You are viewing a single comment's thread from:
RE: This post is for role play
Kiedy Mikasa mruknęła, że tamtego wypuszczą, skrzywił się. Był przeciwny! Skąd mają pewność, że tamten był czysty?! Zły już chciał coś powiedzieć, ale ten tu sam wsypał brata. Niekoniecznie spodziewał się tego... Zmarszczył brwi zamyślony. Może w ogóle działali razem? Nic jednak się nie odezwał, Milcząc całą drogę.
Kiedy byli na miejscu podał Mikasie chusteczkę, by przetarła chociaż ten nos, w trakcie gdy czekali aż wprowadzą dzieciaka do pokoju przesłuchań. Zaraz już mogli wchodzić. Levi wybuchł pierwszy, uderzając o blat.
-Powiedz mi po prostu... czemu to robiłeś? Może też ćpałeś? A może cię to kręciło? - niby miał spokojnu głos, ale tak lodowaty...
Podziękowała cicho za chusteczkę i już tylko weszła z nim do sali.
Po przerażeniu chłopaka nic nie zostało teraz wpatrywal się w nich z uśmieszkiem.
-Skoro ja wpadłem to dlaczego nie i mój brat? Zasłużył sobie - wzruszył beztrosko ramionami - One zresztą też. Możecie mi podziękować. Mniej szmat na tym świecie. Ale ty przeszłaś test, możesz być z siebie dumna.
Mikasa patrzyła zimno na niego cały czas.
-Takich jak one trzeba się pozbywać panie władzo. Narkomanki i jeszcze jakie oziębłe! Zamiast powiedzieć po prostu "Nie" to musiały mnie wyzywać. Więc zafundowałem im odjazd ich życia. Co z tego że ostatni? I tak by w końcu się tym zabiły.
Wziął wdech, opadając na krzesło. Pokręcił głową.
-Ty się słyszysz? To nie były zwykłe zabójstwa. Te ciała były w tragicznym stanie. Aż tak najechały ci na dumę? Musisz mieć tak naprawdę kiepskie mniemanie o sobie, skoro odrzucenia cię tak ugodziły... - pochylił głowę w bok. Miał lodowary wyraz tarzy, w sumie głos też. Aż jakaś okropna aura z niego biła.
-Jak mówiłem. Chciały odjazdu to miały odjazd. A ostatnia mnie ugryzła w rękę - Skrzywił się i spojrzał na dłoń na której był ledwo widoczny ślad po zębach. Jednak wyprostował się bardziej na krześle i pochylił się w stronę Mikasy - Szkoda że tak się skończyło...miałabyś noc swojego życia. Żal byłoby mi zabijać taką jak ty. Dlatego znalazłem inną.
Mikasa patrzyła zimno na niego cały czas, zabił jakąś dziewczynę przez nią...zagryzła sobie dolną wargę.
Podniosła się już tylko. Przyznał się, więcej nie potrzebowali.
Oniemiał. Stąd... te podobieństwo. Aż go ciarki przeszły, choć w życiu by się nie przyznał. Zerknął za Mikasą, gdy wstała.
-Będziesz gnił w więzieniu. Masz jak nic zafundowane dożywocie. Należy ci się, tam cię nauczą - mruknął na pożegnanie i wstał już za dziewczyną, wychodząc. Chciał dogonić Mikasę. Rozejrzał się za nią.
Ten tylko mu pomachał skutymi rękoma. Nie żałował.
Mikasa już szła w stronę auta, chciała się upić. Upić i zapomnieć o tej sprawie, o tym co zobaczyła i co się wydarzyło. Powinna wrócić do domu, Bryan będzie się już martwił...poza tym miała podartą spódnicę. Wzięła głęboki wdech i wyrzuciła chusteczkę do kosza.
Rozejrzał się, zaglądając też do paru biur. Może rozmawiała z kimś? Powinni też zająć się papierami. Wyjaśnił tylko kto jest winny, tak by nie musieli przeglądać kamer czy słuchać magnetofonu. Wspomniał też o narkotykach. Ale w końcu ją dogonił, nim włożyła klucze do stacyjki. Wsiadł do auta, może i nie proszony...
-Mikasa, co chcesz zrobić? - zapytał sięgając do jej dłoni, w której trzymała kljczyki. -Jedziesz do domu? Jeśli tak... - cofnął trochę dłoń.
Ręka jej drżała, łatwo to było zauważyć. Oblizala nerwowo usta, sama właściwie nie wiedziała jeszcze gdzie pojedzie...
-Chcę się upić - Wyznała szczerze i opuściła głowę - Chce się upić i zapomnieć o jego słowach, o wszystkim co powiedział. Chcę zapomnieć o tej sprawie...
Niby mógł jej pozwolić... Niby to nie jego sprawa. A jednak mimo tego, że byli praktycznie na widoku przytulił ją nagle, głaszcząc po głowie.
-W tak kiepskim stanie... Weź chociaż wróć do domu się przebrać i zadbać o nos - poprosił, wciskając twarz w jej kosmyki. Trochę się skrzywił, szampon Alice nadal dokładnie było czuć. -Nie mogę ci nic zabronić, w końcu nie jestem twoim facetem. Więc jeśli faktycznie potrzebujesz... - westchnął i odsunął się. Tylko niech najpierw wróci do siebie.