę, ale tak jak mówię - niektórzy dojrzewają szybciej, niektórzy później.

Ja, przeszedłem - nie ukrywając - wiele, a przede wszystkim ciężką chorobę. 3 razy "pęknięte płuco", to nie jest coś normalnego. Usunięcie jego fragmentu odczuwam do dzisiaj i pewnie będę odczuwał przez całe życie. Oprócz aspektu fizycznego, chyba nawet bardziej psychicznie. Patrzę jednak na to pozytywnie. Jest to bardzo trudny dla mnie temat, do którego już kilka razy próbowałem się zabrać. Nawet teraz napisałem masę tekstu o chorobie, zamiast o tytułowej wiedzy. Gwarantuję, że tekst o tytule brzmiącym mniej więcej "Jak naćpali mnie morfiną" na pewno się kiedyś pojawi.


Wracając, uważam że dzięki takim sytuacjom w młodym wieku, człowiek przestaje być dzieckiem. Po prostu dorasta, bo musi. Czy tego chce czy nie.
Nie śmieję się z tych żartów, co pół roku wcześniej, nie nawiązuje już tak częstych kontaktów z ludźmi, nie jestem tak naiwny... Wiele jest takich sytuacji. Może z takich powodów ludzie mnie nie lubią. Człowiek w młodym wieku chce się przede wszystkim bawić.
Ja, mając 17 lat znalazłem dziewczynę, z którą jestem do dzisiaj, bo nie szukałem krótkiej przygody, jak większość. Szukałem kogoś, kto pomoże mi w życiu.

To jest według mnie bardzo dojrzałe myślenie, jakbym był 20 lat po ślubie. To absolutnie nie znaczy, że nie potrafię kochać. Doświadczenia życiowe wyzbyły ze mnie wiele uczuć i faktycznie, nie jestem raczej szczęśliwy, a raczej uszczęśliwia mnie bardzo mało rzeczy. To paradoks, bo potrafię cieszyć się z zabawy z psem, a kompletnie nie ma dla mnie znaczenia jakiś sukces typu zdanie matury. Czytałem niedawno radosny post @robaczekwikaa, który skomentowałem, że naprawdę fajnie, iż są tacy ludzie. Ja, taki nie potrafię być.


Chciałbym wyróżnić pewną rzecz, a mianowicie doświadczenie. Cały czas gadam o tym doświadczeniu życiowym, że je mam, że tyle przeżyć, bla bla...
I z punktu widzenia mentalisty tak faktycznie jest. Osoby, które nigdy nie rozmyślały nad swoim życiem, często nie przejmują się tym, co komuś powiedzą, jak inna osoba się poczuje. A że to kogoś może zranić? Who cares.
Tacy ludzie po prostu tego nie widzą.
Szczerze? Najbardziej nie lubię egoizmu. Sam poniekąd jestem egoistą, każdy powinien nim trochę być... Ale dążenie po trupach do celu i niepatrzenie na innych nie przynosi według mnie faktycznego szczęścia. Bo co z tego, że człowiek będzie miał miliony, jak nie będzie miał przyjaciół. Będzie miał masę znajomych, którzy będą w nim widzieli chodzące milion dolarów i nic więcej.
Tutaj musiałbym się zatrzymać. To jest ciekawe przemyślenie, bo o dziwo, jestem jeszcze zbyt młody, żeby takie coś poznać. Przykład:
Ja, jestem w stosunku do innych osób bardzo pomocny i życzliwy - nie ma co ukrywać, trzeba znać swoją wartość. Jak mi się to odpłaca? Nie mam za dużo przyjaciół.
Osoby, które są egoistami w pełnym wymiarze, mają ich masę. Dlaczego?
Tutaj mam kilka teorii. Główna z nich zakłada, że jeżeli ktoś jest egoistą, to właśnie tej danej osobie trzeba się podporządkować, do niej trzeba lgnąć i robić coś, żeby nas zauważyła. Na pewno w wielu przypadkach tak jest, ale trzeba sobie zadać pytanie: Dlaczego ludzie idą do takiej osoby, skoro ona jest egoistą? Dlaczego się angażują, skoro ten ktoś ma nas po prostu w dupie?
Przekonałem się o tym na własnej skórze i teraz dochodzimy do pewnego paradoksu.

Jeżeli jestem miły, grzeczny, uprzejmy i pomocny w stosunku do jakiegoś egoisty... to czy jeżeli przestanę taki być, bo widzę, że ktoś ma mnie w dupie, to czy sam staję się egoistą?

