Volenti non fit iniuria? Rzecz o tym, jak to się dzieje, że sprawca staje się ofiarą #1
Tytułem wstępu: mam świadomość, że w poniższym tekście nieznośnie często powtarzało się będzie słowo „prawo” odmieniane przez rożne przypadki, jednak niepodobna inaczej
i , mam nadzieję, tę niezręczność językową mi wybaczysz, Drogi Czytelniku.
Na początek.
Pomyślałem sobie, że adekwatnym będzie rozpocząć rozważania od mojej ulubionej gałęzi prawa, czyli karnego (popularnego „karniaka”, które to określenie nie bawi nikogo pewnie, poza samymi prawnikami, a i to nie wszystkimi).
Ale, ale, miało być przecież o prawie, opisywanym przez pryzmat ochrony wolności jednostki, dlatego wybrałem takie zagadnienie (jedno z obecnie najbardziej dla mnie interesujących, z przyczyn zawodowych), które jest dość medialne, a jednocześnie interesujące – mam nadzieję – nawet dla laika, a mianowicie:
OBRONA KONIECZNA.
Sens regulacji
Każdy zapewne słyszał o tym zagadnieniu, obecnym - co warto nadmienić - w większości porządków prawnych. Założenia są tutaj niewątpliwie szczytne i godne pochwały, zwłaszcza dla kogoś, kto mieni się „wolnościowcem”.
Otóż, ratio legis (czyli, w wolnym tłumaczeniu, racja przepisu, sens ustawy – powody, dla których dana regulacja została przez Ustawodawcę wprowadzona do obrotu prawnego), można opisać pięknym, ale jednocześnie dość pompatycznym, sloganem: „chodzi o to, żeby prawo nigdy nie musiało ustępować przed bezprawiem” (źródło 1.)
Powyższe należy rozumieć następująco: Ustawodawca - pozostając w przekonaniu o tym, że nikt, kogo prawnie chronione uprawnienia i wolności są zagrożone bezprawnym atakiem ze strony innej osoby, nie powinien obawiać się bronić tego, co do niego słusznie należy, niezależnie, co to jest (życie, zdrowie, wolność, także jednak godność, cześć, a nawet wiarygodność dokumentu) - postanawia, że działanie w obronie koniecznej jest w pełni zgodne z prawem, a przy tym nawet pożądane społecznie.
Podjęta obrona nigdy – w założeniu – nie będzie traktowana jak przestępstwo, nawet jeżeli zachowanie broniącego się wypełni tzw. „znamiona typu czynu zabronionego”, to znaczy będzie pokrywało się z takim zachowaniem, jakie ustawodawca opisał w przepisie prawnym i obarczył sankcją karną.
Tutaj mały wtręt, wypełnienie znamion typu czynu zabronionego nie jest tożsame z popełnieniem przestępstwa, ale o konstrukcji przestępstwa popiszę może kiedy indziej, jeżeli pozwolisz, Czytelniku i o ile, oczywiście, wyrazisz takie zainteresowanie.
Obrona konieczna w polskim prawie karnym.
Jak jednak instytucja obrony koniecznej wpasowana została do polskiego systemu prawa karnego? Odnaleźć ją możemy w artykule 25, obecnie obowiązującego, kodeksu karnego
z 1997r., w jego Części Ogólnej, w Rozdziale III. zatytułowanym „Wyłączenie Odpowiedzialności Karnej”.
Przepis ten brzmi tak:
Art. 25
§ 1. Nie popełnia przestępstwa, kto w obronie koniecznej odpiera bezpośredni, bezprawny zamach na jakiekolwiek dobro chronione prawem.
§ 2. W razie przekroczenia granic obrony koniecznej, w szczególności gdy sprawca zastosował sposób obrony niewspółmierny do niebezpieczeństwa zamachu, sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary, a nawet odstąpić od jej wymierzenia.
§ 3. Nie podlega karze, kto przekracza granice obrony koniecznej pod wpływem strachu lub wzburzenia usprawiedliwionych okolicznościami zamachu.
§ 4.(uchylony)
§ 5.(uchylony).
Dla potrzeby naszych rozważań skupmy się jednak tylko na § 1, dla pewnego ułatwienia, ale też dlatego, żeby Cię, Drogi Czytelniku nie zamęczyć.
Jak można zauważyć, w dość syntetycznej formie - w jednym zdaniu, zawarto bardzo wiele informacji (na tym polega, między innymi oczywiście - moim zdaniem – piękno polskiego prawa karnego, w jego formie kodeksowej).
