You are viewing a single comment's thread from:

RE: This post is for role play

in #rp6 years ago

No cóż, obaj mieli charakterki. Dogadają się na dłuższy czas raczej tylko, gdy co jakiś czas jedno lub drugie będzie ustępywać. Potrzeba też dużo kompromisów... Chyba zdają sobie sprawę?
Levi cicho westchnął, widząc jej zmęczenie.
-Jest okej... - nie chciał najwyraźniej mówić. Nie musiał. -Wiesz, ten bank mogę zawsze sam załatwić, przejadę się komunikacją miejską czy coś... - poniósł się chcąc z nią iść do auta.

Sort:  

-Głupi jesteś. Musisz uważać na zdrowie - Burknęła, naprawdę to nie był dobry pomysł z jego strony. Mogło tu też chodzić o jego życie, nie chciała podejmować takiego ryzyka. Już tylko ruszyli do auta a jak wsiadła to włączyła ogrzewanie i napiła się wody z butelki pod siedzeniem.
-Dobrze...a więc bank. A potem wracamy do domu i odpoczywamy. Zgadza się?

Rozsiadł się, przekręcając oczami ukradkiem.
-Ta, dobrze... Jeśli chcesz się zmienić w moją opiekunkę, nieźle ci idzie - rzucił, odpoczywając sobie już w ciepełku. -No, ale tak. Zgadza się - mruknął, zerkając na jej butelkę z piciem. Sięgnął po butelkę, biorąc ją sobie, by się napić. Może czasem przejawiał oznaki niewychowania... Mógł poprosić.

-Wolisz potem zostać kaleką albo gorzej? - Wywróciła oczami i już zaczęli jechać w stronę banku. Na wodę się nie odezwała i chociaż ten gest ją zdziwił to nie dała tego po sobie poznać. Nie chciała się też z nim kłócić, sytuacja jest nerwowa tak czy siak. Ostatnie czego potrzebują to kłócić się.
-Więc...jak się czujesz?

Skrzywil się na jej komentarz. Nie musi mu uswiadamiać, coś tam zdaje się rozumieć.
-Po prostu, wiesz że mi to nie pasuje. To trudne - mruknął, wbijając wzrok w szybę. Chyba nikt nie lubił zmian. Moze i zwchowuje się nieco dziecinnie z flustracji. -Jest dobrze. Nie musisz się aż tak przejmować - szepnął, zerkając na nią. To miłe, choć musiał przyznać, że miał tego trochę dosyć. Co jej da wiedzieć jak się czuje? Nie było źle... Tylko ten wzrok. Czekał już tylko aż podjadą, niezbyt rozmowny.

Nie musiała się przejmować...ale i tak się przejmowała. Bała się o niego, nie powinien jej się w ogóle dziwić. Wzięła głęboki wdech i już się więcej nie odezwała. Jeszcze powie za dużo, a nie chciała zagęszczać atmosfery między nimi. Przygryzła już tylko dolną wargę. Jak dojechali do banku to spokojnie poczekała na niego, ale nie odzywała się w ogóle. Już nie chciała go męczyć...

Podziękował po prostu, już wychodząc. No i trochę znowu musiała na niego poczekać. Ale w końcu mogła zauważyć, że był na horyzoncie. Szczerze te kule bardzo go męczyły. Wsiadł z ulgą.
-Załatwione - szepnął mrużąc oczy. Chyba naprawdę dla niego to kamień z serca. Nawet jeśli chwycił się za głowę widząc stan konta. Nie pierwszy raz rozrzutność Alice go powalała. Nie była to nowość... Tym razem jednak zniknęło paręnaście tysięcy, no a jeśli Alice bylaby nadal tak rozrzutna w końcu dotarłaby do zera, więcej by wydała niż ten zarobi. Mimo to, nie miał do tego teraz głowy. Choć trochę zastanawiał się nad tym jak bardzo się zezłości -...Będzie można wydać stówkę tygodniowo, poza stałymi wydatkami. Dla Alice będzie to za mało, myślisz, że to skłoni ją do myślenia?

Ucieszyła się widząc, że już wraca. Ona w tym czasie wymyśliła co zrobi do jedzenia w domu no i zadzwoniła do Bryana. O niego też się martwiła, mimo wszystko...
-Przypuszczam, że tak. Mimo wszystko, poczuje to na pewno. A wtedy będzie myśleć o tym wszystkim. Dodatkowo nie masz telefonu więc nie ma jak się z Tobą skontaktować...będzie się denerwować.

Zamyślił się nad tym, mając wyraźne wątpliwości związane z tym wszystkim. Choć to najlepsze wyjscie, jeśli nie chciał zostać bez grosza. No i skoro Alice trochę się zastanowi... Pokiwał głową, z jej zdaniem czuł się pewniej.
-Dziękuję - szepnął i spojrzał na nią, biorąc ją zaraz za dłoń. Miał zimną łapkę, choć już trochę siedział w cieple. -Możemy już wracać.