You are viewing a single comment's thread from:

RE: This post is for role play

in #rp6 years ago

Schowała ręce do kieszeni i wzruszyła ramionami. Nie była głupia, a już myślała że jednak była totalną kretynką.
-Mieliśmy ciężką sprawę i źle ją zniósł. Zaproponowałam mu że go odwiozę do domu, ale nie chciał i...czuję się winna. Więc chcę mu to jakoś wynagrodzić i po prostu będę go pilnować. Też na pewno masz sprawy na głowie jak wczoraj - Patrzyła cały czas na nią, dość spokojnie.

Sort:  

Wpatrywała się w nią, zastanawiając się nad tym co mówiła.
-W sumie to tak, ale... - zaczęła, szybko to kupując. Miała lepsze rzeczy na głowie. Jednak nagle zdała sobie sprawę -Byłaś przy nim jak się upijał?! Widziałaś w jakim stanie był... - nagle zrobiła się zła -Ukradli mu też broń, mogli go nawet zabić!

-Zdaje sobie z tego sprawę, ale miałam go za ciuchy ciągnąć? - Zmarszczyła groźnie brwi - Chciał wrócić do Ciebie, wyraźnie się o to martwił. Też jestem na siebie zła, nawet nie wiesz jak. Więc chcę...chcę coś zrobić w związku z tym.
Założyła ręce na piersi i opuściła już głowę. Mógł zginąć...poczuła się jeszcze gorzej.

Nadęła policzki. Śmiała się tłumaczyć?
-M...może trzeba było! Czasem trzeba! Gdybyś to zrobiła... Nie leżałby tu - objuszyła się, donrze, że przynajmniej zdawała sobie sprawy ze swojej winy. Chciała coś jeszczs powiedzieć ale wyraźnie Levi zaczął się wiercić i budzić. Nie rozumiał gdzie jest, no i czuł się przytlumiony, to przez serię leków na których był. Coś okropnego. Otwierając oczy zaraz je zamknął, musiał przyzwyczaic wzrok. Zaraz jednak poczuł jak jakieś dłonie zaciskają się na jego ręce. Alice nagle podeszła do jego łóżka. Levi już tylko otworzył oczy, nyło mu jakoś niewygodnie. Ale dopiero docierało do niego w jakim miejscu się obudził.

Najwyraźniej chciała ją jeszcze bardziej dołować. Już szykowała dla niej odpowiedź ale nagle usłyszała mamrotanie ze strony Levi'ego. Sama spojrzała na niego i już podeszła bliżej. Budził się...w końcu się budził. Odetchnęła z ulgą i zrobiła jeszcze jeden krok w stronę łóżka.
-Levi... - Szepnęła i przygryzła sobie szybko usta. Alice jest przy nich, powinna uważać co mówi.

Zerknął w końcu w stronę ciepłych dłoni Alice. Z tył stała jeszcze Mikasa... Tylko jak się tu znalazł? Co mu się stało? Nic nie pamięta, w ogóle... Zero. Mało ciekawe uczucie. Alice zaraz jednak zaczęła tlumaczyć.
-Levi... Zostałeś pobity i okradziony! Nie ruszaj się, spokojnie! - szepnęła, cmokajac go w czoło i wybiegajac po lekarza.

Jak ta wybiegła to podeszła nieco bliżej i wzięła głęboki wdech. Był w fatalnym stanie...
-Dobrze...dobrze, że się obudziłeś - szepnęła chociaż tak naprawdę to chciała go z całej siły przytulić. Zacisnęła dłonie w pięści, musi się powstrzymać.
-Ja...ja przepraszam Cię. Zostawiłam Cię samego chociaż ponad wszystko powinnam była Cię albo zatrzymać albo odwieźć do domu. I przeze mnie...leżysz tutaj - Opuściła już głowę, jej twarz zasłaniały teraz włosy - Dlatego...wracaj do zdrowia. I dbaj o siebie. A ja...ja wrócę do pracy.

Nic nie pamiętał, więc nie wiedział jak było... Ledwo pamięta jak załatwili pokój w hotelu, urywki ich kolacji... A jak juz był pijany to kompletne zero. Dlatego słuchał jej, chcac dowiedzieć się co się stało. Miał mętlik w głowie. Nie miał siły za wiele mówić, ale widząc jej zdenerwowanie chciał chwycić ją za dłoń, nawet spróbował sięgnąć.
-Nie jestem dzieckiem... - zdołał wyszetać. Choć wtedy poczuł ból. Coś ze szczęką? Czuł się okropnie, domyślał się, że i tak jest na lekach przeciwbólowych.

-Ale chyba ja jestem skoro pozwoliłam ci odejść...byłeś kompletnie pijany, a ja tak po prostu pozwoliłam ci pójść... - Wydusiła, mógł się po chwili zorientować że jej łzy kapały na podłogę - Przepraszam Cię Levi za to wszystko. Nie powinnam była, ja...przepraszam. I dbaj o siebie, proszę.
Mimo to jeszcze nie wyszła z pokoju. Stała tak i się wahała, ale w końcu podeszła bliżej. Lekko dotknęła jego ręki, znowu to poczuła. To napięcie między nimi, które się pojawiało nawet przy lekkim dotyku.