Czego bowiem możemy się dowiedzieć:
ten, kto podejmuje obronę konieczną nie popełnia przestępstwa (o tym pisałem już wyżej), a co za tym idzie nie powinien być w ogóle za „uszkodzenie” napastnika ścigany ani – tym bardziej - ukarany,
działanie broniącego się musi stanowić „obronę konieczną” (wiem, to takie trochę masło maślane czy, bardziej po „prawniczemu”, idem per idem), przez co – co do zasady należy rozumieć mieszczenie zachowania obronnego się w tzw. „granicach obrony koniecznej”. Co to takiego? O tym poniżej,
aby można było mówić o obronie koniecznej, niezbędne jest danie odporu bezpośredniemu atakowi, a zatem takiemu, który ma miejsce, w momencie podejmowania obrony (nie będzie się do tego zaliczał np. pościg za kimś kto nas uderzył w twarz, dopadnięcie go i odpłacenie pięknym za nadobne, ale o tym może też za chwilę),
zamach musi być także bezprawny, a zatem – po prostu podjęty wbrew przepisom ustawy (i nie chodzi tu, dla utrudnienia, tylko o przepisy kodeksu karnego). Przykładowo, kiedy policjanci dokonują (o ile działają zgodnie z przepisami i procedurą!) zatrzymania osoby podejrzanej o popełnienie przestępstwa i korzystają w tym celu ze środków przymusu bezpośredniego, to, mimo że podejmują bezpośredni zamach na czyjąś wolność, zdrowie, a czasem także i życie (a więc niewątpliwie ważne dobra, chronione prawem), nie jest to działanie bezprawne, a zatem nie można się w tym wypadku bronić (przed Sądem) skutecznie, powołując na instytucję obrony koniecznej – jeżeli damy fizyczny odpór działaniom „władzy”,
tym, co najważniejsze i najpiękniejsze, jest jednak fakt, że bronić przed takim (bezpośrednim i bezprawnym) zamachem, możemy każdego dobra prawnego, byleby tylko było ono chronione prawem. I tu nie ma znaczenia czy to jest nasze życie, czy też np. mienie sąsiadki, albo - nie wiem - dobre imię teściowej.
Z powyższego wyjaśnienia, wyłania się jednak jeszcze wiele pytań, z których pozwolę sobie zadać (no i spróbować odpowiedzieć nań) jedynie na jedno.
Czym są te „granice obrony koniecznej”?
Otóż, z dorobku orzecznictwa sądów (tzw. judykatury), jak i rozważań teoretyków prawa (doktryny), ukształtowały się dwie podstawowe granice:
- środki obrony muszą być współmierne, porównywalne do tych użytych do zamachu (przekroczenie tej granicy zostało nazwane „Ekscesem intensywnym”),
- a także, obrona musi być podjęta dokładnie w momencie zamachu, w reakcji na niego (zastosowanie uderzenie wyprzedzającego, jak też – wspomniany pościg za sprawcą
i wymierzenie mu sprawiedliwości – zostały nazwane „ekscesami ekstensywnymi”).
Jasne, że z problematyki obrony koniecznej wyłania się jeszcze wiele wątpliwości, ale nie będę się w to zagłębiał, bo chciałbym przejść do meritum mojego dzisiejszego wpisu,
a do którego odnosi się tytuł.
Chcącemu nie dzieje się krzywda?
W idealnym świecie, przestępcy powinni się lękać podejmowania ataku na praworządnych obywateli, mając świadomość, że ci mają pełne prawo się bronić, przy czym nawet jeżeli podczas tej obrony ugodzą w dobra prawne atakującego, nie spotkają ich z tego tytułu ze strony aparatu wymiaru sprawiedliwości żadne „nieprzyjemności”.
Podejmując bezprawny atak, sprawca musi ( mocy samego prawa) godzić się na to, że jego dobra prawne przestają - w czasie zamachu - być chronione, stąd też przywołana maksyma Volenti non fit iniuria (chcącemu nie dzieje się krzywda).
No właśnie, tyle tylko że nasz wymiar sprawiedliwości, obok tego z „idealnego świata” to chyba nawet nie leżał.
Niestety, o czym przekonałem się boleśnie już podczas własnej praktyki zawodowej,
w oczach organów powołanych do ścigania przestępstw (czytaj: policji i prokuratury), ale także i sądów (niestety!), to ten kto podjął obronę, a już nie daj Boże, skuteczną, staje się automatycznie celem machiny i każącej ręki Temidy. Nieważne, czy mówimy tu o policjancie, który ośmielił się użyć broni palnej, czy o zwykłym obywatelu.
Statystyki są zatrważające. (posiłkuję się tutaj badaniami z 2003 r., bibliografia na dole tekstu)
Jak wynika z przeprowadzonych badań, w 86,4 % przeanalizowanych przez badacza akt spraw (które na etapie postępowania sądowego zakończyły się wyrokami, w treści których sądy w jakikolwiek sposób uwzględniły obronę konieczną), prokurator w akcie oskarżenia, pomija zupełnie okoliczności, mogące o obronie koniecznej świadczyć, a z nagminności takiego postępowania można domniemywać, że częstokroć czynił to z premedytacją.
