You are viewing a single comment's thread from:
RE: This post is for role play
Zdziwiła go. Ale był praktycznie za nią. Kiedy ich dogonił już tylko wyciągnął broń, asekurując ją. Poczekał aż go zakuje. Była niezwykła... Był pod jej wrażeniem. W sumie już nie pierwszy raz.
-Nie waż się ruszyć - warknął ostrzegawczo, tak aby nie miał już nadzieji, że się wywinie. Mają go.
Mikasa nadal leżąc zakuła go i po tym się już odsunęła, trzymając się za nos. Żeby tylko nie był złamany...
O dziwo mówił to samo co brat. Że nie wie o co chodzi i że tego nie zrobił. Mikasa słuchała go uważnie i zmarszczyła czoło.
-Taka sama śpiewka jak u brata, wiesz o tym? - Warknęła na co chłopak zrobił duże oczy.
-On...złapaliście go? - Szepnął wyraźnie przerażony. Wbił już wzrok w fotel i opuścił głowę którą po chwili zaczął kręcić.
-No wypuścimy go skoro Ciebie mamy. Nie musisz się martwić o brata.
-O czym pani gada?
-Przecież pomógł nam z Tobą, nic do niego nie mamy.
-Zabił te wszystkie dziewczyny i nie jest winny?!
W tamtym momencie Mikasa zatrzymała gwałtownie auto i odwróciła się w jego stronę. Nadal leciała mu krew z czoła, ale chyba oprócz tego nic mu nie było. Ale to dlaczego bredził?
-O czym ty teraz gadasz?
-Eee...bo ja te narkotyki - Szepnął i opuścił głowę - No to dlatego uciekłem, sprzedałem je tym dziewczynom. Ale nie zabiłem ich...on to zrobił - Jeszcze niżej opuścił głowę.
Mikasa spojrzała na Levi'ego. Więc sprzedał im ich brata i liczył na to że się to nie wyda? Jak wrócili to zignorowała krwawiący nos i już z powrotem poprosiła o przesłuchanie chłopaka.
Kiedy Mikasa mruknęła, że tamtego wypuszczą, skrzywił się. Był przeciwny! Skąd mają pewność, że tamten był czysty?! Zły już chciał coś powiedzieć, ale ten tu sam wsypał brata. Niekoniecznie spodziewał się tego... Zmarszczył brwi zamyślony. Może w ogóle działali razem? Nic jednak się nie odezwał, Milcząc całą drogę.
Kiedy byli na miejscu podał Mikasie chusteczkę, by przetarła chociaż ten nos, w trakcie gdy czekali aż wprowadzą dzieciaka do pokoju przesłuchań. Zaraz już mogli wchodzić. Levi wybuchł pierwszy, uderzając o blat.
-Powiedz mi po prostu... czemu to robiłeś? Może też ćpałeś? A może cię to kręciło? - niby miał spokojnu głos, ale tak lodowaty...
Podziękowała cicho za chusteczkę i już tylko weszła z nim do sali.
Po przerażeniu chłopaka nic nie zostało teraz wpatrywal się w nich z uśmieszkiem.
-Skoro ja wpadłem to dlaczego nie i mój brat? Zasłużył sobie - wzruszył beztrosko ramionami - One zresztą też. Możecie mi podziękować. Mniej szmat na tym świecie. Ale ty przeszłaś test, możesz być z siebie dumna.
Mikasa patrzyła zimno na niego cały czas.
-Takich jak one trzeba się pozbywać panie władzo. Narkomanki i jeszcze jakie oziębłe! Zamiast powiedzieć po prostu "Nie" to musiały mnie wyzywać. Więc zafundowałem im odjazd ich życia. Co z tego że ostatni? I tak by w końcu się tym zabiły.
Wziął wdech, opadając na krzesło. Pokręcił głową.
-Ty się słyszysz? To nie były zwykłe zabójstwa. Te ciała były w tragicznym stanie. Aż tak najechały ci na dumę? Musisz mieć tak naprawdę kiepskie mniemanie o sobie, skoro odrzucenia cię tak ugodziły... - pochylił głowę w bok. Miał lodowary wyraz tarzy, w sumie głos też. Aż jakaś okropna aura z niego biła.
-Jak mówiłem. Chciały odjazdu to miały odjazd. A ostatnia mnie ugryzła w rękę - Skrzywił się i spojrzał na dłoń na której był ledwo widoczny ślad po zębach. Jednak wyprostował się bardziej na krześle i pochylił się w stronę Mikasy - Szkoda że tak się skończyło...miałabyś noc swojego życia. Żal byłoby mi zabijać taką jak ty. Dlatego znalazłem inną.
Mikasa patrzyła zimno na niego cały czas, zabił jakąś dziewczynę przez nią...zagryzła sobie dolną wargę.
Podniosła się już tylko. Przyznał się, więcej nie potrzebowali.
Oniemiał. Stąd... te podobieństwo. Aż go ciarki przeszły, choć w życiu by się nie przyznał. Zerknął za Mikasą, gdy wstała.
-Będziesz gnił w więzieniu. Masz jak nic zafundowane dożywocie. Należy ci się, tam cię nauczą - mruknął na pożegnanie i wstał już za dziewczyną, wychodząc. Chciał dogonić Mikasę. Rozejrzał się za nią.
Ten tylko mu pomachał skutymi rękoma. Nie żałował.
Mikasa już szła w stronę auta, chciała się upić. Upić i zapomnieć o tej sprawie, o tym co zobaczyła i co się wydarzyło. Powinna wrócić do domu, Bryan będzie się już martwił...poza tym miała podartą spódnicę. Wzięła głęboki wdech i wyrzuciła chusteczkę do kosza.
Rozejrzał się, zaglądając też do paru biur. Może rozmawiała z kimś? Powinni też zająć się papierami. Wyjaśnił tylko kto jest winny, tak by nie musieli przeglądać kamer czy słuchać magnetofonu. Wspomniał też o narkotykach. Ale w końcu ją dogonił, nim włożyła klucze do stacyjki. Wsiadł do auta, może i nie proszony...
-Mikasa, co chcesz zrobić? - zapytał sięgając do jej dłoni, w której trzymała kljczyki. -Jedziesz do domu? Jeśli tak... - cofnął trochę dłoń.