Starość nie radość. Młodość też nie. / Stypendium na studia w Japonii
Do napisania tego zainspirowała mnie rozmowa z @barreloflaughs. Ogólnie wszystko miło, typowa niedzielka - niby fajnie, ale cień poniedziałku już nad tobą wisi.
Po tym, jak wróciłam z wycieczki nie było mnie w szkole przez kilka dni (bo ostatniego dnia tam gdzie spałam cały czas otwierali balkon i się rozchorowałam ;-;), aczkolwiek w większości moja nieobecność nałożyła się na strajk, więc niby nie powinno być problemu. No a tu nagle kolega mi pisze, że jutro mamy 3 sprawdziany. No trochę mi to psuje wizję tego dnia, bo chciałam się zająć innymi sprawami, i w ogóle mi akurat ciężko się skupić na obowiązkach gdy jest ich za dużo [*]
No i tak widzicie - będąc młodym musicie się troszczyć o wyniki w szkole, ucząc się w większości niepotrzebnych rzeczy, no i w konsekwencji marnując naprawdę dużo czasu. Jednak najgorsze jest nie dostrzeganie sensu w tym, co się robi.
Gdy osiągniemy już dorosłość przychodzi czas na pracę, czyli znów często wypruwanie sobie żył przez pół dnia, dla pieniędzy dzięki którym utrzymasz swoją egzystencję na minimalnym/średnim poziomie komfortu. Bardzo dużym minusem jest też zdecydowanie mniejsza ilość wolnego niż w szkole.
No i potem starość. Już w ogóle aż serce boli, jak się widzi tryb życia starszych osób, tym bardziej mieszkających samotnie. Wstaną rano, zjedzą coś, pójdą do kogoś, zjedzą coś, obejrzą serial, wiadomości, zjedzą coś, i idą spać jak tylko zaczyna robić się ciemno. To już w ogóle jest dla mnie przerażające.
To wszystko to nie musi być jakąś przepowiednią względem naszych żyć, opisuję jedynie to, co często można zobaczyć. Jednocześnie wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma - za młodu marzymy o wolności dorosłych, będąc już starszymi, za sprawnością ciała. W sumie to chyba zawsze, większości będzie czegoś brakować.
Jednocześnie myślę, że najlepszym co można zrobić będąc młodym, to już próbować pracować/ wchodzić jakkolwiek w świat biznesu, bo potem to doświadczenie będzie nieocenione, gdy inni zaczną dopiero zapoznawać się z podstawami. Szkołę skończy prawie każdy, nie czyni cię to specjalnie atrakcyjnym na rynku pracy - warto postawić na rzeczywiste umiejętności.
I tak naprawdę myślę, że mało osób jest zadowolonych ze swojego życia. Jednocześnie niemal na wszystko można wpłynąć, jeśli tylko chcemy działać.
No i trafiłam niedawno na ofertę stypendium na studia w Japonii. Nie powiem, lekko serduszko zadrżało, bo jednak fajna sprawa. Wyjeżdżasz wtedy na okres studiów + rok na zajęcia przygotowujące do zdania certyfikatu znajomości japońskiego na jakimś tam przyzwoitym poziomie.
I też ciężko wyszukać niektórych informacji. Na przykład słyszałam, że każdego roku biorą 4 osoby, ale też nie mogę być do końca pewna, bo nie jest to ogłoszone oficjalnie. Tak samo nigdy nie wiadomo, jaka jest konkurencja.
Trzeba wysłać do ambasady Japonii formularz zgłoszeniowy, i świadectwa ze wszystkich lat nauki w szkole średniej (czyli trzeba by było zacząć poważniej myśleć o ocenach), list polecający od dyrektora, kartę badań lekarskich, wyniki matury ( czy egzaminów zawodowych też to nie pisze), no i mile widziany jest już jakiś certyfikacik.
No i wiadomo, trochę strach w ogóle się tego podejmować. Jednak wybierają tylko kilka osób, więc ciężko w ogóle myśleć, że ma się większe szanse. No ale to taki sposób myślenia przegrywa, więc to zignoruję. Najłatwiej jest sobie pomyśleć, że i tak będą lepsi, i nawet nie próbować, no i się wędzić w życiu tak jak wyżej jest opisane. Nie jestem w 100% pewna czy bym chciała, no ale jeśli, to bym musiała zacząć myśleć o tym już teraz.
Więc no co... no podejmę się tego, to będzie chociaż jakakolwiek szansa. Nawet jeśli nie pójdzie, przyzwyczai mnie to chociaż do jakiegoś lepszego sposobu myślenia, więc tak czy siak, źle nie wyjdzie. A i nadałoby jakiś sens staraniu się o oceny.