Jakie to ma znaczenie zapytasz Czytelniku, skoro koniec końców „sprawiedliwości stało się zadość” i nie doszło do skazania osoby de facto niewinnej?
Ano, takie nadużycie ze strony organów ścigania ma znaczenie fundamentalne z perspektywy praw i wolności obywatela.
Musisz wiedzieć, że prokurator w swoim wachlarzu instrumentów, umożliwiających mu „dochodzenie do prawdy”, dysponuje naprawdę dolegliwymi dla zwykłego, małego człowieczka, środkami przymusu, z których – w większości – może korzystać dowolnie, nie pytając nikogo o pozwolenie, a z kilku najbardziej poważnych ( w tym zwłaszcza tymczasowego aresztowania), za uprzednim pozwoleniem, uzyskanym od sądu.
I teraz wyobraźmy sobie, że prokurator stosuje te środki – z przyzwyczajenia, niejako automatycznie - do osoby niewinnej, bo uznaje – niczym swoisty inkwizytor – że prawda się sama obroni, a jego błędy skoryguje niezawisły sąd. Myślenie takie nie może być dalsze od obrony podstawowych praw i wolności jednostki, a – co ważniejsze – jest wprost sprzeczne z celami postępowania karnego i zadaniami prokuratora.
A w ilu % badanych spraw, to sam prokurator zadecydował o umorzeniu śledztwa, wobec stwierdzonego działania „sprawcy” (de facto broniącego się) w granicach obrony koniecznej? W 2,9%! Tak, to nie pomyłka, jedynie 2,9 % przeanalizowanych przez badacza spraw, zawiera w aktach „odważną” decyzję prokuratora o stwierdzeniu w sprawie zaistnienia okoliczności, świadczących o obronie koniecznej.
Tym akcentem wypada zakończyć moje rozważania, zachęcając Cię, Czytelniku, do refleksji.
W następnej części tekstu, postaram się opisać konkretne przykłady stosowania przez sądy przepisu art. 25 kodeksu karnego, jak też – być może – podejmę się napisania jakiejś konkluzji.
Źródła:
1 - Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 27 lipca 1973 r., sygn. akt: IV KR 153/73
2 - Bachmat P., Instytucja obrony koniecznej w praktyce prokuratorskiej i sądowej, Instytut Wymiaru Sprawiedliwości, Warszawa 2003.
Ciekawy artykuł, ode mnie up i follow. Jako posiadacz broni palnej żywo interesuje się zagadnieniami obrony koniecznej. Smutne jest to, że prokuratorzy, tak jak przytoczyłeś, niejako z automatu stawiają zarzuty osobom broniącym się i to w tak dużym odsetku spraw. Wiadomo, że każda sprawa jest inna i trzeba ją zbadać, ale przy oczywistych sprawach ten automat powinien działać zupełnie w inną stronę... trzeba być człowiekiem i pamiętać, że broniący siebie lub rodziny dostając zarzuty prokuratorskie i środek przymusu w postaci aresztu tracą nierzadko pracę i środki do życia, a ich przewinieniem jest skuteczna obrona...
Mogę polecić ciekawy filmik z tematyki Obrony koniecznej jaki ostatnio oglądałem
Dzięki z pierwszy głos i komentarz! Materiał, który przesłałeś niewątpliwie jest ciekawy, widzę nawet, że wykorzystano w nim te same badania, którymi ja się posiłkowałem.
Jednak, jako prawnika, trochę irytuje mnie zastosowany zamęt terminologiczny, no i w szczególności sprzeczność postawionej tezy "masz prawo się bronić" i popieranie jej gołymi przepisami z wnioskami końcowymi, gdzie przedstawili dowody na to, że w polskiej praktyce orzeczniczej jest zgoła odmiennie.
Jest to niebezpieczne w materiale publicystycznym, który "zachęca" swą wymową do stosowania obrony koniecznej, która - niestety - w obecnej sytuacji orzeczniczej jest tematem niezwykle "grząskim".
Wysoka kultura wypowiedzi, konkretna wiedza i stanowisko autora, to lubię! Czekam na więcej :)
Dzięki, eferto!
Zawsze z zaciekawieniem czytam Twoje teksty, jedne z ciekawszych na tej platformie.
Ze wstydem jednocześnie przyznaję, że jeszcze nie znalazłem czasu, żeby usiąść i napisać do nich jakiś sensowny komentarz, ale mam to w planach!
Cieszę się, że znajdujesz w nich coś dla siebie, jak najbardziej zachęcam do dyskusji!
Congratulations @stormtossed! You have completed some achievement on Steemit and have been rewarded with new badge(s) :
Award for the number of comments
You got a First Reply
Click on any badge to view your own Board of Honor on SteemitBoard.
For more information about SteemitBoard, click here
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP