"Rocketman" - udany film muzyczny!

in #polish5 years ago

Elton John to artysta, który miał to szczęście, że tworzył w złotej epoce muzyki rozrywkowej (komercyjnej?). I to z czym nam się najczęściej kojarzy to ckliwy repertuar który jest skierowany do szerokiej publiczności.
A że ostatnio obrodziło nam filmowymi adaptacjami życia gwiazd z lat 70-tych i 80-tych to trzeba przyznać, że i poprzeczka w nich została postawiona już dość wysoko. Świetny Netflixowy „The Dirt”, obsypany nagrodami „Bohema Rapsody” i naprawdę jeszcze wiele innych. Jak na ich tle wypadł zatem „Elton John Story”? No… zaskakująco fajnie.

Władysław_Steblik.jpg

Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na to, że film nie jest dosadną opowiastką. Ma duży ładunek liryzmu i metafizyki, jednak trzymający się postaci i jego otoczenia. Elton jest jaki jest (homoseksualizm). Jego rodzinka uważa, że to jest „dziwne” i że on sam nigdy nie będzie taki jak „inni”. To zwraca go w stronę sztuki, ale także okrutnemu hedonizmowi. I to właśnie uleganie różnym używkom i precyzyjne „nażarcie się” nimi stanowi ważny element dzieła.

Ale co by było, gdyby gość, który dostał rolę Eltona nie sprostał zadaniu? Ale spokojnie. To co dokonuje Taron Egerton w tej roli jest godne najwyższych laurów. Acz wydaje mi się, że to, iż sama kreacja przejdzie do historii kinematografii jest wystarczającą nagrodą. Brawura i bezczelność połączona z ciekawym słodkim spojrzeniem w rytm zasady no przecież wiecie jaki jestem robi wrażenie. Może i postać była samograjem, ale sami wiecie. Tu trzeba było autentycznej odwagi. I reżyser widać wyraźnie, że mocno zmotywował naszego aktora.

A sam film jest plastycznym majstersztykiem. Podchodzący pod lekki kicz, ale jakże pięknie wykonany. Ustawienia kamery, światła – tu nie ma przypadku i twórcom bardzo zależało by wyglądało to „inaczej” niż w standardowej opowieści, którą można puścić do obiadku. W kinie daje to niesamowity efekt. I autentycznie te upiększone i kiczowate elementy wciągają.