Człowiek z drugim życiem - mój bohater. TemaTYgodnia #14
Postanowiłam w tym tygodniu wziąć udział w konkursie temaTYgodnia i opisać Wam mojego Superbohatera. Wiem, że dla każdego z nas tym bohaterem może być zupełnie ktoś inny, ale o to w tym wszystkim chodzi. Dla jednych może nim być chłopak, żona, babcia, dziadek, a dla mnie są nimi rodzice...
Gdy zobaczyłam ten temat od razu przypomniała mi się cała historia z moim ojczymem w roli głównej. Było to jakieś 4 lata temu, gdy pojechałam na OHP nad morze na „staż”. Wydawało się, że wszystko będzie super... Prawie skończyłam wykłady do prawa jazdy, a mój tata poszedł do szpitala na rutynowy zabieg – wycięcie wyrostka robaczkowego. Wiedziałam, że zanim ja przyjadę na miejsce i się zaaklimatyzuje on zdąży wrócić do domu i będą się mogli cieszyć wakacjami i trochę ode mnie odpoczną :P
Parę dni po moim przyjeździe do Niechorza, czułam, że coś jest nie do końca w porządku. Moja mama rzadko dzwoniła, była taka jakby smutna, ale udawała, że wszystko jest ok. No niestety nie było, bo dowiedziałam się, że ten niby rutynowy zabieg poszedł nie po myśli lekarzy i doszło do wielu komplikacji. Jego stan z dnia na dzień się pogarszał, a ja byłam z dala od domu, nie wiedząc do końca co się dzieje, bo nie chcieli mi wszystkiego mówić, żebym była spokojniejsza. W końcu pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama, że tata jest w stanie krytycznym. Podpięli mu sztuczną nerkę, bo te jego prawdziwe nie chciały filtrować i były jakby martwe. W końcu po długiej ciszy usłyszałam, że jest w stanie agonalnym … To tylko kwestia godzin, może doby. Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co dalej. Czy mam wrócić do pracy, czy pakować się do domu. A jak usłyszałam słowo pogrzeb to nogi się pode mną ugięły... I tak przez najbliższe parę godzin w niepokoju czekałam na jakiś telefon co dalej. Nie mogłam się skupić na tym co tam jest, cieszyć z tego, że są wakacje, jestem nad morzem tylko myślami byłam tam z nimi, a co najgorsze, wszystko przeżywałam w środku i nie mogłam się nikomu zwierzyć, pogadać... Jak dzwonił telefon, moje serce biło tak, jakby miało zaraz wypaść. Ale jak usłyszałam, że tą dobę przeżył, a przede wszystkim stan się już nie pogarsza to mi ulżyło. Później z czasem było coraz lepiej i ja się mogłam uspokoić i też trochę odpocząć psychicznie od tego wszystkiego.
Gdy po miesiącu wróciłam do domu, od razu pojechałam do szpitala. Gdy weszłam do sali to go nie poznałam, a do oczów od razu napłynęły łzy... Ale przechodząc do sedna: dlaczego jest moim Superbohaterem ? Dlatego, że mimo tak beznadziejnego stanu, w którym się znajdował wyszedł z tego. Nie poddał się i każdego kolejnego dnia walczył o życie i o siebie. Teraz, po tych wszystkich wydarzeniach, po tym zabiegu, który pociągnął za sobą falę przeciwności, problemów on dalej żyje i ma się świetnie :) Chyba, zdaje sobie sprawę z tego, że dostał drugie życie, w końcu z sepsy praktycznie nikt nie wychodzi cały i zdrowy. Jemu się to udało...
Chciałabym i wszystkim Wam tego też życzę, żebyście się nigdy nie poddawali i zawsze walczyli o siebie, o swoje zdrowie i szczęście. Na koniec przytoczę powiedzenie „ Co nas nie zabije to nas wzmocni”. Pamiętajmy o tym i cieszmy się z każdego nadchodzącego dnia :)
Artykuł w nawiązaniu do tematu nr 3 konkursu temaTYgodnia #14
Dziękuję Joasiu, że się podzielilas ta historia. Właśnie takie historie jak te przypominają nam jak wiele znaczy życie i zdrowie, a jak bardzo są one kruche. Na co dzień często nie doceniamy tego co mamy. Wyglądamy w przód goniąc za przyziemnymi sprawami. Myślę, że powinniśmy rozpoczynać każdy dzień od znalezienia co najmniej 10 powodów za co jesteśmy wdzięczni. Wszystkiego dobrego dla Was.
Ja wiem, że to jest oczywiste, ale mimo wszystko proszę zgodnie z regulaminem dać w tekście, do którego tematu jest ten post.
Powtórzę za Tobą. Nigdy nie należy się poddawać. Wszystkiego dobrego dla Ciebie i twoich bliskich.