Dobra, chyba czas zacząć się uczyć. Zacznę od matematyki ( z bardzo wielu byłam zwalniana przez ten projekt, dlatego sporą część materiału zobaczę pierwszy raz na oczy), potem przejrzę niemiecki, chociaż nie muszę się specjalnie uczyć, i na koniec systemy, ale to pewnie i tak max. 15 minut. ( Uff, to brzmi dużo lepiej jak tak się rozplanuje).
I dodatkowo zaczęłam używać takiej aplikacji która pozwala ułożyć sobie plan dnia, i stworzyć listę obowiązków, ale to może popiszę o skutkach używania tego za jakiś czas, jeśli nadal będę się jej trzymać.
Trzymajcie się!
Jeśli w szkołę wkalkulujesz też naukę na wejściówki, sprawdziany, kartkówki, testy, to chyba praca wcale nie daje mniej wolnego. Zależy jeszcze jaka praca oczywiście.
Pewnie. Więcej entuzjazmu ;) Pamiętaj, że po latach często bardziej żałuje się rzeczy których się nie podjęło w ogóle, z lenistwa, lęku, obaw, niż tego, że czegoś się podjęliśmy i nam nie wyszło. Wiem, brzmi kołczowo ale myślę, że to prawda.
Dokładnie, są nawet dostępne wywiady z osobami na łożu śmierci, które opowiadają, czego najbardziej żałują, by przestrzec innych.
Congratulations @shirophantomhive! You have completed the following achievement on the Steem blockchain and have been rewarded with new badge(s) :
You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
To support your work, I also upvoted your post!
Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!
Chodząc do szkoły też tak myślałem - no a teraz, nabywając różne doświadczenia poszkolne ale przede wszystkim mając okazję porozmawiać z paroma mądrymi osobami to mogę Ci już powiedzieć, że się myliłem.
Po pierwsze nie byłem w stanie przewidzieć tego co mi się w życiu może przydać a co nie. Nikt nie potrafi widzieć przyszłości a poza tym, nie wiem jak Ty ale ja jako młody człowiek nie miałem pojęcia o bardzo wielu rzeczach. Nie wiedziałem o złożoności tego świata i wielu, wielu rzeczy z którymi się w życiu spotykam. Owszem jakaś tam część rzeczy z tych uczonych w szkole nie jest mi potrzebna ale i tak się zdarza, że żałuję że czegoś tam nie pamiętam a wiem, że o tym było. Czasem tak abstrakcyjne rzeczy jak budowa komórki czy cykl życia pantofelka pomaga w rozumieniu jak działa nasz organizm, albo pomaga zrozumieć artykuł prasowy o badaniach nad nowym lekiem. Albo pozwala się powymądrzać przy znajomych przy zupełnie luźnej i przypadkowej rozmowie kierującej się ku anatomii albo biologii ;-).
Po drugie ucząc się tych tzw. niepotrzebnych głupot, czy próbując ogarnąć kilka zbliżających się sprawdzianów i klasówek - uczysz się tak naprawdę pracować ze swoim mózgiem. Już nie tylko piszę o tym, że ćwiczysz pamięć, nawet wkuwając coś na blachę tworzysz nowe połączenia między swoimi neuronami, ale przede wszystkim szukasz przez lata najlepszego sposobu na pracę z tym delikatnym i złożonym narzędziem. Nie da się tego nauczyć od nauczyciela albo od kolegi. Każdy z nas jest inny, jednym łatwiej przyswajać wiedzę w jednej formie innym w drugiej, każdy jest w stanie wysiedzieć nad nauką mniej czy więcej czasu bez przerwy, każdy ma inny temperament i inne cechy, które bardzo wpływają na najbardziej skuteczny proces indywidualnego uczenia się. Do tego dochodzi nauka samodyscypliny, radzenia sobie w stresie i łapanie podstaw tzw. miękkich umiejętności - czyli postępowania czy radzenia sobie w interakcjach z ludźmi (w tym przypadku bardzo konkretnymi ludźmi - np. nauczycielami). Powiem Ci tylko jedno - korzystaj z tego czasu w szkole i na studiach by się jak najwięcej o sobie nauczyć bo potem jest to duuużo trudniejsze i jak sama zauważyłaś, ma się na to znacznie mniej czasu.
