You are viewing a single comment's thread from:

RE: This post is for role play

in #rp6 years ago

Mikasa uniosła trochę rozbawiona brew i wywróciła oczami, co za dziecinne zachowanie. Pokręciła głową i spojrzała nieco zmartwiona na Levi'ego.
-Ja tylko mu robię za szofera, w końcu ty nawet nie przyjechałaś żeby odebrać go ze szpitala. A musi sobie wyrobić nowy dowód i załatwić inne sprawy, nie uważasz że to też jest ważne dla waszego bezpieczeństwa?

Sort:  

Puściła go w końcu i podeszła do Mikasy. Taka niska, a zabijała ją spojrzeniem. Nie lubiła jej, wtrącała się w ich życie.
-W takim razie czemu się pakuje? - warknęła i wróciła do napastowania męża. -Levi! Załatwimy to zaraz razem... - chyba się zaniepokoiła. Miała zamiar to wszystko z nim załatwić, oczywiście! -Wypakuj się - poprosiła, nie podobało jej się to, sama postanowiła spróbować dobrać się do jego już zapiętej torby. Levi wyraźnie zaś się zastanawiał. Jednak w końcu ją zatrzymał. Już się zdecydował. Zerknął na Mikasę, by pomogła mu z torbą.
-Mikasa, możesz?

Kto by pomyślał że coś tak małego może być takie zabawne zwłaszcza jak próbuje być groźna. Mikasa patrzyła na nią lekceważąco z założonymi rękoma. Zerknęła na Levi'ego uważnie i kiwnęła już głową.
-Jasne - Wzięła od niego torbę i spojrzała na Alice - Miłego dnia życzę.

Alice była oniemiała. Co ta baba z nim zrobiła? Czemu jej wcale nie słuchał? Levi już ruszył by zejść po schodach. Nie wyobrażał sobie, gdyby musiał chodzić w tę i z powrotem po nich codziennie.
Kiedy już zeszli na dół i byli przy drzwiach Alice znowu się przyczepiła do niego.
-A...ale... Levi! - użyła innej taktyki, zwyczajnie zalewając się łzami. I to faktycznie zrobiło na Levim jakieś wrażenie. W końcu to była jego żona, miał do niej słabość... Jednak Mikasa nie musiała interweniować. Sam się opamiętał i już wyszedł.
Odetchnął dopiero gdy byli już w aucie. Gdy tylko usiadł ciężko odetchnął, wyraźnie przygnębiony. Rozmasował szyję, wbijając wzrok w szybę. Przeżywał to...

Sama szczerze myślała że może się już podda. Ale ucieszyła się gdy ruszył dalej. Jak byli w aucie to bez słowa ruszyła do domu, nie chcąc na razie go zajmować rozmową. Pewnie musiał się jakoś uspokoić w związku z tym wszystkim. Pomogła mu tylko z rzeczami i już byli u niej w domu.
Panował porządek a Sumo siedział sobie na kanapie wyraźnie zadowolony. Widząc Mikasę i Levi'ego jednak się nagle ucieszył i podszedł do nich, liżąc ich po rękach.
-Rozgość się, ja odłożę to tylko do pokoju...

Mruknął podziękowania grzecznie i rozejrzał się. Gdy Sumo go polizał, zwrócił na niego uwagę. Dogadają się? Dotarł do kanapy i usiadł. Oparł się, odchylając też głowę, tak by orzeć jej tył. Wbił wzrok w sufit, zaraz zasłaniając przedramieniem oczy. Tylko... Co on ze sobą zrobi przez tyle czasu? Dopiero zdał sobie sprawę jak bardzo będzie umierał z nudy. To dopiero przygnębiająca wizja...

Sumo odrazu usiadł obok niego i zaczął go wąchać, parę razy znowu go liżąc po ręce. Mikasa w końcu się pojawiła i stanęła tak nad Levim w ciszy. Chyba był zmęczony...nachyliła się lekko nad nim i złączyła ze sobą ich usta.
-Chcesz coś zjeść...? - Szepnęła ostrożnie.

Wolną ręką, bez patrzenia, zlokalizował łep psa, głaskając go z rezygnacją. Nawet nie zwrócił uwagi na Mikasę, choć na jej wargi jak najbardziej, zabrał rękę z twarzy, całując się z nią chwilę.
-Zjadłem śniadanie w szpitalu... No i nie mam teraz jakoś tak apetytu - przyznał, biorąc ją za rękę, przyciągając do siebie, na kanapę. -Musiałaś sobie dzisiaj wziąć przeze mnie wolne... Wybacz. - szepnął, kiedy posadził ją sobie na kolanach. W końcu mogli poczuć się swobodnie.

-Nie przejmuj się tym, naprawdę... - Szepnęła i wtuliła się w niego wygodniej. Przymknęła oczy, miał taki przyjemny zapach...zapomniała już jak bardzo go lubiła. I fakt że mogli teraz razem na spokojnie ze sobą posiedzieć...
-Bardzo tęskniłam - Wyznała szczerze i musnęła go w policzek. Popatrzyła teraz na niego uroczo, naprawdę jej tego brakowało.