Świetnie napisane. Widzę w tym siebie, bardzo.
Już dawno temu, pod moim starym domem rozlało się szambo. Miało ono taką magiczną właściwość, że nawet jeśli przenosiłam się w inne miejsce (tzn. pozorowałam zmianę w życiu) to ono i tak podmywało nowe fundamenty. Musiałam wybrać gówno własnymi rękami, żeby móc zacząć cokolwiek trwałego budować.
Miałam to szczęście, że pewnego dnia w moje życie walnęła bomba, która zmiotła z powierzchni ziemi większość "starego". Odarła ze złudzeń, wyobrażeń, iluzji, przekonań i tego wszystkiego co nazbierałam po drodze. Ostała się istota jakaś dziwna, goła i przerażona, wyrwana z korzeniami ze Znanego, stojąca nad brzegiem szamba. Odbudować i tak musiałam, miałam jednak wybór - zrobić to po staremu (szybciej i łatwiej) albo po nowemu (ale jak???)... I co z szambem? Zasypać, przykryć betonem?
Wlazłam i czyściłam. Budowałam po nowemu, trochę sama, trochę z pomocą.
Samodzielna praca nie jest dla każdego. "Stare" się broni jak oszalałe, gryząc i kopiąc. Można się naciąć na różnych "lewych" guru, których porady potencjalnie mogą zrobić niezłe kuku. Niestety równie łatwo jest się natknąć na dyplomowanego terapeutę z własnym, nieuświadomionym szambem w piwnicy... Ja w tym względzie miałam szczęście, albo byłam już po prostu gotowa. Dzisiaj jestem wdzięczna za moją "bombę", bardzo.
Pozdrawiam Cię i czekam na więcej!