Z technicznego punktu widzenia tak, bo wówczas z pomocnej osoby zamieniam się w dbającą tylko o siebie.
Z psychologicznego myślę, że nie. Ciekawe spostrzeżenie, prawda?
Dalej jednak nie wiem dlaczego ludzie, którzy są mili i pomocni zawsze muszą dostawać po dupie. Bo można ich łatwo wykorzystać? Bo ludzie widzą, że jak ktoś jest uczynny, to nie widzi w tym swojego interesu i bezinteresownie pomoże... a za to druga osoba ma w tym jakiś zysk. Nie wiem, jak o godzinie 3:30 naszła mnie wena na takie rozmyślanie. Jeżeli ten post ujrzy światło dziennie, to musisz wiedzieć, drogi czytelniku, że sporo z niego już usunąłem.

Mądrość != inteligencja

Znam wiele osób, które świetnie uczyły się w szkole, biły wszelkiego rodzaju rekordy.
I ja, co prawa również miałem kilka razy średnią z paskiem, w miarę dobre oceny, maturę... Ale musicie mi wierzyć, że kompletnie nic się nie uczyłem. Nigdy. Starałem się słuchać na lekcji, a w wolnym czasie wolałem się bawić. Kiedyś sport, później komputer. Był to poniekąd sposób na radzenie sobie ze stresem i problemami.
Pamiętam słowa mojej nauczycielki w gimnazjum:

I po co Ci było to 3, jak napisałeś tak pięknie (91% z egzaminu gimnazjalnego) ?

Wiecie co odpowiedziałem?

A po co mi było 4 albo 5, skoro to nic nie znaczy? Ludzie, którzy mają te 5. napisali o wiele gorzej ode mnie i o czym to świadczy? O systemie edukacji, o nauczycielu, czy o pustych liczbach, które przez całą szkołę nie mają żadnego odzwierciedlenia w inteligencji. Dopiero takie egzaminy pokazują prawdziwą mądrość, bo wszystko jest anonimowe.

Moja nauczycielka odpowiedziała mi tylko jedno:

Zdolny to ty jesteś, ale leń.

Heh... To zabawne, bo z liceum pamiętam podobne słowa, również nauczycielki od j. polskiego: Zdolny, ale leń.
Tak określała mnie w rozmowie z moimi rodzicami. Myślę, że przez długi czas tych słów nie zapomnę.


I zgadzam się z tym stwierdzeniem. Gdybym faktycznie się uczył w szkole zamiast się bawić, to może osiągnąłbym już jakiś sukces, został w przyszłości naukowcem, przyczynił się do rozwoju ludzkości...
A tak, jak na razie piszę nudne teksty na blogu, które może jednak też się przyczynią do rozwoju ludzkości i kogoś zainspirują, że nie wkuwanie i pieniądze świadczą o człowieku. Nie wszystko w życiu trzeba robić dla pieniędzy, co okraszę cytatem. Ktoś zna?

Mógłbym założyć togę, poświęcić się prawu,
Ale to tak jakby wrzód miał się zamienić w zawód,
Czy najważniejsze są pieniądze - nie sądzę,
Są ważne, ale z przymrużeniem oka na nie patrzę,
Wielu niepewnie dziś spogląda w lustra,
Mówi sobie "trzymam się", ja mówię - się nie puszczaj.



Moje drugie konto, na którym piszę tylko o sporcie - @dsport.


Źródło zdjęcia.

Sort:  

System edukacji w Polsce to głównie ściąganie i jest uczone od pierwszych dni szkoły.Czemu jak wszyscy ściągają to ja nie mam tego robić ?
Zadaje sobie uczeń.Raz nauczony i polegający na tym będzie to robić ponownie i ponownie.Sam osobiście w życiu tylko kilka razy ściągałem, ale czasem musiałem to robić aby zdać klasę, bo nauczycielka dawała chore sprawdziany.Dodatkowo jak są 2, 3 czy 4 klasówki jednego dnia to nie łatwo jest do tego przygotować.Natłok informacji nad jakością.
Przykład.Propo inteligencji mój kolega z liceum był bardzo inteligentny, jednak leniwy co za czym idzie nie dostawał najlepszych ocen.

Świetny tekst!

Podzielam twoją opinię w 100%.

Uważam ponadto, że ludzie zbyt bardzo się skupiają na inteligencji akademickiej, a degradują o wiele cenniejszą, emocjonalną.

Stąd właśnie wynika mnóstwo problemów w relacjach międzyludzkich.