RE: Nowotwory u psów i kotów - leczyć, ratować za wszelką cenę... czy odpuścić
Moja sunia miała guzy na macicy, nie dostawała hormonów, stało się na starość (jak miała 12 lat). Weterynarz był zdziwiony bo ona ani nie wyglądała ani nie zachowywała się jak na ten wiek (seter angielski). Powiedział, że musi być bardzo przez nas kochana i związana z nami że jest w tak dobrej formie i że w ogóle jeszcze żyje. Zbadał i zalecił zastrzyk hormonalny, operacji nie proponował ze względu na wiek suni no i nie gwarantował jej długiego życia ze względu na guzy, których okazało się miała więcej. Zrozpaczeni czekaliśmy na najgorsze... a widoczny guz wielkości śliwki się wchłonął i sunia żyła kolejne 5 lat, pojawił się kolejny (mniejszy) ale zniknął sam po kilku dniach. Odeszła w bardzo głupi sposób na który nie zasłużyła, wpadła do murowanego zbiornika na wodę :( a wiem, że żyłaby dalej... straciliśmy ją w ubiegły Nowy Rok (2017).
Serdecznie współczuję. Nawet nie wiem co mam Ci odpisać.... żal suni, straszliwie żal.
Dzięki Aniu :) Ale widzisz jaka ironia losu... raka pokonała a odeszła w taki głupi sposób. Jakby była młodsza to na pewno by wyszła z tego zbiornika, wyskoczyła ale widocznie tylko przy nas udawała wiecznie młodą i niezniszczalną. Nawet adoratora miała w tak sędziwym wieku (i dlatego wyszedł drugi guz zdaniem naszego weterynarza aczkolwiek nie dowierzał że Kuperina jeszcze żyje). Nie wiem którędy wchodził adorator, sunia chowała go za budą i oddawała własne jedzenie, jak go zobaczyłam było już za późno ale Kuperina była szczęśliwa.
Przed historią z rakiem ktoś dał jej trutkę, też przeżyła a było bardzo źle, mąż ratował ją domowymi sposobami, to był koszmar ale przeżyła i to. Oj, mam wiele wspomnień z tych wszystkich lat :)