Po trzecie, to że program nauczania jest tak szeroki i obejmuje tak wiele wydawałoby się sprzecznych ze sobą dziedzin jest właśnie najważniejszą rzeczą w edukacji. No bo co by było gdyby edukacja kończyła się na języku polskim i matematyce? Skąd ktoś po szkole miałby czerpać inspirację do tego czym chciałby się w życiu zajmować? Skąd by było wiadomo, że ktoś ma dryg do chemii jeśli nigdy nie miał z nią do czynienia. Z telewizji, internetu czy od znajomych? Warto i z tych źródeł inspiracji skorzystać ale to za mało. To ucząc się niepotrzebnych głupot możesz kiedyś poczuć iskierkę fascynacji danym temat już w młodości. I kiedyś ta iskierka może się przerodzić w płomień pasji - i to jest najlepsze co Cię może spotkać. Bo najlepsza praca to nie jest taka, która wiąże się z zawodem najbardziej poszukiwanym na rynku ale taka, która wiąże się z Twoją pasją, z czymś co będzie Cię napędzać jeśli nie przez całe życie, to przynajmniej przez wiele lat. Ta różnorodność w szkole przekłada się na znacznie większe możliwości dalszych ścieżek kariery niż tylko ze znajomością matematyki i języka polskiego.
Dobra już kończę swoje wymądrzanie się i życzę powodzenia w wyścigu do Japonii!
Dziękuję ^^
Mówiąc o ciemnych stronach szkoły miałam na myśli przede wszystkim to, że uczymy się wielu "niepotrzebnych" rzeczy, i po przeczytaniu twojego komentarza widzę, że lepiej określać je jako bardziej lub mniej przydatne, bo zawsze dają cokolwiek pozytywnego, jednocześnie wypadając słabo przy rzeczach których uczymy się poza szkołą, które częściej mogą dać nam coś więcej niż nowe połączenia w mózgu. A wszechstronność nauczania nie jest aż tak potrzebna w dalszych etapach nauki, gdzie wybraliśmy już swój profil. Idealnie byłoby gdybyśmy mogli wybierać przedmioty, których naukę chcemy kontynuować, bo na przykład w moim przypadku, gdzie jestem na informatyce, ten dodatkowy rok chemii nic nie zmieni, jedynie utrudni skupienie się na korzystniejszych rzeczach, bo przecież średnia musi się zgadzać.
Trochę masz w tym racji, tak byłoby lepiej i w moim przypadku (na stówę wiedziałem czego chcę), ale czy w przypadku większości uczniów - nie jestem przekonany. Większość ludzi w tym wieku, nie ma pojęcia co chciałoby robić, w jakim kierunku iść i w czym mogliby być dobrzy. Trochę upatruję tu porażki w systemie edukacji, który założenia ma (czy też miał, bo ostatnie reformy nie wróżą dobrze) niegłupie, ale z wykonaniem gorzej. Zresztą nie ma co się dziwić - niedofinansowane szkoły, niewystarczająco zaopatrzone pracownie, źle opłacani nauczyciele - ale to temat na zupełnie inną dyskusję. Może i dużą szkodę wyrządza również podejście uczniów i rodziców - szkoła uczy głupich i niepotrzebnych rzeczy. Nieważne. Co do kwestii braku zdecydowania i wizji swojego przyszłego życia przynajmniej u części ludzi, to znam takich, którzy i po studiach błąkają się po różnych pracach i nie mając totalnie pomysłu na swoje życie i karierę. Jak jest teraz z tym wśród Twoich rówieśników? Wiedzą czego chcą?
A wracając do różnorodności nauczania, to myślę, że mogłaby być utrzymywana właśnie do końca szkoły średniej a profilowanie (typu informatyka, matematyka i fizyka, biologia i chemia) jest jak najbardziej ok i mogłoby się stopniowo zwiększać im bliżej matury (tyle, że trochę by trzeba było zmienić cały system, by nie rozpoczynać liceum z od razu przypisanym ostatecznie profilem - być może taki wybór powinien być dokonywany nieco później).
Ewentualnie po prostu jeśli ktoś czułby się gotowy, mógłby podjąć decyzję w 1 klasie, a jak nie, to i później, Wielu wyszłoby to na dobre, a nawet jeśli ktoś ostatecznie nie odnalazłby się w tym co wybrał, mógłby się w tym dokształcać potem sam. I też pomyłka w kwestii wyboru przedmiotów które chcemy kontunuować miałoby podobne skutki do po prostu olewania przedmiotu, który w danej chwili uważamy za niepotrzebny. Jak ktoś nie chce, to nie będzie się uczył, zawsze się znajdzie jakiś sposób na przetrwanie tego, nawet ściąganie tak, byle tylko zdać.
I też ciężko mówić o poziomie nauczania w szkołach. Ja uczę się angielskiego w szkole od 11 lat, a nadal jakoś super go nie potrafię. Chociaż to kilka godzin w tygodniu w ciągu roku szkolnego, czyli sporo czasu. I to nawet nie jest kwestia tego, że ja nie przyswajam tego co mi wpajają, bo skończyłam gimnazjum z 6 z angielskiego i 100% z egzaminu, a teraz mam same 5 bez nauki, przy czym pani nie daje 6. Uczą mnie języka przez 11/17 życia, a nadal nie umiem :(