Fran Bow | Perełki #2
Perełki to cykl w którym przedstawiam różne, warte moim zdaniem uwagi gry. Nie ważne jaki to gatunek, czy to indyk, czy Triple-A. Ważne jest to, by gra wciągała, była generalnie dobra, oraz mogła pochwalić się innymi atutami czyniącymi ją godną polecenia.
Fran Bow to rzecz bardzo niepozorna. Gra ta przypadkowo wpadła mi w oko przy okazji wyprzedaży na Steamie. Z początku zastanawiałem się, co poza mroczną otoczką tytuł ma do zaoferowania, spodziewając się ot typowego straszaka, który jest "more creepy than scary". Ostatecznie dostałem znacznie więcej niż oczekiwałem.
Przede wszystkim warto wspomnieć, że jest to przygodówka point'n'click. Niby typowa ale ma kilka interesujących mechanizmów. Historia, którą opowiada jest odpowiednio upiorna, ale i klimatyczna. Poznajemy oto tytułową Fran Bow. Dziesięciolatkę, która - jak to postaci w tego typu historiach - ma pecha być świadkiem morderstwa swoich rodziców. Wydarzenie to zostawia oczywiście bardzo głęboką bruzdę w jej psychice, przez co trafia do szpitala psychiatrycznego. Od początku historia skręca w bardzo oniryczne rejony, a nam co rusz przychodzi głowić się, czy wydarzenia których jesteśmy świadkiem są rzeczywistością, czy też nie.
Na samym początku w ręce Fran wpada Duotin. Te czerwone pigułki stanowią tutaj podstawową mechanikę zabawy. Po spożyciu ich Fran może ujrzeć okolicę z zupełnie nowej, dużo mroczniejszej perspektywy. Oczywiście to swoiste przejście na drugą stronę nie ma tylko znaczenia estetycznego. Często podróżując między rzeczywistością i jej mroczniejszą wersją zbierzemy potrzebne przedmioty, czy zmierzymy się z wyzwaniami, które pozwolą pchnąć historię do przodu.
Pod względem estetyki Fran Bow przypadła mi do gustu. Lubię takie nieco mroczne i niepokojące produkcje. Gra autorstwa Killmonday może, oprócz klimatu, pochwalić się też naprawdę dobrze wykonaną, rysowaną grafiką. Styl oprawy jest świetny. Doskonale balansuje między specyficzną baśniowością, a makabreską. Pod tym względem Fran Bow przypomina nieco Alice Americana McGee. Z resztą sam motyw śmierci rodziców, oraz wędrówka po innym, mrocznym świecie sprawia że Fran i Alicja mogłyby się zakumplować. Z pewnością znalazłyby wspólne tematy (nawiasem mówiąc obie lubią koty, niestety Mr. Midnight - futrzany przyjaciel Fran, nie ma startu przy Kocie z Cheshire, który towarzyszył Alice Liddel).
Design lokacji balansuje tu od po prostu dobrego po genialny. Są miejscówki które niespecjalnie się czymś wyróżniają - są bo mają być, ale i takie, które zapadają w pamięć bardzo dobrze (zwłaszcza pod koniec). Każda plansza jest czytelna, odpowiednio szczegółowa, ale nieprzeładowana detalem. Udało się dzięki temu uniknąć niesławnego polowania na piksele. Które bywa w przygodówkach małą bolączką. Tutaj prawie zawsze można zauważyć interaktywny przedmiot czy inny obiekt bez większych problemów.
Jak na dobrą przygodówkę przystało zagadki stoją tu na adekwatnym poziomie. Sporo urozmaiceń wprowadza Duotin i podróżowanie między dwoma wersjami danej lokacji. Wyzwania nie są przesadnie trudne, ale też nie banalne. Czasem zdarza się gdzieś zaciąć. Zwykle przez to, że nie zauważyliśmy jakiegoś przedmiotu, albo rozwiązanie zagadki jest mocno abstrakcyjne. Jednak gdy już się do niego dojdzie, można się klepnąć w czoło niczym Rock obrażający jutuberów, bo wcale nie było to takie trudne jak na pierwszy rzut oka mogło się wydawać.
Z pewnością jest to tytuł, w który warto zagrać, szczególnie jeśli jest się fanem takich mroczno-psychodelicznych klimatów. Z początku nie wydaje się niczym genialnym, i w gruncie rzeczy nie jest. To po prostu bardzo dobra gra. Tylko tyle, i aż tyle. Mnie pozytywnie zaskoczyła historia, która zmyślnie łączy w całość coraz bardziej enigmatyczne wątki. Nawet gdy zdążymy wcześniej domyślić prawdy o morderstwie rodziców Fran, nadal umyka nam powód tego, jak i wielu innych zdarzeń. Do tego dochodzą miejsca które odwiedzamy. Czy jesteśmy tam naprawdę? Czy może to halucynacje wywołane Duotinem (który czasem Fran zjada jak cukierki). Największą tajemnicą jest ścigający, czy raczej próbujący - jak to sam określa - uwięzić Fran w szaleństwie demon. O dziwo nie rozczarowuje zbytnio zakończenie, które może jest trochę banalne, ale stara się wszystko w miarę sprawnie wyjaśnić do końca.
Uzupełnieniem świetnej całości jest równie świetna muzyka. Odpowiednio nastrojowa, budująca atmosferę niepokoju, grozy i tajemniczości. Można narzekać za to na nieudźwiękowione dialogi. Rozumiem jednak, że twórcy mieli mocno ograniczony budżet, zabawa w dubbing trochę kosztuje.
Czy zatem Fran Bow zasługuje na miano perełki? Ależ oczywiście, jeszcze jak. Może nie jest to perła jaśniejąca niczym diadem angielskiej królowej, bynajmniej fakt ten nie odbiera jej wartości. Dla miłośników dobrych przygodówek, mrocznych gier, czy też fanów Alice w wydaniu McGee jest to propozycja jak najbardziej warta uwagi.
Hi! I am a robot. I just upvoted you! I found similar content that readers might be interested in:
https://forum.cdaction.pl/blogs/entry/48655-fran-bow-pere%C5%82ki-2/